poniedziałek, 17 listopada 2014

Sleeping with the Frenemy- Chapter 5

Chapter 5
 New faces*


Peut-etre bien qu-ailleurs, Un homme a le coeur,
Eperdu de bonheur. Peut-etre bien aussi, 
Qu'a l'instant, ill vit, comme moi,
 Et qu'en fermant les yeux,
Ill abondonne un peu, comme moi.
Peut-etre bien encore, Ill voudra crier...
Comme moi dans l'instant.**


Harry cieszył się, że dzisiejszego dnia pierwszą lekcją było zielarstwo, a nie eliksiry. Zanim zdążył znaleźć wszystkie swoje podręczniki, nałożyć szatę, i odnaleźć nowy kałamarz, był już kilka minut spóźniony. U Snape'a najprawdopodobniej skończyło by się dwutygodniowym szlabanem... 

Z trudem łapiąc oddech, wbiegł do cieplarni, z miejsca przepraszając profesor Sprout za spóźnienie. Kobieta pokręciła głową  z niezadowoleniem, ręką wskazując, żeby zajął miejsce. Z ulgą rozejrzał się, dostrzegając stojącą niedaleko Hermionę. Szybko podszedł do niej, i zajął swoje miejsce. 

- Tak jak wcześniej mówiłam, zanim przerwał nam pan Potter, dzisiaj będziemy zajmować się teoretycznym przygotowaniem do tegorocznych SUM-ów. Powtórzymy wiadomości na temat roślin, najczęściej używanych jako składniki eliksirów uzdrawiających. Na następną lekcję, prosiłabym abyście przygotowali wypracowanie na temat "Śródziemnomorskich magicznych roślin wodnych,  i ich właściwości", na długość przynajmniej pięciu stóp. No więc, zacznijmy od Dyptamu, który....

Harry starannie notował każde słowo, równocześnie zastanawiając się nad kwestią dzisiejszego spotkania. Gdyby nie to, że w liście zawarte były także złośliwości, pomyślałby, że Malfoy zwariował. Raczej nie mógł sobie wyobrazić, aby ten kiedykolwiek zwrócił się do niego z uprzejmością. Mógłby powstrzymać się od wyzwisk, lecz z pewnością nie wytrzymałby, bez wygłaszania tych swoich kąśliwych uwag, lub aroganckich komentarzy. Harry mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.

Skoro to on się do niego odezwał, musi chodzić o coś ważnego. Z przyjemnością będzie obserwował, jak Malfoy skręca się pod przymusem rozmowy z nim.

Harry myślami ponownie powrócił do wykładu nauczycielki, gdy nagle zauważył, że przez ten cały czas, z pióra skapywał atrament, skutecznie zamazując ostatnie słowa, które zapisał. Już sięgał po różdżkę, aby wyczyścić plamę, i naprawić pióro, gdy ta samoistnie zniknęła. Zaskoczony z podejrzliwością rozejrzał się po  otoczeniu, jednak wszyscy inni uczniowie ze skrupulatnością nadal notowali słowa pani profesor.  Ponownie powrócił wzrokiem do swojego pergaminu i pióra, dostrzegając, że te także przestało kapać. Z niezrozumieniem zmarszczył brwi, i nagle wpadł na pewien pomysł.

Opuścił pióro na kolana, i pomyślał, aby zniknęło. Kilka sekund nic się nie działo, po czym pióro nagle, po prostu wyparowało...

Zszokowany wstrzymał powietrze i szybko rozejrzał się, czy nikt nic nie zauważył. Nie sądził, że niemal od razu będzie miał problemy z magią bezróżdżkową.. Dumbledore mówił, że zazwyczaj zajmuje to więcej czasu. Mniej więcej dwa tygodnie, po obudzeniu się mocy, a przecież minęło zaledwie kilka dni. Miał nadzieję, że trochę dłużej będzie mógł rozkoszować się nieświadomością. Teraz musi uważać nawet na to, co myśli... Pięknie..

-Harry, lekcja już się skończyła.

Delikatny głos Hermiony skutecznie odwrócił jego uwagę. Z przerażeniem zerknął na swój do połowy zapisany pergamin, dostrzegając, że nie napisał notatek z ostatnich dwudziestu minut lekcji. Trudno, później przepisze od Hermiony, pomyślał, z głębokim westchnieniem chowając wszystkie przybory do swojej torby.

-Co mamy następne?

-Mugoloznastwo z Puchonami- odparła, szybkim krokiem kierując się do zamku.

Harry jedynie burknął coś pod nosem, podążając krok w krok za przyjaciółką. Osobiście uważał, że to czego nauczali ich na lekcji mugoloznastwa, było kompletnie bezużyteczne. Prawdopodobnie Hermiona w głębi duszy, także podzielała jego stronę, ale jak to ona, nie miała zamiaru odpuszczać sobie żadnego przedmiotu.

Zdecydował, że nie ma zamiaru kontynuować tego przedmiotu do OWTM-ów. Nawet jeśli miałby dostać z niego dobrą ocenę, w końcu wychowywał się z mugolami, do niczego by mu się to później nie przydało. Bo kogo obchodzą rodzaje i sposoby używania tosterów?! Albo chociażby zagadnienia typu, jak włączyć telewizor?? Na tych lekcjach można było jedynie ogłupieć. Zazwyczaj Harry po prostu odrabiał na nich lekcje z innych przedmiotów. I tym razem nie było inaczej..

Zaraz potem zaczęła się Historia Magii, i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie.. ON.

Jedyną rzeczą, która zakłócała mu myśli, był fakt, że na tej lekcji, ławkę dzielił z Ronem. Jak sobie obiecał, tak zrobił, i ostentacyjnie zignorował jego obecność. Szybko jednak okazało się to być o wiele trudniejsze, niż wcześniej się wydawało. Będąc niemal praktycznie cały czas, pod ostrzałem jego wrogich spojrzeń, ostatkami sił powstrzymywał się, aby czegoś mu nie powiedzieć. Nie miał jednak zamiaru zaczynać kłótni, tym bardziej, że na pewno by się na niej nie skończyło. Do tego miał jeszcze jeden powód, aby nie dać się ponieść  emocjom.

Dumbledore wyraźnie przestrzegł go, przed jakąkolwiek sytuacją tego typu. Oczywiście z wiadomych nam wszystkim powodów.

Starając się skierować myśli gdzie indziej, wyjął z torby pierwszy lepszy podręcznik, który dziwnym trafem okazał się być podręcznikiem od eliksirów, i postanowił zabić czas powtarzając sobie ostatnie lekcje.

Teraz, gdy wiedział już nieco więcej o przygotowywaniu składników, samo warzenie eliksiru wydawało mu się bardziej logiczne. Przewrócił stronę i przyjrzał się eliksirowi, który zapewne będą warzyć na dzisiejszej lekcji.

Eliksir upiększający... Składniki: cztery zmiażdżone ślimaki rogate, sok z granatów, skórka boomslanga, cztery równo pokrojone kawałki suszonej figi. Eliksir w fazie końcowej powinien posiadać soczysty, zielony kolor. W razie złego uwarzenia może sprawić, że pijący eliksir czarodziej stanie się niewyobrażalnie brzydki. Wystarczy pomylić się o jeden obrót w którąkolwiek stronę, a mikstura zamiast zmienić kolor, zmieni swoje właściwości. Sprawiając, że stanie się odwrotnością samej siebie.

W sumie to nawet zaciekawił go ten eliksir.. Przeczytał przykłady ludzi, którzy nieumyślnie zmienili którąś z procedur, co sprawiło, że przez najbliższe kilka godzin inni wręcz uciekali na ich widok.

-No proszę, proszę... Nasz Wielki Potter polubił eliksiry- cicho wysyczana uwaga niemal od razu odwróciła jego uwagę od książki, zresztą tak samo, jak zwróciła uwagę kilku siedzących w pobliżu osób.

Harry wpatrywał się w lśniące dziwnym blaskiem oczy byłego przyjaciela.

-Czyżby to ze względu na twoją nową "przyjaźń" z Malfoyem? Może nasz kochany Wybraniec znudził się ratowaniem i zapragnął dołączyć się do śmieciojadów?- zapytał z chciwym uśmieszkiem, wywołując wokół przejęte szepty.

Profesor Binns jak zwykle nic nie zauważał wlepiając niewidzący wzrok w sufit nad ich głowami, i dalej ciągnąc swój niewyobrażalnie nudny monolog.

Harry nie wierzył, że Ron powiedział to co właśnie usłyszał, lecz tym razem nie miał zamiaru pozostawić tego bez odzewu.

-Och, jeśli twoim zdaniem NAUKA jest dowodem na przyłączenie się do śmierciożerców, z całej szkoły zapewne tylko tobie to nie grozi- wywarczał znacznie głośniej, aby wszyscy mogli usłyszeć jego odpowiedź.

Nikt, nikt nie będzie insynuował mu, że chociażby w najmniejszym stopniu popiera stronę tych potworów. Z lekkim zadowoleniem zauważył jak twarz rudzielca okrywa się szkarłatną czerwienią, a jego usta wykrzywiają się w nienawistym grymasie. Już otwierał usta, aby powiedzieć coś co najpewniej by mu się nie spodobało, gdy lekcja dobiegła końca.

Harry szybko zgarnął swoje rzeczy i nie zważając na wściekłe spojrzenie, wyszedł szybko z klasy. Wolał nie ryzykować utratą samokontroli, już i tak miał nieźle zszargane nerwy. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś go woła.

Szybko odwrócił się i ujrzał zdyszaną Hermione biegnącą w jego kierunku. W myślach zbeształ się, że całkowicie o niej zapomniał.

-Harry! Krzyczałam żebyś na mnie poczekał- powiedziała z wyrzutem, starając się złapać oddech.

Brunetowi momentalnie zrobiło się przykro.

-Przepraszam, Mionka. Sama rozumiesz, wolałem nie zostawać tam ani chwili dłużej...

Hermiona uśmiechnęła się, smutno kiwając głową.

-Rozumiem nie martw się. A swoją drogą... Nieźle mu dogadałeś- zachichotała i pocieszająco poklepała go po ramieniu.

Harry spojrzał się na nią trochę speszony.

-Ty.. nie masz nic przeciwko?

-Przeciwko czemu? Bronieniu siebie? Dopóki to nie ty go prowokujesz,wszystko jest w porządku- odpowiedziała obdarzając go jeszcze jednym pocieszającym uśmiechem.

Momentalnie zrobiło mu się lżej na sercu i w przypływie wdzięczności uścisnął ją serdecznie. Widocznie się tego nie spodziewała, bo zaczerwieniona szybko się odsunęła chichocząc  pod nosem.

-Już w porządku Harry, idźmy na obiad. Wielka Sala już pewnie i tak huczy od plotek, Puchoni nie umieją trzymać języka za zębami.

~o~

Tak jak przewidziała Hermiona, gdy tylko weszli do Wielkiej Sali, przy każdym stole, słychać było gorączkowe szepty, które umilkły w chwili, gdy tylko przekroczyli próg. Gryfon nie zważając na wbite w niego spojrzenia, powoli ruszył aby zająć swoje miejsce przy stole.

Po jego lewej stronie Ginny uśmiechnęła się do niego z dziwnym błyskiem w oku, a po prawej Neville pokrzepiająco klepnął go po ramieniu. Hermiona usiadła naprzeciwko.

-A więc, dogadałeś mojemu braciszkowi?- Rudowłosa spojrzała na niego w wesołymi iskierkami w oczach. 

Harry jedynie wzruszył ramionami. W sumie nie za bardzo chciał o tym gadać. To by wyglądało... jakby pysznił się tym co zrobił. A przecież on nie należał do takich osób... Ginny doskonale to rozumiała, ale gdy w grę wchodził jej brat... Cóż poradzić? Kochała jego upokorzenia. 

-Och daj spokój, przynajmniej o tym mógłbyś mi opowiedzieć. Chce to usłyszeć z twoich ust. Prooooszę...

Harry przewrócił oczami na jej błagalne spojrzenie i zachichotał pod nosem. Gdy chciała, potrafiła wyglądać śmiesznie. 

-A co już słyszałaś?- zapytał w końcu, widząc w jej oczach odblask triumfu.

Słysząc jej o wiele bardziej zmodyfikowaną wersję, bał się co mogli usłyszeć inni uczniowie. Wzdychając opowiedział jej całą sytuację i widząc jej oburzenie, delikatnie podniósł rękę i ułożył ją na jej ramieniu. 

-Jak on śmiał, w ogóle sugerować coś takiego?!- warknęła.

Harry nie miał zamiaru go usprawiedliwiać, lecz nie chciał żeby jego przyjaciółka się zamartwiała.

-Znasz Rona, jak już sobie coś uroi w tej główce....

-Ale.. ale to nie usprawiedliwia faktu, że..!!

-Że co Ginny?- Zimny głos tuż za ich plecami całkowicie ich zaskoczył. Powoli odwrócili się napotykając szydercze spojrzenia Rona i Seamusa.- Że mówię prawdę? Potter prędzej czy później i tak się do nich przyłączy, w końcu jest szalony.

-Nikt nie wierzy w te brednie- prychnęła rudowłosa, spoglądając na swojego brata  z nieskrywaną złością.- Nie wiem co cię opętało Ron, ale to twoje zachowanie sprawia, że myślę, że jedyną osobą, która mogła oszaleć jesteś ty...

Ron spurpurowiał na twarzy i gwałtownie wyciągnął różdżkę, celując nią w zaskoczoną siostrę. 

-Odszczekaj to Ginny, albo pożałujesz...- warknął. 

-Co? Prawdę?- sparodiowała go, po czym kilka rzeczy wydarzyło się na raz. 

Ron oślepiony wściekłością rzucił zaklęcie, podczas gdy Harry w przypływie obawy rzucił się przed Ginny i przyjął je na siebie. Cała sala wstrzymała oddech, w końcu każdy usłyszał rzuconą inkantację, lecz nic się nie stało. Harry nadal stał przed Ginny osłaniając ją swoim ciałem, a Seamus i Ron wpatrywali się w niego z zaskoczeniem, pomieszanym ze złością. 

-Ty...ty..

Zanim Ronowi ponownie udało się rzucić zaklęciem stojąca niedaleko osoba jednym ruchem pozbawiła go różdżki. 

-No no no Weasley, kto by się spodziewał po tobie tak niegodnego zachowania.

Tuż przy stole Gryfonów, stała trójka wszystkim znanych Ślizgonów, z czego jeden z nich nadal trzymał uniesioną rękę. Malfoy z obrzydzeniem trzymał  w dłoni różdżkę Wealeya, ledwie dotykając jej dwoma opuszkami. 

Ron spoglądał najpierw na niego, póżniej na Harrego, aż w końcu znowu na Malfoya, aby po chwili z głośnym rykiem rzucić się na blondyna. Tym razem to nauczyciele zareagowali, wspólnie unieruchamiając rudzielca z podium na którym stali. 

Blondyn jedynie prychnął pod nosem, rzucając różdżkę na ziemię, tuż obok rudzielca. Ostentacyjnie wyjął chusteczkę i wytarł nią swoje palce. 

-Cholerny Weasley...- wymamrotał pod nosem wzdrygając się z obrzydzeniem, jak nic będzie musiał się wykąpać zanim pójdzie na następne zajęcia. 

Ostatni raz rzucając gryfonom pogardliwe spojrzenie, odwrócił się i wraz z przyjaciółmi opuścił Wielką Salę, nawet nie zdając sobie sprawy jaką burzę wywołał. 

Oczywiście to wszystko było tylko dla pokazu, nie mógł przecież wyjść z roli rozpuszczonego szlachcica. Wiedział, że takim zachowaniem wzbudzi ogólne plotki na swój temat, lecz nie miał zamiaru pozwolić temu rudemu frajerowi, pozbawić się jedynej szansy na przetrwanie. Nie miał dużo czasu, a Potter sprawował teraz zbyt ważną rolę, aby po prostu mógł wylądować w szpitalu przez głupotę tego wiewióra. Dlatego też zachował się przy tym tak, a nie inaczej. Co po mądrzejsi ludzie, pomyślą, że po prostu wykorzystał okazję do dręczenia Weasleya. A ci co jakimś cudem zinterpretują to sobie inaczej, cóż.... Niby zajmie się gdy tylko wyprostuje najważniejsze kwestie..

Starając się wyglądać jak najbardziej wyniosło, wraz z Zabinim i Pansy skierował się do dormitorium Ślizgonów, po czym szybko zamknął się w swoim pokoju. Wykąpał, zmienił ubrania, spakował potrzebne rzeczy i zmęczony usiadł w głębokim fotelu stojącym naprzeciwko okna, obserwując wolno kołyszące się, najwyższe gałęzie drzew. Niebo nadal było nieskazitelnie czyste. 

Wzdychając ledwie słyszalnie, powoli wyciągnął różdżkę z kieszeni i uniósł ja delikatnie, wymawiając zaklęcie.

-Tempus...

W powietrzu ukazała się godzina, uświadamiając go, że do ostatniej lekcji ma jeszcze sporo czasu. Zakończył zaklęcie i z ulgą przymknął oczy, wolał się przespać teraz, niż być zmęczonym gdy nadejdzie czas na spotkanie. Po zajęciach miał zamiar zajść do biblioteki i znaleźć książki potrzebne do swojego referatu z numerologii. Jak znał życie, zajmie mu to dość sporo czasu.. Do tego tej nocy praktycznie w ogóle nie zmrużył oczu.. Dzięki Salazarowi za zaklęcia maskujące.

~o~

Gdy tylko Ron został unieruchomiony, a Malfoy wraz z Zabinim i Parkinson opuścili Wielką Salę, całe pomieszczenie wypełniły szepty i krzyki. Profesor McGonagall  z zaciętym wyrazem twarzy zbliżała się do Harrego i Ginny, obrzucając ciało rudzielca bacznym spojrzeniem. 

-Do mojego gabinetu- zawyrokowała pozostawiając ciało rudowłosego, pojawiającej się właśnie Pani Pomfrey. 

Harry nie zaprotestowałby, nawet gdyby chciał. Wyjątkowo chłodny wyraz twarzy opiekunki domu sprawił, że zarówno jemu jak i Ginny ciarki przeszły po plecach.

-Tak jest, proszę pani- odpowiedzieli niemalże chórem podążając w krok w krok, za przerażającą nauczycielką. 

Gdy tylko drzwi do gabinetu się za niby zamknęły, kobieta odwróciła się w ich kierunku i założyła ręce wpatrując się wyczekująco w zdenerwowanych uczniów.

-Moglibyście mi wytłumaczyć, co takiego wyprowadziło z równowagi pana Weasleya?

Harry niepewnie spojrzał w kierunku dziewczyny, akurat w momencie w którym ta zrobiła krok do przodu, i z zaciętą mina spojrzała na panią profesor. 

-Ron stwierdził, że skoro Harry czyta podręcznik od eliksirów, chce przejść na stronę Czarnego Pana, a później powiedział, że pewnie prędzej czy później zostanie śmierciożercą, ponieważ jest szalony.  Pani profesor myślę, że dzieje się z nim coś złego. Od dwóch dni zachowuje się w dziwny sposób... A gdy stanęłam w obronie Harrego, on tak się wściekł, że rzucił we mnie zaklęciem.

Profesor McGonagall najwyraźniej była nieźle zaskoczona takim wyjaśnieniem, ponieważ przez dłuższą chwilę na jej twarzy można było zauważyć sprzeczne uczucia. 

-Panie Potter, czy było tak jak mówi pani Weasley?- zapytała w końcu, spoglądając w jego stronę poważnym wzrokiem. 

-Tak, proszę pani...- potwierdził wzdychając pod nosem. 

McGonagall zamyśliła się przez chwilę, nadal lustrując ich podejrzliwym spojrzeniem, po czym machnąwszy ręką wskazała im wyjście.

-Dobrze, możecie już iść przygotować się do następnych zajęć. Myślę, że niedługo się jeszcze spotkamy- powiedziała, po czym zamknęła za nimi drzwi do swojego gabinetu. 

-To było dziwne- skomentowała po chwili rudowłosa, z zaciekawieniem wpatrując się w zamknięte drzwi. 

Harry miał nieodparte wrażenie, że coś mu umyka, ale nie wiedział co. 

-Taak... Dosyć dziwne...- stwierdził po chwili. "Ale nie aż tak dziwne, jak nagła pomoc ślizgona" pomyślał, zdecydowany jednak nie zastanawiać się nad tym dłużej. I tak jeszcze dzisiaj będzie miał sposobność się z nim spotkać. Twarzą w twarz...

-Wyglądała jakby nie wierzyła w naszą wersję... Myślisz, że uważa że to my go sprowokowaliśmy?- zapytała zaniepokojona. 

Harry potrząsnął głową, chociaż sam nie był tego pewny. Nie miał zamiaru jednak denerwować już i tak zaniepokojonej przyjaciółki.

-Lepiej chodźmy szybko znaleźć Hermionę, pewnie szaleje z niepokoju.- Powiedział jedynie i łapiąc Ginny za rękę, pociągnął w kierunku schodów. 

Gdy przeszli przez obraz Grubej Damy brązowowłosa dziewczyna niemal od razu doskoczyła do nich wypytując się o każdy najdrobniejszy szczegół rozmowy z McGonagall. Chociaż właściwie nie było praktycznie o czym rozmawiać, w końcu rozmowa była nadzwyczaj krótka. 

Harry cierpliwie wysłuchał zdania Harmiony, na temat takiego postępowania opiekunki ich domu, po czym wymawiając się odpoczynkiem postanowił zaszyć się w jedynym miejscu, które miał tylko dla siebie. 

W pokoju życzeń.

Gdy tylko wkroczył do środka, uprzednio sprawdzając czy nikt go nie zauważył, pokój wyczarował skromny salonik, z wielką kanapą i przyjemnie grzejącym kominkiem po jej prawej stronie. Przed kanapą stał niewielki stolik, na którym znajdował się talerz miniaturowych kanapek i kubek z gorącą czekoladą. Harry kochał czekoladę, szczególnie tą, którą serwował mu pokój życzeń. Z dodatkiem cynamonu i bitą śmietaną, zwieńczoną świeżymi owocami. Z zadowoleniem zapadł się w wygodnej kanapie i sięgnął po kanapkę.

Był głodny.. W końcu Ron postanowił wtrącić się w jego obiad, zanim ten w ogóle zdążył czegokolwiek spróbować. Nie.. Nie powinien już nazywać go po imieniu. Nie po tym co ten próbował zrobić.. Tylko czemu jest to tak diabelnie trudne?

Ciemnowłosy westchnął w zamyśleniu pocierając swoją bliznę. Wychodzi, że Dumbledore miał rację. Jego magia chroni go teraz przed zaklęciami z zewnątrz.. Gorzej, że sam musiał uważać, aby ich nie używać. Na szczęście od dzieciństwa przyzwyczajony był do radzenia sobie bez niej. Oczywiście wiele ułatwiała, i kochał ją, lecz tak naprawdę mógłby sobie poradzić też i bez niej. W końcu co roku w wakacje, odcinany był od niej zupełnie.

A na przykład taki Malfoy, gdyby chociaż na kilka dni został pozbawiony możliwości czarowania, do tego w lesie albo w górach... Za nic nie poradziłby sobie sam, umarłby z pragnienia, albo by kompletnie oszalał z powodu braku swojego lustra i czystej toalety. Pewnie prędzej dałby sobie rękę uciąć, niż zmusić się do załatwiania w krzakach.

Sama ta myśl w jakiś sposób poprawiła humor Pottera i sprawiła, że ponownie zaczął myśleć o czekającym go dzisiaj spotkaniu. Miał nadzieję, że to nie będzie pułapka. Z godziny na godzinę, robił się coraz ciekawszy. Co sprawiło, że ślizgon zdecydował się zwrócić akurat do niego? Te pytanie dręczyło go niemal cały czas, ale nadal nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi.

Siedział w ciszy, rozmyślając nad tym jak bardzo jego życie zmieniło się w ciągu ostatnich kilku dni, i miał dziwne przeczucie, że po dzisiejszym dniu, wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej. Zebrał łyżeczką trochę bitej śmietany z owocami, i z rozkoszą wsunął ją do ust napawając się słodkością, i świeżością w jednym. Mogłoby być tak zawsze, pomyślał z błogim uśmiechem dokańczając czekoladę i kanapki.

No dobra, czas się zbierać, pomyślał i podnosząc swoją torbę zerknął na zegar, który pojawił się nad kominkiem, gdy tylko o nim pomyślał. "Idealnie na czas" stwierdził wolnym krokiem ruszając do lochów.

~o~

Malfoy jak zwykle wyszedł z dormitorium wcześniej od swoich rówieśników chcąc dotrzeć do sali eliksirów jako pierwszy. Jakież było jego zdziwienie, gdy dostrzegł, że tym razem ktoś go ubiegł. W jednej z ławek na końcu klasy, siedział Potter. Malfoy postanowił go zignorować, choć odczuwał wręcz przemożną chęć, aby jakoś mu dopiec. Musiał się jednak powstrzymać, w końcu taki był plan. 

Nie zerkając w jego stronę nawet przez chwilę, a uwierzcie było to trudne, zajął miejsce dokładnie po jego lewej stronie. Zauważył jak chłopak drgnął zaskoczony, jednak nie zareagował na jego obecność w żaden inny sposób. 

Draco począł rozpakować potrzebne przedmioty, starając się nie zauważać dziwnego napięcia spowodowanego ciszą powoli narastającą wokół nich. To było... dziwne. I nie spotykane. Zazwyczaj kłócili się, obrzucali wyzwiskami, zaklęciami, a czasem nawet pięściami... Lecz nigdy wcześniej nie stali obok siebie w całkowitej, niczym nie zmąconej ciszy. I to było niepokojące... Przynajmniej dla Draco. 

Postanowił zrobić więc coś, czego nigdy wcześniej nie zrobił. 

-Potter.

Odezwał się najobojętniejszym tonem na jaki było go stać, kiwając delikatnie głową w parodii powitania. 
Na Merlina? Czy to naprawdę on? Draco Malfoy? Do czego jeszcze będę zdolny tylko po to aby uzyskać jego przychylność, pomyślał z goryczą. Właśnie sam, z wolnej woli przywitał się z Cholernym-Chłopcem-Który-Przeżył do tego brzmiąc przy tym wyjątkowo normalnie. 

-Malfoy.

Tak samo brzmiąca odpowiedź, jeszcze bardziej nim wstrząsnęła. Wychodzi na to, że właśnie po raz pierwszy przywitali się ze sobą, nie rzucając się sobie do gardeł.

Apokalipsa...

Już chciał dodać coś jeszcze, gdy do klasy masowo zaczęły wchodzić osoby z pozostałych domów. Szybko zacisnął usta w wąską kreskę i już do końca lekcji, nie zwrócił się do bliznowatego ani słowem, skupiając się tylko i wyłącznie na kipiącym przed nim eliksirze. Gdy lekcja się skończyła, odlał swój eliksir do fiolki, oznaczył ją i wyszedł z klasy jako jeden z pierwszych. Musiał psychicznie przygotować się na to co niesie ze sobą noc.

~o~

Nie ma co się denerwować, przekonywał siebie. Potter ma kompleks wiecznego bohatera, pomoże, na pewno pomoże. Kolacja skończyła się już dawno temu i teraz Draco z niepokojem wyczekiwał godziny spotkania. Już pół godziny przed czasem ubrał się, zawiązał buty i czekał na moment w którym będzie mógł już wyjść. Jego dłonie trzęsły się nieznacznie, a usta wykrzywiały się w dosyć groteskowym grymasie. 

"Żeby się powiodło, żeby się powiodło... Pamiętaj nie obrażaj Pottera bez powodu. To twoja przepustka, nie zaprzepaść tej szansy."

Gdy wreszcie wybiła za dziesięć dwunasta, rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności i wygładzając szaty wyszedł z dormitorium kierując się na wieżę astronomiczną. Jeszcze tego brakowało, by dał się przyłapać Filchowi i pani Norris, nie miał zamiaru wplątywać się w żadne problemy.. Miał tylko nadzieję, że zaklęcie utrzyma się, aż dojdzie na wierzę. Był na miejscu trzy minuty przed czasem i czekał. Zdjął zaklęcie podchodząc do okna i obserwując ciągnące się za nim błonia.

Miał nadzieję, że Potter dotrzyma słowa. To byłoby zbyt upokarzające i bolesne, zorientować się, że nie będzie jednak dla nich żadnej szansy, jeśli on się nie pokaże. Wzdychając uniósł rękę i przejechał palcem po malutkim pęknięciu w samym rogu. Nie miał żadnego innego planu. Jeśli nie Potter, będzie skończony...

Delikatnie zamykając oczy oparł czoła na lodowatej szybie i odetchnął głęboko. Zanim Potter się pojawi, będzie musiał wziąć się w garść. Prostując się dostojnie, tak jak arystokracie przystało, złączył palce obu dłoni przed sobą i postarał się zamknąć wszystkie nadprogramowe uczucia w głębi siebie. Gdy tylko jego twarz na powrót stanęła się nieprzeniknioną maską, odwrócił się i dopiero spostrzegł, że stoi twarzą w twarz z Potterem.

-Malfoy- odezwał się ciemnowłosy, albo nie zauważając jak ślizgon zachowywał się wcześniej, albo umyślnie to ignorując. Chociaż raczej skłaniałabym się ku temu drugiemu powodowi.

-Potter- odpowiedział blondyn, tym samym tonem głosy, jednak tu i uwdzie przepełnionym podejrzliwością.

Chłopak wpatrywał się w Malfoya badawczo, po czym oparł się o przeciwległą ścianę i nie spuszczając z niego wzroku, zadał mu pytanie, które od rana krążyło po jego głowie.

-Więc z jakiego powodu odbywa się to spotkanie?

Nadszedł czas połknięcia swojej dumy, pomyślał Draco, i otworzył usta zaczynając swoją opowieść. Musiał przyznać, że Potter był niezłym słuchaczem, nie przerywał, gdy nie było to potrzebne, zadawał konkretne pytania, cały czas badawczo mu się przypatrując.

-Tak więc podsumowując, Czarny Pan za niecały miesiąc zacznie werbować do siebie młodych gryfonów- zakończył wpatrując się z wyczekiwaniem w Złotego Chłopca.

-A ty oczekujesz, że...?

Malfoy zmarszczył brwi wpatrując się w niego z irytacją.

-To chyba oczywiste..

-Nie dla mnie- stwierdził gryfon, wzruszając lekko ramionami.

Blondyn zagryzł wargę powstrzymując cisnące mu się na usta przekleństwo. Wziął kilka głębokich wdechów i nie wierząc w to co ma zamiar powiedzieć, zrobił krok w kierunku gryfona.

-Ty Złoty Chłopcze, masz nam pomóc, aby do tego nie doszło.

___________________________________________

* Nowe oblicza

** Może gdzieś w tym świecie,
     Jest mężczyzna z sercem,
     Wypełnionym radością.
     Może również,
     W tej chwili przeżywa, tak jak ja,
     Trochę gubi się,
     Z dłońmi we włosach, tak jak ja.
     A może nawet,
     Zapragnie zapłakać... 
     Zupełnie jak ja.


"Przepraszam za długą nieobecność.. Wyjechałam do mojej kuzynki do Anglii na trzy miesiące, a tam nie za bardzo miałam czas na cokolwiek. Tym bardziej, że nie brałam ze sobą laptopa, a ona nie posiada własnego.. Ludzie kto w dzisiejszych czasach nie ma laptopa?! Albo chociażby komputera!? No nie wiem cokolwiek...
Ale wróciłam i teraz zamierzam zacząć od tego bloga. Na moim pierwotnym blogu, jakoś wena się mnie nie słucha i czuję, że przez ostatnie rozdziały zjebałam większość historii. Mianhae, nie chciałam przeklinać, ale no wiecie... Uhhh to strasznie frustrujące.
No, ale do rzeczy...
Muszę przyznać, że w ogóle nie jestem zadowolona z długości poprzedniego rozdziału. Tak samo zresztą, jak z długości tego. Wydaje mi się, że praktycznie nic nie napisałam. Do tego mam ostatnio zastój i pisze rozdziały z szybkością ślimaka...
Ślimaka próbującego trafić z Polski do Hiszpanii.... 
Ale cóż poradzić.. Raz wena jest, a raz jej nie ma.. 
Mniejsza z tym, mam nadzieję, że się podobało. :)

Dziękuję za komentarze!"

poniedziałek, 14 lipca 2014

Sleeping with the Frenemy- Chapter 4

Chapter 4

Difficult decisions*

C'est pas seulement ma voix qui chante.
C'est l'autre voix, une foule de voix,
Voix d'aujourd'hui ou d'autrefois,
Des voix desesperees, 
Voix dechirantes et brisees,
Voix souriantes et affolees,
Folles de douleur.**



Hermiona nie pojawiła się także na kolacji. Harry ze zmartwienia nie był w stanie nic przełknąć, więc jedynie siedział na swoim miejscu popijając sok pomarańczowy i wsłuchując się w paplaninę podekscytowanej Ginny. Czasami miał wrażenie, że dziewczyna jest jeszcze większą maniaczką quiddlicha, niż jej brat. Potrafiła godzinami rozprawiać o nowych taktykach, bądź ostatniej grze Armat z Chundley.  

To była ulubiona drużyna Rona, pomyślał mimowolnie wzdrygając się. 

Nie mógł zmusić się do nazywania go po nazwisku. To była pierwsza osoba, którą poznał w tym świecie, nie licząc Hagrida.  

Pierwsza z którą się zaprzyjaźnił. Wiedział o nim praktycznie wszystko.. 

Taka strata naprawdę bolała. 

Miał jednak wątpliwości, czy nawet jeśli Ron by się kiedykolwiek opamiętał, chciałby mieć z nim jeszcze coś wspólnego. Po tym co od niego usłyszał, nie zaufałby mu nigdy więcej. Nie był naiwny.. Na palcach dwóch rąk mógł policzyć osoby którym ufa. Dumbledore, Hermiona, Ginny, Syriusz, Remus, pani Molly... Bardzo trudno było zaskarbić sobie u niego zaufanie. Po tym, jak traktowany  był przez niemal całe swoje dzieciństwo, zrobił się wyjątkowo nieufny względem większości. 

Starał się jak najbardziej odwlec wizytę u dyrektora udając, że nie widzi powoli pustoszejącej sali, dopóki nie zostało kilka ostatnich osób. Wzdychając wstał od stołu i nie widząc innego wyjścia, wolnym krokiem skierował się do gabinetu Dumbledora.  

Stając przed kamiennym gargulcem, wypowiedział hasło i odczekał, aż strażnik odskoczy ukazując wolno sunące do góry spiralne schody. Postąpił dwa kroki do przodu i sapnął, gdy przejście za nim gwałtownie się zasunęło.  Nigdy nie mógł się do tego przyzwyczaić. Na dodatek nie za bardzo lubił małe, ciemne przestrzenie. 

-Witaj Harry.- Starszy czarodziej przywitał się z nim, gdy tylko postawił nogę w jego gabinecie. 

-Dzień Dobry, dyrektorze.- Odpowiedział niepewnie stając naprzeciwko jego biurka. 

Postacie z portretów spoglądały na nich z zaciekawieniem. 

-Przypuszczam, że domyślasz się z jakiego powodu cię wezwałem...

Wielka gula w jego gardle momentalnie przybrała rozmiar domu, przez co nie potrafił wykrztusić z siebie żadnego słowa, skinął więc zwyczajnie głową. Dyrektor przyjął to jako potwierdzenie w zamyśleniu dotykając swojej długiej brody.

-Może zechciałbyś najpierw usiąść, Harry?

Chłopak z ulgą opadł na jedno z pobliskich krzeseł.

-Cytrynowego dropsa?- Starzec z zachęcającym uśmiechem wyciągnął w jego kierunku pucharek z cukierkami.

-Nie, dziękuję...-Odpowiedział chcąc, aby dyrektor doszedł wreszcie do sedna spotkania. Naprawdę wolałby być teraz wszędzie, byle tylko nie tu... 

Czarodziej pokiwał głową w zrozumieniu odkładając cukierki na bok. 

-W takim razie powinniśmy przejść od razu do rzeczy.. Harry, wezwałem cię tutaj ponieważ zaniepokoiła mnie pewna kwestia dotycząca twojego zdrowia. 

Harry przełknął ślinę zdenerwowany. Czy dyrektor także myślał, że oszalał? Dumbledore jakby przeczuwając o czym myśli chłopak uspokajająco machnął dłonią. 

-Nie, nie... Nic z tych rzeczy... Nie chodzi o żadne bzdury wypisywane przez Proroka. Chodzi o twój ostatni pobyt w skrzydle szpitalnym...

-Ah, to...

Następna fala niepokoju przetoczyła się przez jego ciało. Sam do końca nie był pewny co się wtedy wydarzyło, nie wiedział więc czego ma się spodziewać. Do tego jeszcze ta dziwna energia pulsująca wokół jego skóry. 

Czuł ją bezustannie od momentu przebudzenia się w skrzydle szpitalnym, do teraz. Nie opuszczała go ani na chwilę. Z tym, że teraz czuł ją wokół swojego całego ciała, a nie tylko wokół blizny. Starał się to zignorować, bo w końcu nic takiego się nie działo. Jeśli nie liczyć tego, że otaczała go dziwna aura, nie czuł się w żaden sposób inaczej.... Wątpił żeby tak naprawdę miała ona na niego jakikolwiek wpływ. Ona po prostu była, otaczając go cieniutką powłoką. 

'Trochę jak druga skóra' pomyślał. Dumbledore odchrząknął wyrywając go z zamyślenia.

-Tak, właśnie o to mi chodzi, Harry.. Czy od momentu wyjścia ze szpitala czułeś się inaczej... w jakikolwiek sposób?

Nie chciał odpowiadać jednak jego ręka jakby samoistnie poniosła się i dotknęła blizny. Gdy zorientował się co robi, szybko ją cofnął, lecz zdążył już zauważyć dziwny błysk w oczach dyrektora.

-Harry, czy jest coś o czym muszę wiedzieć?

-Ja... można powiedzieć, że czuję się trochę inaczej...niż zwykle...-Wyjąkał wpatrując się w sęki widocznie na biurku czarodzieja.

-Inaczej.. W jakim sensie?

Harry naprawdę nie wiedział, jak opisać słowami co się z nim dzieje. A tym bardziej, jak nie wyjść przy tym na wariata.

-Ja, mam wrażenie jakby moją skórę otaczała jakaś... energia.

-Energia?- Czarodziej zrobił dziwną miną słysząc takie porównanie.

-Wiem, że to głupie.. 

-Nie, nie... wręcz przeciwnie. Śmiem stwierdzić, że to znakomite porównanie Harry.. To co cię otacza z całą pewność można nazwać jakąś energią. 

Harry zamrugał zdziwiony.

-To pan wie?

-Oczywiście. To właśnie z powodu tej, jak to nazwałeś "energii" się tutaj spotykamy. Od momentu w którym wylądowałeś w skrzydle szpitalnym zarówno Poppy, jak i ja zauważyliśmy u ciebie tą dziwną anomalię...

Teraz to już kompletnie nic nie rozumiał. 

-...To nie jest coś o czym powinni się dowiedzieć inni ludzie, ale nie zagraża też ani twojemu zdrowiu, ani psychice. Możesz być tego pewny...- Uspokoił go, zanim ten zdążył spanikować.

-Więc w takim razie co to jest? Dlaczego w ogóle się pojawiło?-Zapytał, chcąc usłyszeć jakiekolwiek, w miarę racjonalne wytłumaczenie.

-I tu właściwie  zaczyna się pewien problem... Domyślam się, że słyszałeś czym zasłynął Merlin?

Harry zastanawiał się co to miało wspólnego z jego problemem, ale odpowiedział.

-Był najpotężniejszym czarodziejem w historii?

Dumbledore westchnął jakby spodziewając się takiej odpowiedzi.

-To tylko jedna z rzeczy, o których się mówi w związku z jego osobą... Tak naprawdę mam na myśli jego zdolności.. Czy kiedykolwiek czytałeś, bądź słyszałeś coś na ten temat?

-Nie za bardzo...

-Tak też myślałem... Powiem ci w czym rzecz, Harry. O ile przyrzekniesz, że nic co tutaj usłyszysz, nie wyjdzie poza ten gabinet. 

Chłopak pokiwał głową na znak zrozumienia.

-Merlin nie tylko słynął z ogromnej mocy, ale także z darów, którymi był obdarzony. Wiesz, że Salazar Slytherin był wężoustny, prawda? Merlin także posiadał ten dar. Był także metamorfagiem, animagiem, miał zdolności uzdrowicielskie i potrafił przewidzieć przyszłość. To on stworzył wszystkie przepowiednie, przewidział losy wszystkich czarodziejów. Wbrew temu co mówią w książkach, posługiwał się zarówno czarną, jak i białą magią.. Z tym, że wcześniej nie była zakazana, i w gruncie rzeczy nikt nie wykorzystywał jej do złych celów. Tak jak kiedyś mówiłem, to nie magia jest zła, tylko nasze zamiary. Nie ważne, czy biała, czy czarna...

Harry z uwagą studiował słowa czarodzieja.

-Dobrze.. Ale co to ma wspólnego ze mną?

Dumbledore spojrzał na niego z poważną miną. 

-Była także jedna inna kwestia... Nigdy nie czarował za pomocą różdżki.

Harry spojrzał na niego zaskoczony.

-Umiał magię bezróżdżkową, tak?

Dumbledore pokręcił głową.

-Harry, tu nie chodzi o umiejętność czarowania bez różdżki. Czarodzieje kształcą ją w sobie latami, a i tak nie potrafią rzucać potężniejszych zaklęć. Do tego aby się jej nauczyć, wcześniej musisz umieć się posługiwać także różdżką.  A on NIGDY jej nie potrzebował. 

-...Teraz to już w ogóle nic nie rozumiem...

-Trudno się dziwić, nawet najpotężniejsi czarodzieje dzisiejszych czasów, mają trudności ze zrozumieniem tego. Chodziło bowiem o jedną z najstarszych form magii. Niegdyś nazywano ją "dziką magią" ze względu na to, że wielu czarodziei po prostu nie umiało jej poskromić. Na przełomie wieków było tylko kilku ludzi obdarzonych "dziką magią". Ostatnim z nich był właśnie Merlin. Można powiedzieć, że właśnie dzięki temu darowi był aż tak potężny.. Jednak nakładało się na to, jak wcześniej powiedziałem, jeszcze mnóstwo innych darów. Pozostali czarodzieje którzy posiadali ten dar, zazwyczaj nie dożywali do siedemnastego roku życia, gdy nasza magia całkowicie się normuje. Przez to, że przez ten czas nie udało im się poskromić swojej siły, magia po prostu ich zabijała. Czym właściwie ona była? Energią.. Energią która otaczała czarodzieja, która umożliwiała czarowanie za pomocą myśli. Jeśli udało się ją poskromić, nigdy więcej nie trzeba było używać różdżki. Choć jeśli chodzi o Merlina, on miał naturalny talent, dzięki któremu już od najmłodszych lat, całkowicie ją opanował. Co też samoistnie znaczy, że żadnej różdżki nie potrzebował. "Dzika magia" zazwyczaj ujawniała się przed jedenastym rokiem życia, jednak w twoim przypadku... prawdopodobnie cykl ten został zaburzony przez niefortunne zdarzenie, z twego dzieciństwa.- Dokończył nawet nie zdając sobie sprawy, jaką burze wywołał swoim ostatnim zdaniem. 

-Jak to w moim przypadku?!- Wykrzyknął zdziwiony, na co wiszące wokół portrety prychnęły ze wzburzeniem.

-Dzieciaki bez ogłady- wysyczał jeden z nich, ostentacyjnie znikając z ram portretu. 

Harry zignorował go, wlepiając swoje zszokowane spojrzenie w dyrektora.

-Chłopcze, miałem trochę czasu na rozpoznanie twojej przypadłości. Gdy spałeś, Poppy dokładnie zeskanowała stan twojego rdzenia magicznego, dzięki któremu niemal od razu dowiedzieliśmy się w czym rzecz. Początkowo byliśmy naprawdę zszokowani, w końcu ostatni przypadek takiego daru zdarzył się kilka setek lat temu, jednak teraz nie ma to znaczenia. Najważniejszym priorytetem na dziś dzień, jest abyś nauczył się okiełznać budzącą się w tobie magię. 

-Ale.. ale.. Może to wcale nie jest to! Może to przez ten atak Voldemorta! 

Dumbledore uśmiechnął się ponuro.

-Obawiam się, że to właśnie jego działanie, obudziło  w tobie ten dar. Gdyby się dowiedział, z pewnością wpadłby w szał. Jeśli ta informacja wymsknie się na światło dzienne Czarny Pan z pewnością nie będzie dłużej zwlekał. Przyjdzie po ciebie tak szybko, jak tylko zorganizuje jak najwięcej swoich popleczników. Dopóki nie opanowałbyś magii, możliwe, że podczas walki, sama zwróciła by się przeciwko tobie. Dlatego tak ważne jest, aby nikt nie dowiedział się o niczym, zanim kompletnie jej nie opanujesz. Od momentu przebudzenia, magia będzie cię chronić przed atakami z zewnątrz. Jednak nie mamy pewności jak będzie wyglądała sytuacja, gdy sam będziesz czarował. Możliwe też, że gdy będziesz w stanie silnych emocji, będzie ona oddziaływać na otoczenie....

"Świetnie następny straszny dar do kolekcji. Proszę bardzo! Pakujcie dalej! Co tam, przecież jestem wybrańcem, mordercza magia to pikuś! Wężomowa upodabniająca mnie do najgorszej kreatury na świecie? WSPANIALE!  I co jeszcze? Może się zacznę zmieniać w pokemona?!"


-....Prawdopodobnie Czarny Pan próbował rzucić na ciebie jakąś klątwę, przed którą magia cię uchroniła. Tak jak zauważyłeś wcześniej, teraz szczelnie cię otacza. Myślę więc, że nie musisz się więcej martwić wizjami. Magia kompletnie zablokowała połączenie pomiędzy tobą, a nim.


"Przynajmniej jedna dobra wiadomość" pomyślał. Nie wiedział czy ma się śmiać, czy płakać. Dumbledore pokrótce wyjaśnił mu, że przez najbliższy miesiąc, nie ma się czym przejmować. Ma wystrzegać się silnych emocji i starać się nie brać udziału w bójkach. (Prawdopodobnie chodziło mu o potyczki z Malfoyem) Pierwsze lekcje panowania nad "dziką magią" odbędą się po feriach świątecznych, które nawiasem mówiąc miały być za miesiąc. Do tego czasu ma starać się nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Wyjaśnił mu bowiem, że może się zdarzyć iż przypadkiem użyje magii niewerbalnej. Nie może dać się na tym przyłapać.


Pół godziny później, gdy wyszedł z gabinetu dyrektora, szybko skierował się do swojego dormitorium. Było już grubo po czasie w którym można było przebywać na korytarzach, więc nie zdziwił się, gdy przechodząc przez portret Grubej Damy, zobaczył pusty pokój wspólny.


Wzdychając skierował się do swojej sypialni, szybko się rozebrał i jak najciszej wskoczył do swojego łóżka, aby nie zbudzić współdomowników. Miał miesiąc spokoju.. Postanowił więc kompletnie zapomnieć na ten czas, o magii, która w nim krążyła. Z przyzwyczajenia nałożył na łóżko zaklęcie wyciszające, i pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, zasnął bez problemów.

Ten nocy po raz pierwszy, nic mu się nie śniło.
 ~o~

Wokół słychać było jedynie szum wiatru, szelest liści i odległe odgłosy zwierząt skrywających się w otaczającym polanie, lesie. Z przyjemnością przeciągnął się, opadając na zroszoną poranną rosą, trawę. Ciepłe promienie słońca nieśmiało wychylały się spomiędzy gałęzi, mile łaskocząc jego twarz.

Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się w ten sposób. Beztroski, wolny... Bez nieustannie ciążącego nad nim, fatum niebezpieczeństwa. Jeśli nie liczyć tego przeklętego daru, który miał znowu skomplikować jego życie. Gdy tylko tego poranka uchylił swoje powieki, naszła go nagła ochota na odwiedzenie błoni. W tej chwili, jak najbardziej nie żałował swojej decyzji.

Delikatnie ściągnął z nosa swoje sfatygowane okulary, chowając je następnie, do kieszeni swojej bluzy. Tak jak wszystkie inne rzeczy, które posiadał, była na niego przynajmniej o kilka rozmiarów za duża. Ale nie miało to dla niego najmniejszego znaczenia. Ważne, że w ogóle posiadał cokolwiek w czym mógłby chodzić.

Niby mógłby kupić sobie coś porządnego...Ale po co? Dobrym wyglądem z pewnością nie pokona Voldemorta. I tak większość czasu jego ubrania ukryte są pod szkolną szatą. A w wakacje? W wakacje nie ma po co się stroić.

Wzdychając ułożył swoje ręce pod głową, obserwując patrzącą na niego z pobliskiego drzewa wiewiórkę. Do śniadania w Wielkiej Sali, została mniej więcej godzina, którą postanowił spędzić nie ruszając się z tego miejsca, ani na krok. 

Po wczorajszej rozmowie, nie wiedział już co ma myśleć. Wychodzi na to, że nigdy nie będzie mógł być normalny. Albo jest jedyną na świecie osobą, która przeżyła oberwanie klątwą uśmiercającą, albo jednym z dwóch żyjących na świecie wężoustych, a teraz jeszcze wychodzi na to, że posiada umiejętność jaką mógł pochwalić się sam Merlin. Bosko...

Z jego ust ponownie wymsknęło się ciche westchnienie.Nie miał zamiaru nikomu mówić o swojej nowej umiejętności.. O ile można to było tak nazwać.. Postanowił, że będzie lepiej jeśli nikt się o niej nie dowie. Nie chciał wyjść na większe dziwadło, niż wychodził do tej pory. Sam także nie miał zamiaru tego roztrząsać. Co ma być, to będzie, pomyślał zamykając powieki, i wsłuchując się w odgłosy Zakazanego Lasu.


~o~

Draco czuł się okropnie. Przez całą noc nie potrafił zmrużyć oka. Od dzisiejszej odpowiedzi Pottera, zależało życie jego, i jego przyjaciół. Jego żołądek zacisnął się w supeł, gdy przypomniał sobie co ma nastąpić podczas śniadania. 

Potter dostanie jego list...

Całe jego życie zależy teraz od tego, w jaki sposób ten dureń na niego odpowie. O Salazarze! Jakim cudem skończyłem potrzebując pomocy tego cholernego Chłopca-Który-Przeżył-Tylko-Po-To-Aby-Doprowadzić-Mnie-Do-Szału?!

 Z obrzydzeniem spojrzał w lustro dostrzegając ciemne cienie pod swoimi oczami. 

-Cholerny Potter..-wymamrotał, rzucając pod nosem kilka zaklęć maskujących.

Gdy uznał wreszcie, że efekt jest zadowalający, następnym zaklęciem ułożył swoje włosy, i jeszcze jednym idealnie wyprostował swoje szaty. Do śniadania nie zostało już zbyt wiele czasu... Pora, aby pogonić resztę ludu, zdecydował kierując swe kroki do pokoju wspólnego. 

Rzucając uprzednio na siebie zaklęcie wyciszające, jednym ruchem różdżki sprawił, że wokół słychać było głośne bicie dzwonu. Widząc jak kilka pokoi otwiera się szybko, z zadowolonym uśmieszkiem ruszył do wyjścia. 

Starając się wyglądać, jak najbardziej władczo, przywołał na swoją twarz nieodłączną maskę, i pewnym krokiem wkroczył do Wielkiej Sali, zajmując należne sobie miejsce. Wyglądało na to, że Pottera jeszcze nie było. Jak na razie, przy stole siedziało tylko kilka osób z piątego roku. Badawczym wzrokiem rozejrzał się po innych stołach. U Puchonów siedziało zaledwie kilka osób z pierwszego i drugiego roku, nie wliczając prefekta. Krukoni, jak zawsze.... wszyscy obecni. Jego własny stół, był zajęty tylko w połowie. Najwyraźniej młodsze roczniki na poważnie wzięły sobie jego groźbę, i postanowiły nie spóźniać się na żaden posiłek.

Starając się uspokoić nerwy, i równocześnie wyglądać na całkowicie opanowanego, sięgnął po jedną z cynamonowych bułeczek, i począł rozrywać ją na mniejsze kawałeczki, które to z gracją powoli konsumował.

Wielka Sala powoli wypełniała się uczniami, ale nadal nigdzie nie było widać Pottera. Draco przywitał się skinieniem głowy z Zabinim, i pozwolił Pansy ucałować się w policzek. Zauważył ich pytające spojrzenie, jednak nie odpowiedział na nie w żaden sposób. Jego wzrok ponownie padł na drzwi od Wielkiej Sali, i właśnie w tym momencie zobaczył wreszcie, tą czarną, roztrzepaną czuprynę.

Czy mu się zdawało, czy miał we włosach liście?

Wzdrygnął się z obrzydzeniem, zastanawiając się, jakim cudem jego własny los, ma leżeć w rękach takiego ignoranta... Do tego miał na sobie najobrzydliwszą bluzę, jaką kiedykolwiek widział. Przynajmniej z cztery rozmiary za dużą, do tego z kilkoma dziurami na rękawie....

Bogowie chyba lubują się w czarnych komediach...

Obserwował jak Potter podchodzi do swojego stołu, i zajmuje miejsce pomiędzy Granger i Weasleyówną.  Wyglądał jakby miał... dobry humor?  I najwidoczniej zapomniał wziąć ze sobą, tych swoich paskudnych okularów.. Nawet z tej odległości widać było, jak bardzo zielone są jego oczy. I to była jeszcze jedna cecha, której w nim nienawidził.

Bo oczywiście Zbawca Świata musi się wyróżniać wśród innych ludzi. Musi mieć najbardziej soczyste, zielone oczy jakie ktokolwiek, kiedykolwiek widział. Przyćmiewają nawet jego własne, stalowoszare tęczówki. Stop, przestań! Od teraz to twoja jedyna szansa, aby przetrwać! Musisz odzwyczaić się od ciągłego obrażania go! Wzdychając głęboko powrócił do swojej niedokończonej bułeczki, kątem oka dostrzegając jakiś ruch w powietrzu. Poderwał głowę widząc nadlatujące z każdej strony sowy.. A więc już czas, pomyślał czując, jak żołądek związuje mu się w ciasny supeł.


~o~

Nawet nie zauważył momentu w którym przysnął. Gdy wreszcie się obudził, z przerażeniem stwierdził, że trwa już śniadanie. Nie miał czasu, aby wrócić do dormitorium po swoją szatę, zresztą na posiłku nie była obowiązkowa.. Postanowił więc, że nie będzie się przejmował i po prostu pójdzie na śniadanie w tym co ma na sobie. Szybkim sprintem przebiegł przez błonia wkraczając do zamku, po czym skierował się do Wielkiej Sali. 

Nie przejmując się wlepionymi w siebie spojrzeniami, szybkim krokiem zbliżył się do swojego stołu, i zajął miejsce pomiędzy swoimi przyjaciółkami. Z obawą spojrzał na Hermionę, lecz widząc, że wszystko już jest w porządku, obdarzył ją pogodnym uśmiechem. 

-Ja.. musiałam to wszystko sobie uporządkować, Harry. Przepraszam jeśli sprawiłam, że się o mnie martwiliście..- Zwróciła się do Harrego i  Ginny, odwzajemniając się uśmiechem.

Po chwili jakby coś sobie przypominając, ogarnęła wzrokiem jego postać i skrzywiła się nieznacznie. 

-Doprawdy Harry, mógłbyś założyć na siebie coś odpowiedniejszego...

-Brzmisz, jak Malfoy- stwierdził, sięgając po jedną z apetycznie wyglądających kanapek. 

-W tym jednym przypadku, z przykrością muszę się z nim zgodzić... 

Ginny zaśmiała się widząc jego oburzoną minę, i poklepała go pocieszająco po ramieniu. 

-Tylko się nie gniewaj...- powiedziała tarmosząc lekko jego włosy-... ale Hermiona ma rację.

Harry parsknął pod nosem powstrzymując się od komentarza. 

-Nie widzę potrzeby, aby się stroić- stwierdził powolnymi ruchami przeżuwając swoją kanapkę.

Hermiona wymieniła spojrzenia z Ginny, najwyraźniej wpadając na pewien pomysł. 

-Harry, jutro jest wyjście do Hogsmeade, prawda?- Zapytała uśmiechając się niewinnie.

-...- Stwierdził, że nie musi odpowiadać na te pytanie, skoro Hermiona sama zna odpowiedź.

-Może miałbyś ochotę przejść się z nami na drobne zakupy?

Harry spojrzał na nie podejrzliwym wzrokiem. Czuł, że nie chodziło im o zwykłe zakupy, jednak widząc błagalne spojrzenie Hermiony, z głębokim westchnieniem przystał na ich propozycję.

-Tylko nic nie kombinujcie- mruknął rozglądając się dokoła.

Akurat w tym momencie do Wielkiej Sali wleciały sowy najpewniej niosące ze sobą, poranne wydanie Proroka Codziennego. Ze spokojem wypatrzył pędzącą w jego kierunku Hedwigę, zastanawiając się co też za bzdury napisano o nim tym razem. Zanim jednak jego sowa do niego dotarła, tuż przed nim, z gracją wylądował nieznany mu puchacz.

Najpierw pomyślał, że może to Syriusz przysłał mu wiadomość, lecz widząc starannie wykaligrafowane słowa, niemal od razu porzucił ten pomysł. Nie żeby był wredny, ale jego ojciec chrzestny naprawdę strasznie bazgrolił...

Powoli rozwinął kartkę, podczas gdy Hermiona odbierała gazetę, od jego własnej sowy, i zastygł w szoku przebiegając wzrokiem przez pierwsze linijki tekstu.


Potter,
nawet nie wiesz, jak wielkim obrzydzeniem, napawa mnie fakt, że muszę pisać właśnie do ciebie... Jednak nie mam zbyt wielkiego wyboru... Obawiam się, że będę musiał zająć trochę twego cennego czasu Wybrańca, dzisiaj wieczorem. Spotkajmy się dzisiaj o północy, w wierzy astronomicznej. Jeśli się zdecydujesz, napisz swoją odpowiedź na odwrocie.

PS. Nie waż się przychodzić na spotkanie, w tej szmacie którą masz na sobie. Upośledza ona moje biedne oczy.(dop.aut. Harry zawsze ma na sobie "szmaty" więc zniewaga nie dotyczyła tej bluzy, w końcu Draco pisał list dzień wcześniej)

Draco Malfoy

 Poczuł nagłą chęć, podejścia do stołu Ślizgonów, i przywalenia pięścią w tą jego arystokratyczną gębę.

-Harry, czy to list od Syriusza?- zapytała zaciekawiona Hermiona, próbując zerknąć mu przez ramię.

Harry jakby otrząsając się z chwilowego amoku, szybko odwrócił kartkę, i napisał swoją odpowiedź na odwrocie, po czym przywiązał ją do nogi nadal czekającego  puchacza, który po chwili wzbił się w górę i odleciał. Nie miał zamiaru na razie zastanawiać się, czy przypadkiem to nie podstęp. Miał środki dzięki którym mógł przecież pójść na spotkanie niezauważony, i w razie niebezpieczeństwa, tak samo wrócić. (czyt.peleryna niewidka)

-Tak, tak.- Skłamał szybko sięgając po leżącego nieopodal Proroka.- Napisał, żebym się o niego nie martwił, że wszystko u niego w porządku, i spytał się, czy dobrze mi idzie nauka do SUM-ów.

Tak jak przewidział, Hermiona praktycznie natychmiast porzuciła wątek listu, skupiając się ciekawszym temacie. 

-Jeśli nadal na Obronie przed Czarną Magią, będą nas uczyć tak jak dotychczas, większość uczniów nie zaliczy SUM-ów z tego przedmiotu! Dumbledore powinien rozważniej dobierać nam nauczycieli, a jeśli chodzi o.... 

Harry już po pierwszym zdaniu się wyłączył. Zerknął na przeciwległy stół, i niemal od razu dostrzegł utkwione w sobie spojrzenie Malfoya. Był naprawdę ciekawy, jak ważna musi to być sprawa, że został zmuszony do napisania właśnie do niego.. Postanowił zachować zimne opanowanie. Jeśli spotkanie nie okaże się podstępem, dzięki któremu zostanie oddany w łapska Voldemorta, równie dobrze może wysłuchać o co chodzi fretce. 

Tak jak to się mówi.. ''Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej".

W spokoju obserwował, jak ciemny puchacz ląduje przed Malfoyem, i jak ten sięga po wiszący u jego nogi liścik. Gdyby nie to, że akurat go obserwował, nigdy nie zauważyłby cienia różnych emocji przebiegających przez jego oblicze. Mógłby pomyśleć, że praktycznie mu... ulżyło? 

Kończąc ostatnią kanapkę, pożegnał się z Ginny i Hermioną, i popędził do swojego dormitorium, po swoją szatę i książki. 

~o~

Gdyby wcześniej rozejrzał się dokładniej po Wielkiej Sali, zauważyłby śledzący go wzrok jednego z Gryfonów... Zauważyłby także wściekłość malującą się na jego obliczu. 

Chyba po raz pierwszy, Weasleyowi udało się zarejestrować, coś czego nie zauważył nikt inny. I wcale mu się to nie podobało. Jego ograniczony mózg mozolnie zaczął przetwarzać to, co właśnie zauważył. Wychodziło na to, że Złoty Chłopiec, wcale nie był taki złoty, skoro najwyraźniej miał jakieś tajemnice, w które związani byli przyszli śmierciożercy. 

Z obrzydzeniem zerknął na stół Slytherinu. Marzył żeby wszystkie te kreatury skończyły w Azkabanie.. Albo nawet lepiej, sam by ich wszystkich wykończył, za to co zrobili ich rodzice niewinnym ludziom. Nie zasługują na to, aby żyć. 

Omiatając badawczym spojrzeniem pozostałych Gryfonów, skinął na Seamusa i wolnym krokiem wyszedł z Wielkiej Sali. Nie miał zamiaru wszystkiego tak zostawić. Nie chciał też, z nikim innym dzielić się tym co zauważył. Miał za to zamiar wybadać, co oznaczało dziwne porozumienie między Potterem, a Malfoyem.

W jego głowie powoli zaczął się rodzić misterny plan.
____________________________________________________

* Trudne Decyzje

** Śpiewa nie tylko mój głos.
    Jest i inny głos, tłum głosów.
    Głosy dzisiejszego dnia i z przeszłości.
    Głosy zdesperowane,
    Rozdarte i złamane,
    Głosy śmiejące się i podniecone,
    Oszalałe z cierpienia.

Mam nadzieję, że także ten rozdział przypadł wam do gustu. Przy nim miałam dotychczas najwięcej roboty. Już nawet nie chodzi o długość, tylko trudność napisania. Złożenie wszystkiego tak, aby później to wszystko współgrało... 
    

piątek, 23 maja 2014

Sleeping with the Frenemy- Chapter 3

Chapter 3

Secrets*

Emportes par la foule qui nous traine
Nous entraine
Ecrases I'un contre I'autre
Quand soudain, je me retourne
Je lutte et je me debats
Et je crie de douleur, de fureur et de rage
Et je pleure...**



Tuż po wyjściu dyrektora ze skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey po raz ostatni podeszła do Pottera sprawdzając, czy wszystko jest w porządku, po czym szybkim "Nox" zgasiła wszystkie światła i zamknęła się w swoim biurze.

Harry nie mógł zasnąć. Dręczyło go przeczucie, że sprawa, którą czarownica omawiała w swoim gabinecie razem z dyrektorem, w dużej mierze dotyczyła tej dziwnej anomalii, którą przyuważył na swojej bliźnie. Za każdym razem, gdy zbliżał do niej palce, czuł dziwne prądy energii łaskoczące jego skórę. Nigdy wcześniej nie czuł niczego podobnego. Albo go blizna bolała, albo nie zwracał na nią uwagi. Miał wrażenie, że niedługo dowie się, o co chodzi. I niekoniecznie był z tego powodu zadowolony.

Była jeszcze druga sprawa. Powoli odwrócił się w kierunku pobliskiego łóżka, zerkając na leżącą na nim postać.

Malfoy.

Wyjątkowo nie potrafił go rozszyfrować. Zazwyczaj wiedział, o co mu chodzi. Znał każdy rodzaj jego ironicznego uśmieszku, który tak bardzo doprowadzał go do szału. Ale teraz... Teraz nie miał pojęcia, czy po prostu knuje coś złego, czy nagle oszalał.

-A zresztą, co mnie to obchodzi?-Parsknął sam do siebie, z powrotem przewracając się na plecy.

Wreszcie po niecałych trzydziestu minutach, jego powieki stały się cięższe i zapadł w niespokojny sen.


Ściany i podłoga Hogwartu zdawały się falować pod wpływem dziwnej energii, która przez nie przepływała. Harry powoli przemierzał ziejące pustką korytarze, dziwiąc się panującej wokół ciszy. Zawsze były jakieś dźwięki.. Kłócące się portrety, odległe miauczenie pani Norris, skrzypienie ruchomych schodów... Teraz nie było nic. Panowała kompletna, złowroga cisza. I właśnie wtedy zauważył, że coś leży na posadzce, kilka kroków przed nim. Czując dziwne napięcie, powoli zbliżył się do leżących przedmiotów stwierdzając, że wyglądają jak karty od tarota, z których kiedyś wróżyła im profesor Trelawney. Zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął ku nim ręce czując dziwne dreszcze przepływające przez jego ciało. Były trzy. Trzy karty, każda ukazująca coś innego. Z obawą spojrzał na pierwszą z nich. Głupiec. Jedna z najbardziej charakterystycznych kart, które zapamiętał z lekcji wróżbiarstwa. Zdawało mu się, czy postać na niej mrugnęła do niego żartobliwie? Szybko odłożył kartę przyglądając się następnej. Urodziwy mężczyzna spleciony w ciasnym uścisku z kobietą, karta Kochanków. Poczuł dziwny dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie. Nie pamiętał co oznaczała, jednak wiedział, że wbrew pozorom nie oznaczała miłości. Została tylko jedna karta. Spojrzał na nią czując, że powietrze wokół staje się dziwnie ciężkie.

Karta Śmierci.

~o~


Głośne jęki dochodzące z pobliskiego łóżka, sprawiły, że Draco szybko się rozbudził. Delikatnie uchylając powieki zerknął w swoją prawą stronę dostrzegając szamoczącego się przez sen Pottera. Niechętnie wychylając się z łóżka, złapał za jego ramię i potrząsnął nim lekko.

-
Potter, bądź łaskaw przestać się rzucać jak jakiś opętany szaleniec.

Harry drgnął podnosząc się gwałtownie. W tej samej chwili w której zorientował się, kto go obudził, wyrwał ramię spod ręki blondyna krzywiąc się nieznacznie.

-Czego chcesz,
Malfoy?-Warknął nawet nie starając się zabrzmieć miło. Bo i po co? On był jego wrogiem.

Draco powstrzymał się przed obelgą cisnącą mu się na usta, jedynie posyłając w jego kierunku spojrzenie pełne irytacji.

-Na przyszłość staraj się panować nad sobą,
Potter... Bo mógłby, kto pomyśleć, że cię gwałcą przez sen.



Harry znieruchomiał wpatrując się w niego z niezrozumieniem. Malfoy nie miał zamiaru jednak dodać nic więcej, bo po prostu odwrócił się do niego plecami kompletnie go ignorując. Czarnowłosy momentalnie zrozumiał, o co mu chodziło. Znowu miał koszmar... Pewnie krzyczał przez sen. Zazwyczaj przed zaśnięciem rzucał wokół siebie zaklęcie wyciszające, żeby nie obudzić swoich współdomowników. Jednak wczoraj...

Wczoraj o nim zapomniał. Jak mógł być tak bezmyślny? I to jeszcze przy Malfoyu...

-Nie powinno Cię to obchodzić,
Malfoy- powiedział siląc się na zimny ton głosu.

-I nie obchodzi-prychnął arystokrata.- Mam dla ciebie przykrą wiadomość, świat nie kręci się wokół ciebie,
Potter. Przykro mi, że akurat ja musiałem Cię oświecić.

Malfoy naprawdę nie miał siły na jakąkolwiek rozmowę. Do tego nadal był strasznie zdenerwowany po wczorajszej "pogawędce". Jeśli jego misja ma się powieść, nie może rzucić się na Chłopca Który Przeżył z pięściami. A było już naprawdę blisko. Ile jeszcze razy będzie musiał przełknąć swoją dumę, aby nie dać mu w tą jego gryfońską mordę? Starając się uspokoić własne nerwy, nawet nie zauważył nagłego ataku wściekłości, który zawładnął Potterem.

-Jeszcze raz powiesz, że...!

-Że co,
Potter?! Że wszyscy wręcz uginają się pod tobą, abyś tylko uraczył ich spojrzeniem? Że każdy czarodziej wypełniłby twój najmniejszy rozkaz, gdybyś tylko poprosił? Że pewnie pławisz się całe dzieciństwo w luksusie i beztrosce, podczas gdy inni ze strachem patrzą na każdy dzień?! Że tak naprawdę masz cholernie dobrze, a ciągle zgrywasz biednego skrzywdzonego przez los DZIECIAKA?!! To nie ty jesteś tutaj pokrzywdzony! To nie ty musisz wyprzeć się swojej rodziny! To nie ty musisz bać się o bezpieczeństwo najbliższych! To nie ty musisz dokonywać wyborów! Od zawsze jesteś po tej lepszej stronie! Od zawsze masz poczucie, że gdy tylko będziesz tego potrzebował inni polecą ci na ratunek! Nie masz kurwa zielonego pojęcia, jak to jest, gdy masz pewność, że NIKT NIE STANIE PO TWOJEJ STRONIE!- Wykrzyczał, dopiero po chwili orientując się, jak dużo z siebie wyrzucił, i jak bardzo potrzebował to z siebie wyciągnąć.

Potter wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczyma, a Draco zdjęła nagła fala przerażenia. Nigdy się tak nie odkrył, nigdy nie stracił nad sobą kontroli. Ale naglący go czas, wcale nie polepszał jego sytuacji. Szybko podniósł się z łóżka i bez słowa wyszedł ze skrzydła szpitalnego nawet nie zerkając w kierunku sparaliżowanego chłopaka.

Musiał zniknąć. Musiał iść do dormitorium i ochłonąć. Porozmawiać z Pansy i wypytać, czy ma już pewność, ile jeszcze czasu im zostało. A później... Później musiał pomyśleć co dalej. Powoli tracił nadzieję, że jego plan się uda. Potter wydawał się zbyt zacofany, aby cokolwiek zrozumieć. Ale jeśli On nie pomoże, to kto?

Harry nawet nie zdążył dojść do siebie po tym co właśnie usłyszał, gdy drzwi skrzydła szpitalnego uchyliły się ponownie, ukazując jego przyjaciół.

-Harry, wszystko w porządku?-Zaniepokojona Hermiona rzuciła się w jego kierunku mocno go przytulając.

Harry odwzajemnił uścisk pytająco zerkając w kierunku stojącego nieopodal Rona.

-O co chodzi?

Ron skrzywił się nieznacznie, lecz to właśnie Hermiona odpowiedziała na jego pytanie.

-Szliśmy do ciebie, gdy usłyszeliśmy wrzaski i zobaczyliśmy wybiegającego Malfoya. Myśleliśmy, że coś się stało-wyjaśniła przyglądając mu się badawczo.

-Właśnie-potwierdził rudzielec.- Co on tutaj robił?! Bo jeśli przyszedł żeby ci dokuczyć, to razem z Fredem dopilnujemy żeby już więcej nie wściubiał swojego fretkowatego nosa w twoje sprawy.

Harry mimowolnie uśmiechnął się widząc płonące spojrzenie przyjaciela. Nie wątpił w to, że Ron z chęcią odegrałby się na Malfoyu. Nie zrobiłby tego jednak nie mając ważnego powodu.

-No więc, co się stało?

Sam nie wiedział, co może zdradzić, a co lepiej zachować dla siebie. Z pewnością nie miał teraz siły na roztrząsanie minionej wymiany zdań. To postanowił, jak na razie zachować dla siebie. Wolał samodzielnie wszystko przemyśleć i dojść do wniosku, czemu Malfoy się ostatnio tak dziwnie zachowuje. I co miały oznaczać jego słowa...

-Nie wiem, co dokładnie się stało... Ale wczoraj wieczorem wszedł do środka ze zranioną ręką, cały we krwi. I pani Pomfrey kazała mu zostać na noc.

Wargi Rona wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku.

-Wreszcie ma to na co zasłużył. Choć jeśli o mnie chodzi, to jeszcze trochę bym go pokiereszował i nie dał żadnego eliksiru, aby skręcał się z bólu. Ta fretka nie zasługuje na...

-RONALDZIE WEASLEY!- Donośny krzyk Hermiony sprawił, że nie tylko Ron, ale także Harry wzdrygnął się z zaskoczenia.- Jak w ogóle możesz myśleć o tym, aby życzyć komuś coś takiego?! Czy ty posiadasz jakiekolwiek sumienie?

Rudzielec po krótkiej chwili wypełnionej szokiem podniósł na przyjaciółkę niedowierzające spojrzenie.

-Czy ty siebie słyszysz Hermiono?! Stajesz w obronie Malfoya? Tego, który za każdym razem nazywa Cię "szlamą"? Tego, który ciągle dokucza mi i Harry'emu?

-A czy TO, twoim zdaniem jest właściwy powód, aby zachowywać się dokładnie jak on? Jeśli naprawdę tak myślisz, to wcale nie jesteś od niego lepszy! Nie można odpłacać się nienawiścią za nienawiść. Zemsta do niczego dobrego Cię nie zaprowadzi!

Ron poczerwieniał ze złości na wzmiankę o swoim podobieństwie do jasnowłosego chłopaka. Jakby poszukując wsparcia zerknął na Harry'ego, lecz ten tylko wzruszył ramionami. Jego zdaniem zemsta także była bez sensu. A szczególnie wtedy, kiedy z jakiegoś powodu wróg stracił zainteresowanie uprzykrzaniem mu życia.


-Wy naprawdę nie chcecie nic z tym zrobić?- Zapytał jakby nie mógł uwierzyć w to co właśnie widzi.- Akurat, gdy mamy szansę aby go pogrążyć.. Wy nawet nie chcecie z niej skorzystać...

Tym razem to Harry postanowił się odezwać.

-Pomyśl Ron... W czym to miałoby nam pomóc? Powinniśmy się cieszyć, że znudziło mu się dokuczanie nam, a nie ponownie go prowokować, aby wszystko zaczęło się od początku-sam nie wierzył, że to mówi, ale naprawdę nie miał najmniejszej ochoty zachowywać się tak samo jak ten nadęty bufon.

Do tego nie miał zamiaru być podobny do swojego ojca... Już wystarczająco się zawiódł, gdy przypadkiem ujrzał wspomnienie w którym James znęcał się nad innymi. Wiedział, że jego ojciec nie był święty.. I że z pewnością właśnie z powodu jego ojca, Mistrz Eliksirów aż tak bardzo go nienawidził i wykorzystywał każdą okazję, aby go upokorzyć.

Ron chyba jednak nie potrafił tego zrozumieć. Wpatrywał się w nich takim wzrokiem, jakby właśnie oświadczyli, że nie mają zamiaru się z nim więcej przyjaźnić. Zdradzony... Tak właśnie się teraz czuł.

Najpierw spojrzał na Harrego, następnie na Hermionę. Żadne z nich nie zdawało się żartować. Oni naprawdę nie mają zamiaru się na nim mścić! Prawda uderzyła w niego sprawiając, że żołądek zacisnął mu się w supeł. Po tym, jak kpił z ich rodzin. Po tym, jak wyzywał ich. Mieszał z błotem. Spoglądał, jak na najobrzydliwsze robactwo. Pluł pod nogi. Robił z nich pośmiewisko. Upokarzał... Oni nic nie chcieli zrobić? Nie chcieli widzieć, jak płaszczy się przed nimi błagając o litość? Poczuł wzbierającą w nim falę zimnej wściekłości. Nawet jeśli oni mieli inne zamiary, on nie miał zamiaru się do nich stosować. Za dużo czasu minęło, za dużo wypowiedzianych słów i czynów, aby teraz mógł spokojnie siedzieć i z radością witać nagłe zawieszenie broni.

Uważał ich za przyjaciół. Zawsze wspierali się w swoich decyzjach... Gdy Harry był w niebezpieczeństwie, bądź chciał zrobić coś niezgodnego z prawem... On zawsze mu pomagał, ale tak naprawdę Harry nigdy nie odwdzięczył się tym samym... W momencie w którym to sobie uświadomił, jego zimny wzrok skierował się na Harry'ego sprawiając, że ten spojrzał się na niego z zaskoczeniem. Tak!



On nigdy nie zwracał tak naprawdę na niego uwagi. Wykorzystywał go, ale nigdy nie zgadzał się na jego własne pomysły. Gdy tylko wysuwał jakiś plan związany z zemstą na tych parszywych ślizgonach, oni zawsze się wycofywali. Nigdy! Nigdy nie chcieli zrobić nic w kierunku ochrony swojej dumy. Ale nie mieli jej tak głęboko zakorzenionej, jak on sam. Od dziecka czuł się gorszy.. Tylu starszych braci, wcale nie polepszało faktu, że zawsze był w czymś słaby. W porównaniu do Hermiony nie był zbyt mądry. Nie był też asem drużyny quidditcha, tak jak Harry. Zawsze stał w ich cieniu. Gdy byli razem, każdy mówił " Święta Trójca Gryffindoru". Ale osobno nic nie znaczył. W swojej rodzinie także się nie wyróżniał.. Ot co, tylko jeden z braci Weasleyów, stale noszący szaty po tych starszych. Chciał coś osiągnąć. Jeśli miał to zrobić sam, proszę bardzo. Udowodni, że Ron Weasley nie jest nikim. Udowodni, że on także może być górą.



-Nie mam zamiaru dłużej się chować za waszym cieniem-warknął spoglądając na nich po raz pierwszy w życiu, jak na kogoś obcego. Kogoś zabierającego mu możliwość zabłyśnięcia.- Nie obchodzi mnie, co o tym myślicie, ale Malfoy z pewnością dostanie to na co zasłużył. Już ja tego dopilnuję.- Powiedział, obdarzając jeszcze Hermionę zawiedzionym spojrzeniem i wyszedł ze skrzydła szpitalnego obmyślając swój plan.

Harry kompletnie skonsternowany wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stał jego przyjaciel.
Chować się za naszym cieniem? O co mu chodziło? Hermiona wydawała się być tak samo zszokowana. Nigdy wcześniej nie widziała, aby Ron zachowywał się w ten sposób. Lubiła go właśnie dlatego, że miał dobre serce i muchy by nie skrzywdził. Zawsze wszystkich rozśmieszał i czasami zachowywał się, jak kompletny głupek... Ale to był właśnie Ron, on nie potrafił inaczej.

A przed chwilą... Przed chwilą wyglądał strasznie. Musiała to przyznać, ale naprawdę przez chwilę zaczął napawać ją lękiem. Wyglądał tak mrocznie.. Tak... Potrząsnęła głową chcąc wyrzucić z głowy przerażającą myśl, która przemknęła przez chwilę przed jej oczami. Nie ważne, wieczorem pewnie wszystko będzie w porządku. Ron przeprosi za swoje zachowanie, a ona wygłosi dłuższy monolog o tym jak bardzo zawiódł ją jego wybuch, po czym we trójkę w dobrym nastroju ruszą do swoich łóżek. Nie było czym się przejmować, stwierdziła.



-Harry, wiesz już może czy masz pozwolenie na wyjście ze szpitala? Miło by było gdybyśmy mogli zejść razem do Wielkiej Sali na śniadanie-powiedziała uśmiechając się pocieszająco do przyjaciela.

Harry powoli otrząsnął się z minionego przedstawienia. Musi porozmawiać z Ronem gdy złapie go w najbliższym czasie. Przecież nie mógł mówić serio...

-Wydaje mi się, że już jest wszystko w porządku. Ale może powinniśmy się najpierw zapytać...-stwierdził zerkając machinalnie w stronę gabinetu pani Pomfrey.



Jak na zawołanie drzwi uchyliły się i kobieta podeszła w ich kierunku, po raz setny machając nad nim różdżką. Dosłownie przez ułamek sekundy poczuł, jak jego skóra pulsuje delikatnie, lecz tak szybko, jak to uczucie się pojawiło, tak szybko też znikło. A on nie był już taki pewny, czy przypadkiem mu się to po prostu nie przewidziało.

-Pani Pomfrey? Czy mógłbym już wrócić do dormitorium?-zapytał spoglądając na kobietę z wyraźnie rysującą się w oczach nadzieją.

Kobieta ze zmarszczonymi brwiami ponowiła gest, po czym ze zrezygnowaniem kiwnęła głową.

-Możesz wrócić do siebie, Potter. Prosiłabym jednak abyś przyszedł do mnie jutro po kolacji, abym mogła skontrolować twój stan.

-Oczywiście, proszę pani-przytaknął skwapliwie i szybko podnosząc się z łóżka i razem z Hermioną opuścił skrzydło szpitalne kierując się w stronę dormitorium Gryffindoru.


Nie mógł przecież wejść do Wielkiej Sali w ubraniach, które miał na sobie dzień wcześniej. Nie dość, że były przepocone, to jeszcze dziwnie sztywne po wcześniejszym zastosowaniu na nich przez panią Pomfrey zaklęcia czyszczącego. Upewniając się, że Hermiona na niego zaczeka, niemal biegiem wparował do łazienki biorąc szybki prysznic i przebrał się w pierwsze lepsze szmaty po Dudleyu, narzucając na nie szatę. Przynajmniej kilka rozmiarów większe spodnie musiał przewiązać paskiem, aby nie spadły mu z bioder, a bluzka wisiała na nim jak worek. Nie miał jednak nic innego... A nawet jeśli miał pieniądze za które byłby w stanie coś sobie kupić, nigdy nie miał na to okazji. Jego życie toczyło się zbyt szybko, aby mógł skupić się na czymś tak trywialnym, jak uzupełnienie swojej garderoby.

Gdy tylko wyszedł z dormitorium, wraz z Hermioną skierowali swoje kroki w stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna, jak zwykle podekscytowana opowiadała o nowej książce, którą kupiła, gdy kilka dni temu pozwolono im na mały wypad do Hogsmeade,a Harry jak zwykle udawał, że ją słucha.

Nie żeby był niemiły.. Ale nie interesowała go powiększająca się biblioteka przyjaciółki. Może i ostatnio zaznajomił się z czytaniem podręczników szkolnych, i nawet o dziwo sprawiało mu to przyjemność. Jednak nie miał zamiaru wychodzić poza program nauczania, jeśli dotyczyłoby to czegoś innego niż Zaklęć lub Obrony Przed Czarną Magią. Nie posiadał, aż tak wielkiego zapału do pochłaniania informacji, jak swoja przyjaciółka.

Myślami ponownie wrócił do słów Malfoya. Brzmiały tak... szczerze. Chyba po raz pierwszy usłyszał z jego ust coś podobnego.

"
To nie ty musisz wyprzeć się swojej rodziny! To nie ty musisz bać się o bezpieczeństwo najbliższych! To nie ty musisz dokonywać wyborów!" Te słowa najbardziej w niego uderzyły. Czy to oznaczało, że Malfoy troszczy się o coś, poza czubkiem swojego spiczastego nosa? Dobre sobie... Może i starał się po prostu zignorować jego słowa, stłamsić je w najodleglejszej części świadomości.. Nie dawało to jednak żadnego rezultatu. Ciągle wracały odbijając się echem od jego głowy.

"Nie masz kurwa zielonego pojęcia, jak to jest, gdy masz pewność, że NIKT NIE STANIE PO TWOJEJ STRONIE!"

Nikt nie stanie po jego stronie? A co z Voldemorciem? Z Lucjuszem? I z tym przeklętym Snapem? Wszyscy śmierciożercy stanęliby po jego stronie... W końcu stary Malfoy jakże wspaniale im przewodzi, pomyślał ze zgorzknieniem. Ale... Z tego co zauważył w skrzydle szpitalnym gdy pani Pomfrey oczyszczała ranę na jego ręce, Malfoy nie posiadał jeszcze Mrocznego Znaku... Czy to znaczy, że Voldemort nie zdążył go naznaczyć, czy wprost przeciwnie? Może młody Malfoy wcale nie chce zostać naznaczony? Dosyć absurdalny wniosek ogarnął przez chwilę jego myśli, lecz natychmiast go odrzucił.

Nie-mo-żli-we. On dorasta właśnie po to, aby stanąć po tej złej stronie. Nie ma opcji żeby się nawrócił... Nie Malfoy.

Dokładnie w momencie w którym to pomyślał, znaleźli się w drzwiach do Wielkiej Sali. Harry nie miał pojęcia dlaczego, ale większość uczniów natychmiast wlepiła w niego spojrzenie szepcząc pod nosem. Poczuł nagłe
deja vu przypominając sobie podobną sytuację na drugim roku. Gdy wszyscy podejrzewali go o bycie potomkiem Salazara Slytherina.

Wtedy także patrzyli się na niego z obawą, która malowała się w ich oczach także w tym momencie. Starając się nie zauważać ich zachowania, wolnym krokiem ruszył w stronę swojego stołu. Ledwie zdążył usiąść na swoim miejscu, gdy stojący nieopodal Samuel rzucił mu pogardliwe spojrzenie, jednym ruchem posyłając w jego kierunku trzymaną w ręku gazetę.

-To wszystko, prawda?-zapytał wpatrując się w niego z kpiącym wyrazem twarzy.-Czyżby nasz Chłopiec Który Przeżył postradał zmysły? Nie zniosłeś presji? A może to tylko przykrywka? Chcesz udawać psychicznego, abyś nie musiał ratować naszego świata...podły tchórzu.

Harry nawet nie zwrócił uwagi na słowa wychodzące z ust chłopaka, z niedowierzaniem wpatrując się w widniejący przed nim artykuł.


Czyżby Chłopiec Który Przeżył oszalał?

Powołując się na świadków pewnego incydentu związanego z naszym drogim Harrym Potterem, zmuszeni jesteśmy odkryć przerażającą prawdę dotyczącą naszego bohatera. Ostatnio wpłynęła do nas informacja dotycząca wypadku Harrego Pottera. W szczerej trosce o zdrowie naszego bohatera, postanowiliśmy zbadać tę sprawę. A oto co udało się nam ustalić.

W dniu 12.10.2008, gdy uczniowie spokojnie kierowali się do swoich klas, pan Potter zatrzymał się nagle i przyciskając dłoń do swej sławetnej blizny, krzyczał opętańczo wijąc się z bólu. Z tego co nam wiadomo z jego blizny zaczęła sączyć się krew. Niestety po całym incydencie pan Potter został zabrany do skrzydła szpitalnego, a jakakolwiek próba zdobycia informacji o jego stanie zdrowia, kończyła się fiaskiem.

Czyżby Harry Potter chował przed nami fakt o przebywanej chorobie? Czy może to było zwykłe przedstawienie mające na celu przyciągnięcie na siebie uwagi? W końcu od zawsze wiadomo, że nasz bohater lubuje się swoją sławą. A może nie chce znieść ciężaru zalegającej na nim odpowiedzialności za losy naszego świata? Wszystkie spekulacje na ten temat znajdziecie państwo na stronie dziewiątej. Tylko u nas możecie poznać prawdę o Chłopcu Który Przeżył.

Z najświeższymi informacjami
wasza Rita Skeeter





Harry czuł, jak jego ciało zalewa gwałtowna fala złości. Ta wredna jędza znowu zaczęła mieszać w jego życiu! Ze złością zgniótł leżącą przed nim gazetę i cisnął ją prosto w stojącego obok Samuela. Chłopak wydawał się przez chwilę zaskoczony, jednakże zaraz potem szybko wrócił do swojej postawy.

-Prawda boli, Wybrańcu?-zakpił przewiercając go wzrokiem pełnym pogardy.

-Wszyscy dobrze wiedzą, że Prorok potrafi drukować tylko nędzne kłamstwa.- Wywarczał starając się opanować nagłą ochotę przywalenia temu dupkowi prosto w twarz.

Nienawidził, gdy o nim pisali. Nienawidził, gdy wszyscy wtrącali się w jego życie z buciorami. Gdy wytykali go palcami, plotkowali. Jeszcze bardziej niż wszystkie brednie w artykule wkurzyła go wzmianka o tym, że rozpływa się nad własną sławą. Nigdy! Nigdy nie lubił tego aspektu swojego życia. Na każdym kroku doprowadzało go do szaleństwa, że ludzie traktują go, jak jakąś maskotkę z reklamy. Każdy ją widział i każdy chce ją mieć, nikt nie zauważa, że maskotka niczym się nie różni od nich samych. Że też chce mieć spokojne życie. Tak właśnie się czuł...

Seamus zaśmiał się perliście przyciągając wzrok coraz większej liczby uczniów. Teraz już nawet cały stół Krukonów i Puchonów wpatrywał się w nich z napięciem. Jedynie Ślizgoni obdarzali ich obojętnymi spojrzeniami. Chyba po raz pierwszy w życiu był im za to wdzięczny.

-Ach tak? Skoro nie oszalałeś to dlaczego nawet twoi wierni przyjaciele się od ciebie odwrócili? Czemu nie siedzą tu z tobą?

Harry zaskoczony zamrugał oczami. Przyjaciele? Przecież Hermiona i Ron go nie opuścili... Nie przypominał sobie, aby z kimkolwiek innym miał jakieś bliskie stosunki. Spojrzał w swoją lewą stronę dostrzegając Hermionę wpatrującą się w Seamusa z niedowierzaniem. Po chwili coś do niego dotarło. Miejsce na prawo od niego nadal było puste. Nie było na nim Rona. Pewnie się spóźni, pomyślał, choć wydawało mu się to nad wyraz dziwne. W końcu Ron nigdy nie opuściłby posiłku. Jedzenie to wszystko na czym mu zależało, no może oprócz quidditcha.

-Nie wiem, o co Ci chodzi-odparł patrząc się wyzywająco w oczy chłopaka. - Moi przyjaciele zawsze będą po mojej stronie.

Seamus jakby tylko czekał, aż Harry to powie. Odwrócił się powoli ukazując siedzącego kilka miejsc dalej Rona, który przypatrywał się całej sytuacji z obojętnym wyrazem twarzy.

-To czemu twój przyjaciel siedzi tam, a nie koło ciebie?

Harry poczuł, jak ręka Hermiony delikatnie owija się wokół jego ramienia. W niezrozumieniu wpatrywał się w twarz swojego przyjaciela szukając w niej odpowiedzi. Czuł, że ręka Hermiony drży nieznacznie.

-Ron...?- Odezwał się z zaskoczeniem dostrzegając mroczny cień przemykający w jego oczach.

Rudzielec uśmiechnął się kpiąco, na co serce Harrego zatrzymało się gwałtownie. Czuł wzbierającą w nim panikę. To nie mogła być prawda. Ron nie mógł od tak sobie go zostawić. Był jego jedynym kumplem. Przeżył z nim tak wiele... Zawsze ratowali się z opresji.

-Co się stało, Harry? Aż tak bardzo zawiodłeś się, że straciłeś swojego sługę? Bo przecież tylko tym dla ciebie byłem, prawda? Nie udawaj takiego zszokowanego. Przecież powiedziałem, że nie mam zamiaru żyć dłużej w waszym cieniu-odparł, a jego zimny głos zmroził serca Hermiony i Harrego.

-Ron, chyba nie mówisz poważne?!-krzyknęła Hermiona,a jej oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez.

Harry wstrzymał powietrze spodziewając się, że zaraz rudzielec wybuchnie śmiechem i przyzna się do dowcipu. Nic takiego się jednak nie stało. Ron podniósł się powoli z miejsca i rzucając im ostatnie pełne pogardy spojrzenie wyszedł z sali u boku Seamusa, który najwyraźniej nieźle się bawił tym przedstawieniem.

W sali panowała martwa cisza, którą po chwili zastąpiły pełne niedowierzania szepty. Harry tępo wpatrywał się w drzwi za którymi zniknął jego były przyjaciel, nie wiedząc co się właściwie wydarzyło. Dopiero po chwili zauważył, że jego przyjaciółka zanosi się głośnym szlochem. Delikatnie objął ją ramieniem, na co ona z wdzięcznością przytuliła się do rękawa jego szaty. Wiedział, że dla niej jest to jeszcze bardziej przykre doświadczenie. Od dłuższego czasu zauważył, że Ron był dla niej kimś więcej. Najwyraźniej nie zdążyła mu tego wyznać wcześniej, a teraz było już za późno.

Czuł, że jego żołądek zaciska się w supeł, i wiedział, że w czasie dzisiejszego śniadania nic nie przełknie. Starając się zamaskować swoje załamanie, wolnymi łyczkami wypił szklankę soku pomarańczowego, a jego wzrok jakby machinalnie powędrował do stołu naprzeciwko. Prosto na Malfoya, który wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Był w na tyle podłym humorze, że gdyby Malfoy odważył się chociażby spojrzeć na niego z ironią, mógłby go zranić. I to nie delikatną klątwą... Jednakże blondwłosy chłopak jedynie skinął mu lekko głową, jakby na powitanie i szybko odwrócił wzrok.

Dzięki temu jednemu małemu gestowi w jego głowie zapanował kompletny zamęt. Dzisiejszego dnia niczego nie potrafił zrozumieć. Ponownie skupił wzrok na swojej szklance zauważając, że w tej właśnie chwili wszystkie głosy w Wielkiej Sali zamilkły. Do środka wkroczył dyrektor. Jego błękitne szaty powiewały za nim, gdy szybkim krokiem przemieszczał się do stołu za którymi zasiedli już nauczyciele. Obdarzając uczniów promiennym uśmiechem powoli usiadł na swoim miejscu u szczytu stołu.

- Drodzy uczniowie, nauczyciele! Jak to miło ponownie spotykać się przy śniadaniu! Mam nadzieję, że wyjątkowo dowcipny artykuł nie popsuł wam humoru dzisiejszego poranka!- Odparł obdarzając wszystkich obecnych spojrzeniem przeszytym niewypowiedzianą groźbą.

Harry rozszerzył oczy z zaskoczenia. W ten niezbyt subtelny sposób dyrektor zbagatelizował bzdury napisane na jego temat, i każda osoba która zrozumiała aluzję, pojęła, że w ten niekonwencjonalny sposób Dumbledore ma na myśli aby wszyscy obecni nie wierzyli w zawarte w Proroku słowa. Czując wzbierającą w nim wdzięczność, obdarzył Dumbledora szerokim uśmiechem.

-Tak więc, życzę smacznego, bierzmy się do jedzenia!-zakończył swoją krótką przemowę i obdarzając pocieszającym spojrzeniem czarnowłosego młodzieńca przy stole Gryffindoru, zastanawiał się nad tym, w jaki sposób najdelikatniej przedstawić chłopcu jego sytuację.

Harry nalał sobie jeszcze jedną szklankę soku, ze zmartwieniem zerkając na zaczerwienione oczy przyjaciółki. Na razie przestała płakać, jednak wyglądała jakby w każdej chwili miała zasłabnąć. Naprawdę się o nią martwił. Jak Ron mógł im zrobić coś takiego?!Jak mógł tak po prostu nagle ich opuścić?

Jeszcze raz pogłaskał drżącą dłoń Hermiony zauważając niemą wdzięczność w jej oczach.

-Dziękuję Harry-wyszeptała, gdy podał jej swoją napełnioną szklankę.

-Wszystko w porządku?-zapytał, choć znał odpowiedź na to pytanie.

-Przejdzie mi...-odpowiedziała jedynie, wlepiając puste spojrzenie w drewniane sęki na stole.

Harry kiwnął głową i w tym samym momencie zauważył drobną kartkę lądującą na jego pustym talerzu. Niepewnie sięgnął do niej, spodziewając się najpewniej jakieś obelgi, jednakże nic takiego nie znalazł. Wiadomość była od Dumbledora.



Harry, prosiłbym Cię o pojawienie się w moim gabinecie dzisiaj wieczorem, po lekcjach. 
Hasło to " Lukrowane pomarańczki" 
Liczę, że zjawisz się na czas.
Albus Dumbledore


Ogarnęło go złe przeczucie. Miał wrażenie, że ta rozmowa nie będzie tylko jedną z miłych pogawędek. I najprawdopodobniej będzie dotyczyła jego osoby. Z trudem przełykając ślinę, podniósł wzrok na spoglądającego na niego dyrektora i pokiwał głową dając znać, że przyjdzie.

Gdy tylko wyszli z Wielkiej Sali, Hermiona przeprosiła Harrego mówiąc, że nie ma za bardzo siły i przejdzie się do skrzydła szpitalnego ponieważ boli ją głowa, przez co Harry zmuszony był samotnie iść na lekcje.

Pierwszą lekcją była transmutacja z profesor McGonagall. Na dzisiejszej lekcji za zadanie mieli zamienić świeczkę w krzesło. Harry skrzywił się, zresztą tak samo, jak kilka innych osób i powoli zabrał się za powtarzanie ruchów różdżki i zaklęcia, zanim pani profesor każe im zacząć ćwiczyć bardziej praktycznie.

-Ważne jest abyście dokładnie odwzorowali sposób w jaki poruszam różdżką.- Tłumaczyła donośnym głosem.- Jedna pętelka w prawo, w lewo, do siebie i do góry, a następnie delikatne potrząśnięcie różdżką. Zrozumiane? A teraz postarajcie się delikatnym głosem powiedzieć "
Armittero". Proszę pamiętać, aby kłaść nacisk na litery "a" i "e".

Gdy doszło do zajęć praktycznych, każdy uczeń starał się prawidłowo wypowiedzieć zaklęcie, jednak nawet jeśli mu się udało, świeca nie zamieniała się w krzesło, tylko w samą nogę od krzesła, bądź oparcie. Pamiętając wskazówki nauczycielki o tym, aby wizualnie sobie wyobrazić każdy element przedmiotu, Harry zamknął oczy skupiając się na stworzeniu w wyobraźni dokładnego obrazu krzesła. Widział każdą śrubkę, wzór, każdą nogę, oparcie obite w skórę. Powoli odwzorował ruch różdżką i nadal nie otwierając oczu, wymówił zaklęcie, pamiętając o nacisku na niektóre litery.

-
Armittero- powiedział czując, jak palce delikatnie mrowią go, gdy magia opuszcza jego ciało.

Gdy zaklęcie się skończyło, niepewnie uchylił powieki z zaskoczeniem wpatrując się w stojący przed nim przedmiot. Krzesło było idealne, dokładnie takie jakie sobie wyobraził. Wiedząc jednak, że wygląd może być zwodniczy pozwolił sobie usiąść na nim na chwilę. Nie rozpadło się! Szybko wstał podziwiając swoje dzieło. Chyba po raz pierwszy w życiu udało mu się transmutować coś z taką łatwością i precyzją. Poczuł delikatnie pulsującą energię pod swoją skórą. Był naprawdę zadowolony.

-Panie Potter, dobra robota. Gryffindor otrzymuje pięćdziesiąt punktów-oznajmiła pani profesor i obdarzając go dumnym spojrzeniem, ponownie wróciła do tłumaczenia reszcie klasy, jak powinni to zrobić.

Widząc lekko zazdrosne spojrzenia niektórych sąsiadów, odwrócił się i powoli zaczął pakować swoje książki. Lekcja niedługo miała dobiec końca. Miał nadzieję, że z Hermioną wszystko w porządku, i że niedługo się spotkają.

Następną lekcją okazała się być historia magii. Chyba po raz pierwszy udało mu się nie zasnąć. Wiedział jednak, że nie jest to zasługa jego silnej woli, tylko zbyt wielu spraw które chodziły po jego głowie. Począwszy od dziwnego zachowania zarówno Rona, jak i Malfoya, a skończywszy na jego własnych problemach. Co do tamtej dwójki, zachowują się jakby nagle zamienili się rolami. Jeden staje się wręcz znośny, podczas gdy drugiemu nagle coś odbija. Miał ochotę wrzeszczeć z frustracji. Wszystko się komplikowało!

Wzdychając spojrzał na unoszącego się w powietrzu pana Binnsa, który nie zwracając uwagi na śpiących uczniów, dalej opowiadał swoim monotonnym głosem o wojnach goblinów. Jedyną zabawną rzeczą, która zdarzała się na jego lekcjach, było to, że czasami zapominał, gdzie się znajduje. Zazwyczaj wnikał wtedy w sufit lub podłogę zauważywszy to dopiero po dłuższym czasie.

Z ulgą i jednocześnie dziwnym napięciem przywitał koniec lekcji. Następna miała być Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Może i nie miał nic do zajęć Hagrida, jednak pamiętając, że nie będzie z nim Hermiony, czuł obawę przed spotkaniem Rona. Nie wiedział, co sprawiło tak nagłą zmianę w jego zachowaniu. Nie czuł się za dobrze widząc kogoś tak bliskiego, spoglądającego na niego z pogardą.

Starając się sprawiać wrażenie obojętnego, powoli skierował się na błonia. Dodatkowo lekcje mieli razem z Ślizgonami, co tylko pogarszało sytuację. Już teraz mógł sobie wyobrazić ich sarkastyczne uwagi, co do dzisiejszego proroka. Bał się jakie bzdury napiszą w jutrzejszym wydaniu.
~o~

Draco od razu po wyjściu z skrzydła szpitalnego, próbował znaleźć Pansy i przy okazji uspokoić swoje skołowane nerwy, lecz jego poszukiwania okazały się być bezowocne. Przebrał się więc, i zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Miał nadzieję, że przyjaciółka już tam będzie. Tak jak przypuszczał siedziała już przy stole, u boku Zabiniego. Po jej lewej stronie znajdowało się wolne miejsce, szybko zbliżył się i zajął je, obdarzając przyglądające mu się osoby zimnym spojrzeniem.

-Coś nowego?- Zwrócił się do Parkinson, która szybko załapała aluzję.

-Dużo ciekawych wieści-odparła dla niepoznaki wskazując na proroka. Jeśli ktokolwiek przysłuchiwałby się ich rozmowie, myślałby, że mówią o wiadomościach z Proroka.

Mimowolnie spojrzał na gazetę i znieruchomiał widząc krzykliwy nagłówek. Szybko przeleciał wzrokiem zawarty poniżej tekst i z kamienną miną odłożył pismo na bok. Czy Ci ludzie naprawdę byli takimi idiotami? Czy nikt nie widzi jakie bzdury tu wypisują? Dyskretnie przysłuchiwał się siedzącym niedaleko czwartorocznym. Tak jak podejrzewał, zgryźliwie komentowali artykuł, nawet nie podważając jego prawdziwości. Żal mu było jego własnych współdomowników. Czasami zastanawiał się, jak takie naiwne stworzenia trafiły do jego domu.

Jego wzrok jakby automatycznie spoczął na wejściu do Wielkiej Sali w momencie w którym wkroczyły do niej dwie postacie. Granger i Potter. Gdzieś w głębi duszy coś mu podpowiadało, że czegoś brakuje. W skupieniu obserwował, jak większość z obecnych uczniów wlepia przestraszony wzrok w swojego bohatera. Chociaż... Nie wszyscy wyglądali na przestraszonych, niektórzy sprawiali wrażenie złych, inni parskali z pogardą na jego widok, a on jedynie spokojnie obserwował.

Gdy Potter wraz z Granger zajęli swoje miejsce przy stole, jakiś chłopak podszedł do niego i rzucił przed nim egzemplarz proroka. Malfoy w skupieniu obserwował emocje ukazujące się na twarzy Pottera, gdy ten czytał artykuł. Od niedowierzania, przez złość, aż do wszechogarniającej wściekłości. Obserwowanie go było doprawdy ciekawym zajęciem. Nie zdając sobie sprawy z utkwionych w nim zaciekawionych spojrzeń Pansy i Blaise'a, przyglądał się gniewnej wymianie zdań pomiędzy Gryfonami. Sala ucichła na tyle, że mógł słyszeć każde słowo wychodzące z ich ust. Największym szokiem było zobaczyć zachowanie Weasleya. Ledwo udało mu się zapanować nad mimiką twarzy, gdy zobaczył jakim spojrzeniem rudzielec obdarza zszokowaną dwójkę.

Zaraz potem wyszedł w towarzystwie wspomnianego wcześniej chłopaka, a Granger zaniosła się płaczem pocieszana przez Chłopca Który Przeżył. Doprawdy ciekawe... Najwidoczniej Święta Trójca się rozpada... Zastanawiając się nad tym co zobaczył, zauważył jak Potter podnosi wzrok patrząc w jego stronę. W pierwszej chwili poczuł wielką chęć, aby uśmiechnąć się do niego pogardliwie, lecz zdusił ją w zarodku. Jakim frajerem by nie był, był on jednak przepustką do lepszego świata, tak więc, trzeba było nadal trzymać się swojego planu. Powoli skinął mu głową w geście przywitania i widząc szok odbijający się w jego oczach, szybko odwrócił spojrzenie. Jego oczy zetknęły się z nic nierozumiejącymi oczami przyjaciół.

-Będziesz musiał nam to wytłumaczyć-wyszeptał Zabini wpatrując się w niego z dziwnym wyrazem twarzy.

-Koniecznie-dodała Parkinson.

I tak miał im powiedzieć... Tylko jakoś nie miał okazji. Dzisiaj jednak, gdy tylko znajdą ustronne miejsce, z pewnością skorzysta z podzielenia się z nimi swoimi planami. W gronie innych osób było to zbyt niebezpieczne.

Widząc, że większość osób już pośpieszyła na swoje lekcje Draco wskazał ruchem dłoni na wyjście i wraz z przyjaciółmi ruszył na numerologię. Zazwyczaj strasznie uważał na tej lekcji, w końcu był to jeden z jego ulubionych przedmiotów, jednak dzisiaj nie miał do tego głowy. Cały czas po głowie chodziły mu najróżniejsze obawy. Czy jego plan się powiedzie? Czy w jakikolwiek sposób uda mu się przekonać do siebie Pottera? Czy zostało im dużo czasu? Czy uda mu się ocalić zarówno siebie, Blaise'a, Pansy, jak i swoją matkę? Bał się. Po raz pierwszy w swoim życiu, cholernie bał się wszystkich tych odpowiedzi. Był jednak Malfoyem, a Malfoyowie nigdy nie dają poznać po sobie, że czegokolwiek się boją. Zawsze muszą być opanowani i dumni. Jeśli mu się nie uda, spróbuje uciec na własną rękę. Wszystko, byle nie skończyć jako śmierciożerca... Zabini i Parkinson podzielali jego zdanie. Mieli odłożone awaryjne pieniądze w razie gdyby musieli uciekać. Znali zaklęcia maskujące, zmieniające wygląd, jak i także zacierające ślady. Wykorzystają to jednak dopiero wtedy, gdy będą wiedzieli, że nie mają innej szansy. Tylko wtedy... A na razie, były jeszcze jakieś nadzieje. Co prawda znikome, ale były...

Na dzisiejszej lekcji musieli obliczyć liczbę swojej ekspresji wewnętrznej. Ledwo skupiając się na tym co robi napisał na kartce swoje imię i nazwisko wyliczając znaczenie.




DRACON MALFOY
491365 413667
Następnie wyliczył sumę liczb odpowiadającą wszystkim samogłoskom imienia i nazwiska. 

1616{14}
1,4{5}

Nie chcąc, aby nauczycielka zrzędziła mu pod nosem, przepisał od razu znaczenie.

Piątka oznacza brak wewnętrznej stabilności i równowagi, którą zazwyczaj ukrywają przed światem za pomocą maski.Wskazuje na niepewność. Piątki interesują się wieloma rzeczami, lecz nie potrafią im się doszczętnie poświęcić. Są energiczne, gotowe do podjęcia ryzyka, potrafią być jednak zarozumiałe, nieodpowiedzialne, wybuchowe i niecierpliwe.

Wierutne kłamstwa, prychnął. Malfoyowie nie są ani wybuchowi, ani niecierpliwi.. no może trochę, ale na pewno nie są zarozumiali. Tak mówią tylko osoby, które zazdroszczą im intelektu. Mrucząc coś pod nosem odniósł pracę dla pani profesor Vector, i zgarniając swoje podręczniki wyszedł z klasy zmierzając w kierunku sali w której miała odbyć się następna lekcja. Starożytne runy...


Wybrał ten przedmiot tylko dlatego, bo pozostałe opcje nie napawały go optymizmem. Kto by chciał się uczyć na przykład mugoloznawstwa lub wróżbiarstwa? Może i profesor Babbling nie była zbyt żywiołowa, ale tłumaczyła bardzo szczegółowo, i naprawdę potrafiła zaciekawić. Jednak tym razem naprawdę nie potrafił skupić się na żadnym słowie, które wypowiadała. Następną lekcje mają wraz z Gryfonami.. Musiał coś zrobić, chociażby nawiązać do głupiej wymiany zdań. Cokolwiek!



Nawet nie zauważył w którym momencie nastąpił koniec lekcji. Z lekką irytacją spojrzał na notatki w swoim zeszycie. Było ich zaledwie dwa zdania... Będzie musiał później przeczytać ten temat w dormitorium, teraz ma ważniejsze sprawy na głowie.

Zanim dotarł do chatki tego przerośniętego olbrzyma zauważył, że coś jest nie tak. Potter samotnie stał na obrzeżu grupy starając się nie zwracać uwagi na śmiejącego się obok Rona, który rozmawiał o czymś z wcześniej widzianym w Wielkiej Sali chłopakiem. Widać było, że Potter ledwo powstrzymuje się, aby coś powiedzieć. Dłonie zaciśnięte w pięści zwiesił wzdłuż ciała, a twarz przybrała obojętną maskę, chociaż oczy wręcz płonęły ze złości. Najwidoczniej nasz "bohater" nie lubił być ignorowany, pomyślał Draco z przekąsem. Niby przypadkiem znalazł się kawałek dalej, po jego prawej stronie kątem oka obserwując rozwój sytuacji. I właśnie wtedy nadszedł Hagrid. Instynktownie zerknął na trzymane w jego wielkich łapach pudło, którego zawartość wydawała dziwne piszczące dźwięki.

-Witam kochaneczki!-krzyknął tubalnym głosem, z zaczerwienionymi z podniecenia policzkami stawiając pudło tuż przed ich stopami.-Dzisiejszego dnia... zapoznam was z tymi no...słodkimi Szczuroszczetami. Nazwa, jak najbardziej odpowiada ich wyglądowi. Nie bójcie się, nie gryzą o ile się ich nie zdenerwuje. Są naprawdę łagodne-z czułością pogładził pudło zerkając na wszystkich z szerokim uśmiechem.-Ale cholibka! Prawie bym no zapomniał, o najważniejszym! Czy ktoś wie dlaczego, są tak przydatne dla czarodziejów?

Wszyscy wpatrywali się w niego tępym wzrokiem. Niby dlaczego miałoby to kogokolwiek obchodzić? Malfoy osobiście żadnego zwierzęcia nie darzył szczególną sympatią. Olbrzym jednak nie zraził się brakiem odpowiedzi i żywiołowo kontynuował.

-Zjedzenie ich marynowanej narośli zwiększa odporność na uroki i zaklęcia, lecz przedawkowanie może spowodować dość nieprzyjemne skutki. No a teraz może ktoś ma jakieś pytanka??-olbrzym wyglądał tak żałośnie, że pewnie wszyscy poczuli przymus zadania jakiegokolwiek.

Potter odchrząknął i posyłając olbrzymowi przyjazdy uśmiech, zadał pytanie.

-Jak wyglądają te nieprzyjemne skutki?

-Dobre pytanie Harry. Otóż może spowodować, że uszy porosną fioletowymi włosami.

Każdy z obecnych wzdrygnął się wyobrażając sobie taką sytuację. Zgroza, zgroza!

-Ale nie macie czego się bać.. To, kto chce zobaczyć te słodziaki?-wyglądając jakby zaraz miał zemdleć z euforii, powoli otworzył pudło, które gwałtownie zatrzęsło się i małe stworzonka przypominające szczury, z dziwną naroślą na grzbiecie, wyskoczyły na zewnątrz.


Draco skrzywił się z obrzydzeniem obserwując te "niby" szczury. Kilka dziewczyn odskoczyło z głośnym piskiem i odbiegło, stanowczo za daleko od grupy. Hagrid uszczęśliwiony wypuszczeniem pupilków, klasnął z zadowoleniem w dłonie i zawrócił do swojej chaty informując uczniów, że pójdzie teraz po jedzenie, aby mogli nakarmić jego małe potworki,. 

Jakby tylko czekając na ten moment, towarzysz Weasleya zmierzył Pottera szyderczym spojrzeniem. Malfoy przysunął się odrobinę chcąc podsłuchać, o czym mówią.

-Ten Potter to ma tupet... Jak gdyby nigdy nic staje w twoim pobliżu.. Na twoim miejscu to po prostu wygarnąłbym mu to, jak Cię traktował.- Powiedział nawet nie starając się ściszyć głosu.

Potter spiął się gwałtownie z całych sił starając się zapanować nad sobą. Nie miał zamiaru zmuszać Hagrida, aby wlepił mu szlaban za bójkę na lekcji. Co zapewne musiałby zrobić nawet jeśli by tego nie chciał. Zasady były ważne. Słysząc skrzekliwy śmiech swojego byłego przyjaciela wzdrygnął się mimowolnie, czując jak jego wnętrzności skręcają się dość boleśnie. 

-Wszyscy go traktują, jak jakiegoś księcia. A tymczasem to tylko zwykły tchórz nad którym pastwi się własna rodzina. Przynajmniej oni wiedzą, jaki jest beznadziejny. Nie dziwie im się, że...

-ZAMKNIJ SIĘ!!- Wrzasnął czując ogarniającą go furię. 

Odwrócił się gwałtownie w jego stronę i nie zwracając uwagi na zszokowane spojrzenia reszty zgromadzonych wokół uczniów, zacisnął pięści ostatkiem sił powstrzymując się przed rzuceniem na chłopaka. 

-Nic o mnie kurwa nie wiesz! Nic, rozumiesz?!- Wysyczał nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak groźnie teraz wyglądał. 

Draco poczuł dreszcz strachu na widok jego dzikiego spojrzenia. Nigdy nie chciałby się znaleźć  na drodze osobie, która tak wygląda. Czuł jak powietrze wokół gęstnieje i z zaciekawieniem zaobserwował przestraszone twarze poniektórych. Jeśli tak dalej pójdzie, naprawdę wezmą Pottera za kogoś potencjalnie niebezpiecznego... To było niepokojące. Lecz tylko upewniło go, co do swojej decyzji. Potter nie był tchórzem, a zły... Zły potrafił być naprawdę groźny. Mimowolnie poczuł do niego cień szacunku, lecz niemal od razu skrzywił się z obrzydzeniem. Do czego to doszło? Malfoy komplementujący Złotego Chłopca... 

Zastanawiał go jednak powód jego wybuchu. Nie spodziewał się, że ktoś tak ostro może zareagować na wzmiankę o swojej rodzinie. I co miało znaczyć, że się nad nim pastwią? Mniejsza z tym.. Wyglądało na to, że prowodyr po początkowym szoku, ponownie postanowił coś wtrącić. Wiedział, że jeśli pozwoli mu wypowiedzieć chociaż jedno słowo, Potter wybuchnie.. Jego samokontrola i tak już wisiała na włosku.

Badawczym wzrokiem rozejrzał się dokoła, i właśnie wtedy zauważył krzątającego się pod nogami chłopaka Szczuroszczeta. Starając się postępować, jak najdyskretniej, powoli wyciągnął różdżkę i pod nosem wymamrotał zaklęcie. Szczuroszczet pisnął, gdy jakaś niewidzialna siła uniosła go i popchnęła na nogi chłopaka. Jak można się było spodziewać, niemal od razu z głośnym warknięciem, wgryzł się w jego stopę. 

Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć Potterowi jakąś ciętą ripostą, wrzasnął z bólu i zaczął skakać na jednej nodze, próbując odczepić stwora, który tylko mocniej wbił w niego swoje zęby. 

-AAA! Zabierzcie to! Zabierzcie to ode mnie!!! AAAA!- Zaczął wrzeszczeć, i w tym właśnie momencie wkroczył Hagrid. 

Malfoy nie mógł się już dłużej powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Zarówno Potter, jak i Weasley spojrzeli w jego kierunku. 

-Ten twój, pożal się Boże nowy przyjaciel,  powinien lepiej patrzeć, gdzie stawia stopy.. Wiewióro..- Powiedział, nawet nie starając się ukryć ironii w swoim głosie. 

Zmierzył Weasleya pogardliwym uśmieszkiem, i mimowolnie zerkając na wyprowadzonego z równowagi Pottera, odwrócił się wolno kierując w stronę zamku. 

Harry miał mętlik w głowie. Czy tylko się przesłyszał, czy naprawdę Malfoy praktycznie przyznał się do poszczucia Seamusa? Ale dlaczego miałby to zrobić? Bijąc się z myślami, spojrzał na stojącego obok Rona, który najwyraźniej niezbyt pozytywnie zniósł nową informację.

-Jeszcze tego pożałujesz, Malfoy!!-Wrzasnął ze złości niemal plując śliną dokoła. 

Nie mógł uwierzyć, że Ron powiedział Seamusowi o tym, jak traktowała go jego rodzina. Nie wierzył, że byłby do tego zdolny. A jednak... Jak bardzo musiał go znienawidzić skoro odważył się zdradzić, tak ważną dla niego tajemnicę? To nie było rzecz, o której można od tak po prostu rozmawiać z kimkolwiek.. Tym razem, naprawdę przegiął.

-Ron możemy porozmawiać?- Harry postanowił dowiedzieć się, o co chodzi. 

Chłopak spojrzał się na niego z taką pogardą, że następne słowa stanęły mu w gardle. 

-Nie mamy o czym, Potter.- Wysyczał po raz pierwszy zwracając się do niego po nazwisku.

Odniósł wymierzony cel. Harry cofnął się zszokowany słysząc jego słowa. Jego serce zakłuło boleśnie, a oczy gwałtownie zapiekły. Nie miał jednak zamiaru płakać. Nigdy sobie na to nie pozwalał. 

-Czemu zachowujesz się w ten sposób? Przecież nigdy taki nie byłeś?- Wykrztusił kompletnie nie wiedząc, co ma robić w takiej sytuacji. Nie spodziewał się, aż takiej wrogości. 

Rudzielec spojrzał na niego tylko z ironicznym uśmieszkiem. 

-Nigdy nie byłem jaki, Potter? Znudziło mi się bycie twoim służącym.. Zawsze tylko: Ron mógłbyś zrobić to i tamto. Koniec z tym! Ktoś wreszcie powinien Ci uświadomić, że nie tylko ty jesteś wyjątkowy.. Ja także ryzykowałem karkiem starając się wyciągnąć Cię z  opresji. Lecz to właśnie ty zwijałeś całą chwałę dla siebie. Ha! Beze mnie do niczego byś nie doszedł. 

Zanim zdążył ogarnąć się z szoku, Ron odwrócił się do niego plecami i ruszył z powrotem do zamku. Harry stał przez chwilę próbując ogarnąć to co właśnie usłyszał. Przecież Ron znał go. Wiedział, jak bardzo nie lubi swojej sławy.. Czemu miałby sugerować... Wzdychając zauważył, że niemal wszyscy uczniowie zniknęli już w zamku, więc nie mając innego wyboru, także się tam skierował. Zbliżała się pora obiadu, więc zdecydował się iść do Wielkiej Sali. Miał wrażenie jakby jego nogi zrobiły się przynajmniej dziesięć kilo cięższe. Każdy kolejny krok sprawiał mu więcej kłopotów. Czuł się, jak słoń w składzie porcelany. Do tego zaczynała go pobolewać głowa.

Starając się nie zwracać uwagi na wbite w niego spojrzenia powoli zbliżył się do swojego miejsca z niepokojem zauważając, że  nigdzie nie dostrzega Hermiony. 

-Powiedziała, że źle się czuję i dzisiaj zrezygnuje z kolacji- usłyszał delikatny głos tuż koło swojego prawego ucha. 

Odwrócił się zaskoczony, lecz już po chwili uśmiechnął się widząc siedzącą tuż obok Ginny. 

-Martwię się o nią.- Wyznał wiedząc, że przyjaciółka zrozumie, o co chodzi. 

Ginny momentalnie posmutniała.

-Ja też... Kompletnie nie wiem co wstąpiło w Rona. Nigdy nie był taki... arogandzki.

Harry przytaknął smutnym kiwnięciem głowy. 

-W całej szkole krążą już plotki na wasz temat. Każdy zastanawia się, czy to koniec ''Świętej Trójcy''- powiedziała ze zgorzknieniem.- Czasami przerażają  mnie historie, które potrafią wymyślić. 

-Nawet nie chce wiedzieć...- Stwierdził Harry zabierając się za swoje jedzenie. 

Nie obchodziło go, że żołądek protestował przeciwko jakiemukolwiek pożywieniu. Nie miał zamiaru wymykać się nocą do kuchni, gdy nagle obudzi go głód. 

-Co robisz po obiedzie?

Harry zastanowił się przez chwilę. Nie miał siły wracać do dormitorium. Nie wtedy, gdy wiedział, że natknie się tam zarówno na Rona, jak i na Seamusa, który pewnie zdąży wrócić już ze skrzydła szpitalnego. Nie chciał też znosić tych wszystkich wlepionych w niego spojrzeń. 

-Do kolacji chyba zostanę w bibliotece- zdecydował.- Później i tak będę muszę iść do Dumbledora..

Ginny zaskoczona zmarszczyła brwi.

-Do Dumbledora? Coś się stało?

-Nic takiego.. Po prostu chce ze mną o czymś porozmawiać. Pewnie chodzi o sprawy Zakonu..

Harry miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie drążyć tematu. 

-Ach, w porządku. Chcesz to mogę dotrzymać Ci towarzystwa w bibliotece- zaproponowała wielkodusznie klepiąc go po ramieniu. 

-Wolałbym jednak pobyć trochę w samotności.- Powiedział starając się nie zabrzmieć zbyt niemiło.- Rozumiesz, muszę sobie poukładać kilka rzeczy..

Ginny uśmiechnęła się uspokajająco. Naprawdę potrafiła być wspaniałą przyjaciółką. Przynajmniej po tym, jak minęła jej faza fascynacji jego osobą. Zaliczyli jeden pocałunek, jednakże dla Harrego była prawie jak siostra. Źle się czuł wykorzystując ją w ten sposób. Po początkowym odrzuceniu Ginny także to zrozumiała, i na powrót wrócili do przyjaźni.  A w tej chwili, naprawdę wdzięczny był za jej wsparcie. 

-Rozumiem, Harry. W razie potrzeby wiesz, gdzie mnie szukać.

Ginny podniosła głowę i rozejrzała się dokoła. 

-Harry, mam do ciebie pytanie.

Harry zamruczał coś, przeżuwając następnego pieroga. 

-Pokłóciłeś się dzisiaj z Malfoyem? 

Z zaskoczenia prawie wypluł zawartość  swojej buzi na stół. Powoli przełknął wszystko, po czym spojrzał na nią z pytającym wyrazem twarzy.

-Nie. Dlaczego pytasz?

Ginny zmrużyła oczy wpatrując się w równolegle położony stół. 

-Ponieważ ani na chwilę nie odrywa od ciebie spojrzenia.


~o~

Gdy tylko doszedł do swojego miejsca w Wielkiej Sali, pochylił się nad uchem Pansy i wyszeptał, aby po kolacji spotkali się przy łazience prefektów. Wiedział, że przekaże to Zabiniemu. Zbyt podejrzane by było gdyby zaczął szeptać do każdego z nich. 

-Jak tam najświeższe wieści ze świata?- Zapytał uśmiechając się ironicznie. 

-Chyba już wszyscy wiedzą o tym, jak załatwiłeś Finnigana- poinformowała go Parkinson. 

Malfoy prychnął jedynie pod nosem, przy okazji odnotowując sobie nazwisko chłopaka. Siedząc idealnie prosto, sięgnął po sztućce zatapiając zęby w jednym z pierogów. Truskawkowe, jego ulubione. Oczywiście nigdy się nikomu do tego nie przyzna. W milczeniu jedli swoje porcje czekając na moment w którym będą mogli wreszcie pogadać o ważniejszych sprawach. Draco przy okazji wpatrywał się w stół Gryfonów uważnie śledząc poczynania Złotego Chłopca. Wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj, pomyślał z niesmakiem. Zero ogłady.. Ubrania jakby ktoś mu je z gardła wyciągnął, i jeszcze te włosy.. Chyba nigdy nie widziały szczotki. Nie wiedział co ludzie w nim widzieli. 

Uważnie prześledził wzrokiem jego sylwetkę, gdy dostrzegł badawcze spojrzenie Weasleyówny. Powstrzymał się przed krzywym uśmieszkiem rzucając jedynie prowokujące spojrzenie. Otworzyła usta najwidoczniej mówiąc coś do Złotego Chłopca, ponieważ już po chwili wzrok Pottera spotkał się z jego.

Nie odwrócił głowy stawiając sobie za punkt honoru, aby wytrzymać ten kontakt wzrokowy. Poczuł dziwny dreszcz pod wpływem tego intensywnego spojrzenia, tak innego, gdy nie było podkreślone nienawistym grymasem twarzy. To Potter pierwszy odwrócił wzrok wyraźnie skonfundowany. Czując lekką satysfakcję, powoli podniósł się z ławy i rzucając Pansy znaczące spojrzenie, ruszył w kierunku wejścia. 

Natychmiast skierował się pod łazienkę prefektów. Po jakichś dziesięciu minutach zauważył dwie nadchodzące postacie.

-Partfikus- wypowiedział hasło znikając we wnętrzu łazienki, lecz pozostawiając także otworzone przejście. 

Gdy tylko postacie wkroczyły do środka, przejście zamknęło się, a Draco uniósł różdżkę nakładając na pomieszczenie zaklęcie maskujące i wyciszające. 

-Są jakieś wieści?- Zapytał bez ogródek starając się zapanować nad nieprzyjemnym uczuciem ogarniającym jego ciało. 

Dziewczyna z westchnieniem oparła się o pobliską ścianę. Całe opanowanie i dumnie wyprostowana sylwetka niemal od razu z niej spłynęły, ukazując zmartwioną, wymęczoną kobietę. 

-Czarny Pan zdecydował się naznaczyć wszystkich przed upływem miesiąca. 

Te słowa wstrząsnęły nim dogłębnie. Miał o wiele mniej czasu niż wcześniej przypuszczał. Niecały miesiąc... Na tę myśl zrobiło mu się słabo. Cofnął się trzy kroki, opierając o pobliski zlew. Jego obojętna maska załamała się ukazując jego prawdziwe oblicze. Oczy błyszczące gorączką, trzęsące się wargi, zrezygnowany wyraz twarzy. 

-Nie wiem, czy mój plan się powiedzie. Nie w tak krótkim czasie...

Zabini stojący tuż obok Pansy także nie wyglądał zbyt dobrze. Kurczowo zaciskał dłonie na swojej szacie. 

-Jeśli wszystko inne zawiedzie naprawdę będziemy musieli uciekać...

Dziewczyna tępo pokiwała głową. 

-Jeszcze nie powiedziałeś nam, na czym polega twój plan.- Przypomniała zerkając na niego z cieniem nadziei w oczach. 

Draco wziął głęboki wdech przygotowując się na to co miał powiedzieć. 

-Chce przygarnąć Pottera na naszą stronę. Tylko dzięki niemu, uda się nam zdobyć jakąkolwiek pomoc. 

Zabini pokiwał głową w zrozumieniu, nawet nie starając się podważyć jego planu. Wiedzieli, że to jedyny sposób. 

-Jak zamierzasz to zrobić?-Zapytał jedynie. 

Draco zastanowił się przez chwilę. Skoro zwykłe zainicjowanie rozmowy nie działało, może podziała powiedzenie wszystkiego prosto z mostu? Raz w życiu musi przełknąć swoją dumę, nie miał czasu na roztrząsanie tej kwestii w momencie, gdy Czarny Pan szykował się do naznaczania. Trzeba było działać, i to natychmiast.  

-Mam już pewien pomysł.- Powiedział mając nadzieję, że to im wystarczy. 

Najwyraźniej tak było, bo nic więcej nie powiedzieli. Ich twarze ponownie przybrały nieprzystępny wyraz i kiwnąwszy głową zbliżyli się do drzwi. 

-Mam nadzieję, że się uda- wyszeptała Pansy i po chwili już ich nie było. 

Draco oderwał się od zlewu i znosząc zaklęcia odczekał kilka minut po czym skierował się do sowiarni. Niezauważony przez nikogo dotarł na miejsce wyciągając z szaty kawałek pergaminu, pióro i atrament. Stanął przy parapecie i ze zdeterminowaniem położył przed sobą pergamin nakreślając pierwsze słowa. Postanowił poprosić Pottera o spotkanie. Wiedział, że to ryzykowne posunięcie, i że pewnie nie zjawi się sam. W końcu, kto by się zjawił, gdy jego największy wróg prosi o spotkanie w ustronnym miejscu. Jednak to była jego ostatnia szansa. Miał nadzieję, że gryfońska ciekawość nie pozwoli mu do końca odrzucić propozycji. 

Gdy tylko skończył pisać, na jego ramieniu z gracją pojawiła się sowa, niemal od razu wystawiając nóżkę do przodu. Z czułością zerknął na swojego puchacza i ignorując nieprzyjemne uczucie ściskające mu żołądek, zwinął pergamin szybko przywiązując go do nóżki zwierzęcia. 

-Do Harrego Pottera- powiedział, karmiąc ją sowim przysmakiem.- Dostarcz ją jutro przy śniadaniu.

Sowa spojrzała na niego mądrymi oczami, po czym zerwała się z jego ramienia, aby wylądować na grzędzie kawałek dalej. Pochyliła główkę i schowała ją pod swoim skrzydłem zapadając w sen. 

Draco wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę rozważając, czy aby na pewno dobrze postąpił, po czym wolnym krokiem skierował się do swojego dormitorium. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. 
_____________________________________________

Betowane przez: Nanni Chan <3

*Tajemnice

** Niesieni tłumem, kierowani nim
    Przez tłum wciągani
    Zgniatając się nawzajem
    Kiedy nagle odwracam się
    Walczę i wykrzykuję
    I krzyczę z bólu, i złości, i wściekłości
    I płaczę...

(Teksty z piosenek francuskiej piosenkarki Edith Piaf)
(Piosenka pt. La Foule)

Najpierw chciałabym podziękować za tak dużą ilość wejść W ciągu tych kilku dni odwiedziliście bloga już 900 razy. ( Stówki nie liczę, bo to było zanim dodałam jakikolwiek post.)
Następnie chciałabym poinformować (po raz kolejny) że jestem wdzięczna za wasze komentarze. Z każdym kolejnym bardziej się motywuje, tak więc starajcie się je pisać dalej :D

I oczywiście prosiłabym o wytykanie mi wszystkich błędów jakie przyuważycie.

A tak przy okazji.. Mam zamiar trochę tu namieszać jeśli chodzi o niektóre postacie. Największe zmiany będą jednak dotyczyć Gryffindoru. A w szczególności Rona. Jeśli więc, ktoś nie może znieść myśli iż rudzielec może być "złą" postacią.. Z góry przepraszam, ale nie mam zamiaru tego zmieniać :D