poniedziałek, 14 lipca 2014

Sleeping with the Frenemy- Chapter 4

Chapter 4

Difficult decisions*

C'est pas seulement ma voix qui chante.
C'est l'autre voix, une foule de voix,
Voix d'aujourd'hui ou d'autrefois,
Des voix desesperees, 
Voix dechirantes et brisees,
Voix souriantes et affolees,
Folles de douleur.**



Hermiona nie pojawiła się także na kolacji. Harry ze zmartwienia nie był w stanie nic przełknąć, więc jedynie siedział na swoim miejscu popijając sok pomarańczowy i wsłuchując się w paplaninę podekscytowanej Ginny. Czasami miał wrażenie, że dziewczyna jest jeszcze większą maniaczką quiddlicha, niż jej brat. Potrafiła godzinami rozprawiać o nowych taktykach, bądź ostatniej grze Armat z Chundley.  

To była ulubiona drużyna Rona, pomyślał mimowolnie wzdrygając się. 

Nie mógł zmusić się do nazywania go po nazwisku. To była pierwsza osoba, którą poznał w tym świecie, nie licząc Hagrida.  

Pierwsza z którą się zaprzyjaźnił. Wiedział o nim praktycznie wszystko.. 

Taka strata naprawdę bolała. 

Miał jednak wątpliwości, czy nawet jeśli Ron by się kiedykolwiek opamiętał, chciałby mieć z nim jeszcze coś wspólnego. Po tym co od niego usłyszał, nie zaufałby mu nigdy więcej. Nie był naiwny.. Na palcach dwóch rąk mógł policzyć osoby którym ufa. Dumbledore, Hermiona, Ginny, Syriusz, Remus, pani Molly... Bardzo trudno było zaskarbić sobie u niego zaufanie. Po tym, jak traktowany  był przez niemal całe swoje dzieciństwo, zrobił się wyjątkowo nieufny względem większości. 

Starał się jak najbardziej odwlec wizytę u dyrektora udając, że nie widzi powoli pustoszejącej sali, dopóki nie zostało kilka ostatnich osób. Wzdychając wstał od stołu i nie widząc innego wyjścia, wolnym krokiem skierował się do gabinetu Dumbledora.  

Stając przed kamiennym gargulcem, wypowiedział hasło i odczekał, aż strażnik odskoczy ukazując wolno sunące do góry spiralne schody. Postąpił dwa kroki do przodu i sapnął, gdy przejście za nim gwałtownie się zasunęło.  Nigdy nie mógł się do tego przyzwyczaić. Na dodatek nie za bardzo lubił małe, ciemne przestrzenie. 

-Witaj Harry.- Starszy czarodziej przywitał się z nim, gdy tylko postawił nogę w jego gabinecie. 

-Dzień Dobry, dyrektorze.- Odpowiedział niepewnie stając naprzeciwko jego biurka. 

Postacie z portretów spoglądały na nich z zaciekawieniem. 

-Przypuszczam, że domyślasz się z jakiego powodu cię wezwałem...

Wielka gula w jego gardle momentalnie przybrała rozmiar domu, przez co nie potrafił wykrztusić z siebie żadnego słowa, skinął więc zwyczajnie głową. Dyrektor przyjął to jako potwierdzenie w zamyśleniu dotykając swojej długiej brody.

-Może zechciałbyś najpierw usiąść, Harry?

Chłopak z ulgą opadł na jedno z pobliskich krzeseł.

-Cytrynowego dropsa?- Starzec z zachęcającym uśmiechem wyciągnął w jego kierunku pucharek z cukierkami.

-Nie, dziękuję...-Odpowiedział chcąc, aby dyrektor doszedł wreszcie do sedna spotkania. Naprawdę wolałby być teraz wszędzie, byle tylko nie tu... 

Czarodziej pokiwał głową w zrozumieniu odkładając cukierki na bok. 

-W takim razie powinniśmy przejść od razu do rzeczy.. Harry, wezwałem cię tutaj ponieważ zaniepokoiła mnie pewna kwestia dotycząca twojego zdrowia. 

Harry przełknął ślinę zdenerwowany. Czy dyrektor także myślał, że oszalał? Dumbledore jakby przeczuwając o czym myśli chłopak uspokajająco machnął dłonią. 

-Nie, nie... Nic z tych rzeczy... Nie chodzi o żadne bzdury wypisywane przez Proroka. Chodzi o twój ostatni pobyt w skrzydle szpitalnym...

-Ah, to...

Następna fala niepokoju przetoczyła się przez jego ciało. Sam do końca nie był pewny co się wtedy wydarzyło, nie wiedział więc czego ma się spodziewać. Do tego jeszcze ta dziwna energia pulsująca wokół jego skóry. 

Czuł ją bezustannie od momentu przebudzenia się w skrzydle szpitalnym, do teraz. Nie opuszczała go ani na chwilę. Z tym, że teraz czuł ją wokół swojego całego ciała, a nie tylko wokół blizny. Starał się to zignorować, bo w końcu nic takiego się nie działo. Jeśli nie liczyć tego, że otaczała go dziwna aura, nie czuł się w żaden sposób inaczej.... Wątpił żeby tak naprawdę miała ona na niego jakikolwiek wpływ. Ona po prostu była, otaczając go cieniutką powłoką. 

'Trochę jak druga skóra' pomyślał. Dumbledore odchrząknął wyrywając go z zamyślenia.

-Tak, właśnie o to mi chodzi, Harry.. Czy od momentu wyjścia ze szpitala czułeś się inaczej... w jakikolwiek sposób?

Nie chciał odpowiadać jednak jego ręka jakby samoistnie poniosła się i dotknęła blizny. Gdy zorientował się co robi, szybko ją cofnął, lecz zdążył już zauważyć dziwny błysk w oczach dyrektora.

-Harry, czy jest coś o czym muszę wiedzieć?

-Ja... można powiedzieć, że czuję się trochę inaczej...niż zwykle...-Wyjąkał wpatrując się w sęki widocznie na biurku czarodzieja.

-Inaczej.. W jakim sensie?

Harry naprawdę nie wiedział, jak opisać słowami co się z nim dzieje. A tym bardziej, jak nie wyjść przy tym na wariata.

-Ja, mam wrażenie jakby moją skórę otaczała jakaś... energia.

-Energia?- Czarodziej zrobił dziwną miną słysząc takie porównanie.

-Wiem, że to głupie.. 

-Nie, nie... wręcz przeciwnie. Śmiem stwierdzić, że to znakomite porównanie Harry.. To co cię otacza z całą pewność można nazwać jakąś energią. 

Harry zamrugał zdziwiony.

-To pan wie?

-Oczywiście. To właśnie z powodu tej, jak to nazwałeś "energii" się tutaj spotykamy. Od momentu w którym wylądowałeś w skrzydle szpitalnym zarówno Poppy, jak i ja zauważyliśmy u ciebie tą dziwną anomalię...

Teraz to już kompletnie nic nie rozumiał. 

-...To nie jest coś o czym powinni się dowiedzieć inni ludzie, ale nie zagraża też ani twojemu zdrowiu, ani psychice. Możesz być tego pewny...- Uspokoił go, zanim ten zdążył spanikować.

-Więc w takim razie co to jest? Dlaczego w ogóle się pojawiło?-Zapytał, chcąc usłyszeć jakiekolwiek, w miarę racjonalne wytłumaczenie.

-I tu właściwie  zaczyna się pewien problem... Domyślam się, że słyszałeś czym zasłynął Merlin?

Harry zastanawiał się co to miało wspólnego z jego problemem, ale odpowiedział.

-Był najpotężniejszym czarodziejem w historii?

Dumbledore westchnął jakby spodziewając się takiej odpowiedzi.

-To tylko jedna z rzeczy, o których się mówi w związku z jego osobą... Tak naprawdę mam na myśli jego zdolności.. Czy kiedykolwiek czytałeś, bądź słyszałeś coś na ten temat?

-Nie za bardzo...

-Tak też myślałem... Powiem ci w czym rzecz, Harry. O ile przyrzekniesz, że nic co tutaj usłyszysz, nie wyjdzie poza ten gabinet. 

Chłopak pokiwał głową na znak zrozumienia.

-Merlin nie tylko słynął z ogromnej mocy, ale także z darów, którymi był obdarzony. Wiesz, że Salazar Slytherin był wężoustny, prawda? Merlin także posiadał ten dar. Był także metamorfagiem, animagiem, miał zdolności uzdrowicielskie i potrafił przewidzieć przyszłość. To on stworzył wszystkie przepowiednie, przewidział losy wszystkich czarodziejów. Wbrew temu co mówią w książkach, posługiwał się zarówno czarną, jak i białą magią.. Z tym, że wcześniej nie była zakazana, i w gruncie rzeczy nikt nie wykorzystywał jej do złych celów. Tak jak kiedyś mówiłem, to nie magia jest zła, tylko nasze zamiary. Nie ważne, czy biała, czy czarna...

Harry z uwagą studiował słowa czarodzieja.

-Dobrze.. Ale co to ma wspólnego ze mną?

Dumbledore spojrzał na niego z poważną miną. 

-Była także jedna inna kwestia... Nigdy nie czarował za pomocą różdżki.

Harry spojrzał na niego zaskoczony.

-Umiał magię bezróżdżkową, tak?

Dumbledore pokręcił głową.

-Harry, tu nie chodzi o umiejętność czarowania bez różdżki. Czarodzieje kształcą ją w sobie latami, a i tak nie potrafią rzucać potężniejszych zaklęć. Do tego aby się jej nauczyć, wcześniej musisz umieć się posługiwać także różdżką.  A on NIGDY jej nie potrzebował. 

-...Teraz to już w ogóle nic nie rozumiem...

-Trudno się dziwić, nawet najpotężniejsi czarodzieje dzisiejszych czasów, mają trudności ze zrozumieniem tego. Chodziło bowiem o jedną z najstarszych form magii. Niegdyś nazywano ją "dziką magią" ze względu na to, że wielu czarodziei po prostu nie umiało jej poskromić. Na przełomie wieków było tylko kilku ludzi obdarzonych "dziką magią". Ostatnim z nich był właśnie Merlin. Można powiedzieć, że właśnie dzięki temu darowi był aż tak potężny.. Jednak nakładało się na to, jak wcześniej powiedziałem, jeszcze mnóstwo innych darów. Pozostali czarodzieje którzy posiadali ten dar, zazwyczaj nie dożywali do siedemnastego roku życia, gdy nasza magia całkowicie się normuje. Przez to, że przez ten czas nie udało im się poskromić swojej siły, magia po prostu ich zabijała. Czym właściwie ona była? Energią.. Energią która otaczała czarodzieja, która umożliwiała czarowanie za pomocą myśli. Jeśli udało się ją poskromić, nigdy więcej nie trzeba było używać różdżki. Choć jeśli chodzi o Merlina, on miał naturalny talent, dzięki któremu już od najmłodszych lat, całkowicie ją opanował. Co też samoistnie znaczy, że żadnej różdżki nie potrzebował. "Dzika magia" zazwyczaj ujawniała się przed jedenastym rokiem życia, jednak w twoim przypadku... prawdopodobnie cykl ten został zaburzony przez niefortunne zdarzenie, z twego dzieciństwa.- Dokończył nawet nie zdając sobie sprawy, jaką burze wywołał swoim ostatnim zdaniem. 

-Jak to w moim przypadku?!- Wykrzyknął zdziwiony, na co wiszące wokół portrety prychnęły ze wzburzeniem.

-Dzieciaki bez ogłady- wysyczał jeden z nich, ostentacyjnie znikając z ram portretu. 

Harry zignorował go, wlepiając swoje zszokowane spojrzenie w dyrektora.

-Chłopcze, miałem trochę czasu na rozpoznanie twojej przypadłości. Gdy spałeś, Poppy dokładnie zeskanowała stan twojego rdzenia magicznego, dzięki któremu niemal od razu dowiedzieliśmy się w czym rzecz. Początkowo byliśmy naprawdę zszokowani, w końcu ostatni przypadek takiego daru zdarzył się kilka setek lat temu, jednak teraz nie ma to znaczenia. Najważniejszym priorytetem na dziś dzień, jest abyś nauczył się okiełznać budzącą się w tobie magię. 

-Ale.. ale.. Może to wcale nie jest to! Może to przez ten atak Voldemorta! 

Dumbledore uśmiechnął się ponuro.

-Obawiam się, że to właśnie jego działanie, obudziło  w tobie ten dar. Gdyby się dowiedział, z pewnością wpadłby w szał. Jeśli ta informacja wymsknie się na światło dzienne Czarny Pan z pewnością nie będzie dłużej zwlekał. Przyjdzie po ciebie tak szybko, jak tylko zorganizuje jak najwięcej swoich popleczników. Dopóki nie opanowałbyś magii, możliwe, że podczas walki, sama zwróciła by się przeciwko tobie. Dlatego tak ważne jest, aby nikt nie dowiedział się o niczym, zanim kompletnie jej nie opanujesz. Od momentu przebudzenia, magia będzie cię chronić przed atakami z zewnątrz. Jednak nie mamy pewności jak będzie wyglądała sytuacja, gdy sam będziesz czarował. Możliwe też, że gdy będziesz w stanie silnych emocji, będzie ona oddziaływać na otoczenie....

"Świetnie następny straszny dar do kolekcji. Proszę bardzo! Pakujcie dalej! Co tam, przecież jestem wybrańcem, mordercza magia to pikuś! Wężomowa upodabniająca mnie do najgorszej kreatury na świecie? WSPANIALE!  I co jeszcze? Może się zacznę zmieniać w pokemona?!"


-....Prawdopodobnie Czarny Pan próbował rzucić na ciebie jakąś klątwę, przed którą magia cię uchroniła. Tak jak zauważyłeś wcześniej, teraz szczelnie cię otacza. Myślę więc, że nie musisz się więcej martwić wizjami. Magia kompletnie zablokowała połączenie pomiędzy tobą, a nim.


"Przynajmniej jedna dobra wiadomość" pomyślał. Nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać. Dumbledore pokrótce wyjaśnił mu, że przez najbliższy miesiąc, nie ma się czym przejmować. Ma wystrzegać się silnych emocji i starać się nie brać udziału w bójkach. (Prawdopodobnie chodziło mu o potyczki z Malfoyem) Pierwsze lekcje panowania nad "dziką magią" odbędą się po feriach świątecznych, które nawiasem mówiąc miały być za miesiąc. Do tego czasu ma starać się nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Wyjaśnił mu bowiem, że może się zdarzyć iż przypadkiem użyje magii niewerbalnej. Nie może dać się na tym przyłapać.


Pół godziny później, gdy wyszedł z gabinetu dyrektora, szybko skierował się do swojego dormitorium. Było już grubo po czasie w którym można było przebywać na korytarzach, więc nie zdziwił się, gdy przechodząc przez portret Grubej Damy, zobaczył pusty pokój wspólny.


Wzdychając skierował się do swojej sypialni, szybko się rozebrał i jak najciszej wskoczył do swojego łóżka, aby nie zbudzić współdomowników. Miał miesiąc spokoju.. Postanowił więc kompletnie zapomnieć na ten czas, o magii, która w nim krążyła. Z przyzwyczajenia nałożył na łóżko zaklęcie wyciszające, i pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, zasnął bez problemów.

Ten nocy po raz pierwszy, nic mu się nie śniło.
 ~o~

Wokół słychać było jedynie szum wiatru, szelest liści i odległe odgłosy zwierząt skrywających się w otaczającym polanie, lesie. Z przyjemnością przeciągnął się, opadając na zroszoną poranną rosą, trawę. Ciepłe promienie słońca nieśmiało wychylały się spomiędzy gałęzi, mile łaskocząc jego twarz.

Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się w ten sposób. Beztroski, wolny... Bez nieustannie ciążącego nad nim, fatum niebezpieczeństwa. Jeśli nie liczyć tego przeklętego daru, który miał znowu skomplikować jego życie. Gdy tylko tego poranka uchylił swoje powieki, naszła go nagła ochota na odwiedzenie błoni. W tej chwili, jak najbardziej nie żałował swojej decyzji.

Delikatnie ściągnął z nosa swoje sfatygowane okulary, chowając je następnie, do kieszeni swojej bluzy. Tak jak wszystkie inne rzeczy, które posiadał, była na niego przynajmniej o kilka rozmiarów za duża. Ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Ważne, że w ogóle posiadał cokolwiek w czym mógłby chodzić.

Niby mógłby kupić sobie coś porządnego...Ale po co? Dobrym wyglądem z pewnością nie pokona Voldemorta. I tak większość czasu jego ubrania ukryte są pod szkolną szatą. A w wakacje? W wakacje nie ma po co się stroić.

Wzdychając ułożył swoje ręce pod głową, obserwując patrzącą na niego z pobliskiego drzewa wiewiórkę. Do śniadania w Wielkiej Sali, została mniej więcej godzina, którą postanowił spędzić nie ruszając się z tego miejsca, ani na krok. 

Po wczorajszej rozmowie, nie wiedział już co ma myśleć. Wychodzi na to, że nigdy nie będzie mógł być normalny. Albo jest jedyną na świecie osobą, która przeżyła oberwanie klątwą uśmiercającą, albo jednym z dwóch żyjących na świecie wężoustych, a teraz jeszcze wychodzi na to, że posiada umiejętność jaką mógł pochwalić się sam Merlin. Bosko...

Z jego ust ponownie wymsknęło się ciche westchnienie.Nie miał zamiaru nikomu mówić o swojej nowej umiejętności.. O ile można to było tak nazwać.. Postanowił, że będzie lepiej jeśli nikt się o niej nie dowie. Nie chciał wyjść na większe dziwadło, niż wychodził do tej pory. Sam także nie miał zamiaru tego roztrząsać. Co ma być, to będzie, pomyślał zamykając powieki, i wsłuchując się w odgłosy Zakazanego Lasu.


~o~

Draco czuł się okropnie. Przez całą noc nie potrafił zmrużyć oka. Od dzisiejszej odpowiedzi Pottera, zależało życie jego, i jego przyjaciół. Jego żołądek zacisnął się w supeł, gdy przypomniał sobie co ma nastąpić podczas śniadania. 

Potter dostanie jego list...

Całe jego życie zależy teraz od tego, w jaki sposób ten dureń na niego odpowie. O Salazarze! Jakim cudem skończyłem potrzebując pomocy tego cholernego Chłopca-Który-Przeżył-Tylko-Po-To-Aby-Doprowadzić-Mnie-Do-Szału?!

 Z obrzydzeniem spojrzał w lustro dostrzegając ciemne cienie pod swoimi oczami. 

-Cholerny Potter..-wymamrotał, rzucając pod nosem kilka zaklęć maskujących.

Gdy uznał wreszcie, że efekt jest zadowalający, następnym zaklęciem ułożył swoje włosy, i jeszcze jednym idealnie wyprostował swoje szaty. Do śniadania nie zostało już zbyt wiele czasu... Pora, aby pogonić resztę ludu, zdecydował kierując swe kroki do pokoju wspólnego. 

Rzucając uprzednio na siebie zaklęcie wyciszające, jednym ruchem różdżki sprawił, że wokół słychać było głośne bicie dzwonu. Widząc jak kilka pokoi otwiera się szybko, z zadowolonym uśmieszkiem ruszył do wyjścia. 

Starając się wyglądać, jak najbardziej władczo, przywołał na swoją twarz nieodłączną maskę, i pewnym krokiem wkroczył do Wielkiej Sali, zajmując należne sobie miejsce. Wyglądało na to, że Pottera jeszcze nie było. Jak na razie, przy stole siedziało tylko kilka osób z piątego roku. Badawczym wzrokiem rozejrzał się po innych stołach. U Puchonów siedziało zaledwie kilka osób z pierwszego i drugiego roku, nie wliczając prefekta. Krukoni, jak zawsze.... wszyscy obecni. Jego własny stół, był zajęty tylko w połowie. Najwyraźniej młodsze roczniki na poważnie wzięły sobie jego groźbę, i postanowiły nie spóźniać się na żaden posiłek.

Starając się uspokoić nerwy, i równocześnie wyglądać na całkowicie opanowanego, sięgnął po jedną z cynamonowych bułeczek, i począł rozrywać ją na mniejsze kawałeczki, które to z gracją powoli konsumował.

Wielka Sala powoli wypełniała się uczniami, ale nadal nigdzie nie było widać Pottera. Draco przywitał się skinieniem głowy z Zabinim, i pozwolił Pansy ucałować się w policzek. Zauważył ich pytające spojrzenie, jednak nie odpowiedział na nie w żaden sposób. Jego wzrok ponownie padł na drzwi od Wielkiej Sali, i właśnie w tym momencie zobaczył wreszcie, tą czarną, roztrzepaną czuprynę.

Czy mu się zdawało, czy miał we włosach liście?

Wzdrygnął się z obrzydzeniem, zastanawiając się, jakim cudem jego własny los, ma leżeć w rękach takiego ignoranta... Do tego miał na sobie najobrzydliwszą bluzę, jaką kiedykolwiek widział. Przynajmniej z cztery rozmiary za dużą, do tego z kilkoma dziurami na rękawie....

Bogowie chyba lubują się w czarnych komediach...

Obserwował jak Potter podchodzi do swojego stołu, i zajmuje miejsce pomiędzy Granger i Weasleyówną.  Wyglądał jakby miał... dobry humor?  I najwidoczniej zapomniał wziąć ze sobą, tych swoich paskudnych okularów.. Nawet z tej odległości widać było, jak bardzo zielone są jego oczy. I to była jeszcze jedna cecha, której w nim nienawidził.

Bo oczywiście Zbawca Świata musi się wyróżniać wśród innych ludzi. Musi mieć najbardziej soczyste, zielone oczy jakie ktokolwiek, kiedykolwiek widział. Przyćmiewają nawet jego własne, stalowoszare tęczówki. Stop, przestań! Od teraz to twoja jedyna szansa, aby przetrwać! Musisz odzwyczaić się od ciągłego obrażania go! Wzdychając głęboko powrócił do swojej niedokończonej bułeczki, kątem oka dostrzegając jakiś ruch w powietrzu. Poderwał głowę widząc nadlatujące z każdej strony sowy.. A więc już czas, pomyślał czując, jak żołądek związuje mu się w ciasny supeł.


~o~

Nawet nie zauważył momentu w którym przysnął. Gdy wreszcie się obudził, z przerażeniem stwierdził, że trwa już śniadanie. Nie miał czasu, aby wrócić do dormitorium po swoją szatę, zresztą na posiłku nie była obowiązkowa.. Postanowił więc, że nie będzie się przejmował i po prostu pójdzie na śniadanie w tym co ma na sobie. Szybkim sprintem przebiegł przez błonia wkraczając do zamku, po czym skierował się do Wielkiej Sali. 

Nie przejmując się wlepionymi w siebie spojrzeniami, szybkim krokiem zbliżył się do swojego stołu, i zajął miejsce pomiędzy swoimi przyjaciółkami. Z obawą spojrzał na Hermionę, lecz widząc, że wszystko już jest w porządku, obdarzył ją pogodnym uśmiechem. 

-Ja.. musiałam to wszystko sobie uporządkować, Harry. Przepraszam jeśli sprawiłam, że się o mnie martwiliście..- Zwróciła się do Harrego i  Ginny, odwzajemniając się uśmiechem.

Po chwili jakby coś sobie przypominając, ogarnęła wzrokiem jego postać i skrzywiła się nieznacznie. 

-Doprawdy Harry, mógłbyś założyć na siebie coś odpowiedniejszego...

-Brzmisz, jak Malfoy- stwierdził, sięgając po jedną z apetycznie wyglądających kanapek. 

-W tym jednym przypadku, z przykrością muszę się z nim zgodzić... 

Ginny zaśmiała się widząc jego oburzoną minę, i poklepała go pocieszająco po ramieniu. 

-Tylko się nie gniewaj...- powiedziała tarmosząc lekko jego włosy-... ale Hermiona ma rację.

Harry parsknął pod nosem powstrzymując się od komentarza. 

-Nie widzę potrzeby, aby się stroić- stwierdził powolnymi ruchami przeżuwając swoją kanapkę.

Hermiona wymieniła spojrzenia z Ginny, najwyraźniej wpadając na pewien pomysł. 

-Harry, jutro jest wyjście do Hogsmeade, prawda?- Zapytała uśmiechając się niewinnie.

-...- Stwierdził, że nie musi odpowiadać na te pytanie, skoro Hermiona sama zna odpowiedź.

-Może miałbyś ochotę przejść się z nami na drobne zakupy?

Harry spojrzał na nie podejrzliwym wzrokiem. Czuł, że nie chodziło im o zwykłe zakupy, jednak widząc błagalne spojrzenie Hermiony, z głębokim westchnieniem przystał na ich propozycję.

-Tylko nic nie kombinujcie- mruknął rozglądając się dokoła.

Akurat w tym momencie do Wielkiej Sali wleciały sowy najpewniej niosące ze sobą, poranne wydanie Proroka Codziennego. Ze spokojem wypatrzył pędzącą w jego kierunku Hedwigę, zastanawiając się co też za bzdury napisano o nim tym razem. Zanim jednak jego sowa do niego dotarła, tuż przed nim, z gracją wylądował nieznany mu puchacz.

Najpierw pomyślał, że może to Syriusz przysłał mu wiadomość, lecz widząc starannie wykaligrafowane słowa, niemal od razu porzucił ten pomysł. Nie żeby był wredny, ale jego ojciec chrzestny naprawdę strasznie bazgrolił...

Powoli rozwinął kartkę, podczas gdy Hermiona odbierała gazetę, od jego własnej sowy, i zastygł w szoku przebiegając wzrokiem przez pierwsze linijki tekstu.


Potter,
nawet nie wiesz, jak wielkim obrzydzeniem, napawa mnie fakt, że muszę pisać właśnie do ciebie... Jednak nie mam zbyt wielkiego wyboru... Obawiam się, że będę musiał zająć trochę twego cennego czasu Wybrańca, dzisiaj wieczorem. Spotkajmy się dzisiaj o północy, w wierzy astronomicznej. Jeśli się zdecydujesz, napisz swoją odpowiedź na odwrocie.

PS. Nie waż się przychodzić na spotkanie, w tej szmacie którą masz na sobie. Upośledza ona moje biedne oczy.(dop.aut. Harry zawsze ma na sobie "szmaty" więc zniewaga nie dotyczyła tej bluzy, w końcu Draco pisał list dzień wcześniej)

Draco Malfoy

 Poczuł nagłą chęć, podejścia do stołu Ślizgonów, i przywalenia pięścią w tą jego arystokratyczną gębę.

-Harry, czy to list od Syriusza?- zapytała zaciekawiona Hermiona, próbując zerknąć mu przez ramię.

Harry jakby otrząsając się z chwilowego amoku, szybko odwrócił kartkę, i napisał swoją odpowiedź na odwrocie, po czym przywiązał ją do nogi nadal czekającego  puchacza, który po chwili wzbił się w górę i odleciał. Nie miał zamiaru na razie zastanawiać się, czy przypadkiem to nie podstęp. Miał środki dzięki którym mógł przecież pójść na spotkanie niezauważony, i w razie niebezpieczeństwa, tak samo wrócić. (czyt.peleryna niewidka)

-Tak, tak.- Skłamał szybko sięgając po leżącego nieopodal Proroka.- Napisał, żebym się o niego nie martwił, że wszystko u niego w porządku, i spytał się, czy dobrze mi idzie nauka do SUM-ów.

Tak jak przewidział, Hermiona praktycznie natychmiast porzuciła wątek listu, skupiając się ciekawszym temacie. 

-Jeśli nadal na Obronie przed Czarną Magią, będą nas uczyć tak jak dotychczas, większość uczniów nie zaliczy SUM-ów z tego przedmiotu! Dumbledore powinien rozważniej dobierać nam nauczycieli, a jeśli chodzi o.... 

Harry już po pierwszym zdaniu się wyłączył. Zerknął na przeciwległy stół, i niemal od razu dostrzegł utkwione w sobie spojrzenie Malfoya. Był naprawdę ciekawy, jak ważna musi to być sprawa, że został zmuszony do napisania właśnie do niego.. Postanowił zachować zimne opanowanie. Jeśli spotkanie nie okaże się podstępem, dzięki któremu zostanie oddany w łapska Voldemorta, równie dobrze może wysłuchać o co chodzi fretce. 

Tak jak to się mówi.. ''Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej".

W spokoju obserwował, jak ciemny puchacz ląduje przed Malfoyem, i jak ten sięga po wiszący u jego nogi liścik. Gdyby nie to, że akurat go obserwował, nigdy nie zauważyłby cienia różnych emocji przebiegających przez jego oblicze. Mógłby pomyśleć, że praktycznie mu... ulżyło? 

Kończąc ostatnią kanapkę, pożegnał się z Ginny i Hermioną, i popędził do swojego dormitorium, po swoją szatę i książki. 

~o~

Gdyby wcześniej rozejrzał się dokładniej po Wielkiej Sali, zauważyłby śledzący go wzrok jednego z Gryfonów... Zauważyłby także wściekłość malującą się na jego obliczu. 

Chyba po raz pierwszy, Weasleyowi udało się zarejestrować, coś czego nie zauważył nikt inny. I wcale mu się to nie podobało. Jego ograniczony mózg mozolnie zaczął przetwarzać to, co właśnie zauważył. Wychodziło na to, że Złoty Chłopiec, wcale nie był taki złoty, skoro najwyraźniej miał jakieś tajemnice, w które związani byli przyszli śmierciożercy. 

Z obrzydzeniem zerknął na stół Slytherinu. Marzył żeby wszystkie te kreatury skończyły w Azkabanie.. Albo nawet lepiej, sam by ich wszystkich wykończył, za to co zrobili ich rodzice niewinnym ludziom. Nie zasługują na to, aby żyć. 

Omiatając badawczym spojrzeniem pozostałych Gryfonów, skinął na Seamusa i wolnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Nie miał zamiaru wszystkiego tak zostawić. Nie chciał też, z nikim innym dzielić się tym co zauważył. Miał za to zamiar wybadać, co oznaczało dziwne porozumienie między Potterem, a Malfoyem.

W jego głowie powoli zaczął się rodzić misterny plan.
____________________________________________________

* Trudne Decyzje

** Śpiewa nie tylko mój głos.
    Jest i inny głos, tłum głosów.
    Głosy dzisiejszego dnia i z przeszłości.
    Głosy zdesperowane,
    Rozdarte i złamane,
    Głosy śmiejące się i podniecone,
    Oszalałe z cierpienia.

Mam nadzieję, że także ten rozdział przypadł wam do gustu. Przy nim miałam dotychczas najwięcej roboty. Już nawet nie chodzi o długość, tylko trudność napisania. Złożenie wszystkiego tak, aby później to wszystko współgrało...