Chapter 5
New faces*
Peut-etre bien qu-ailleurs, Un homme a le coeur,
Eperdu de bonheur. Peut-etre bien aussi,
Qu'a l'instant, ill vit, comme moi,
Et qu'en fermant les yeux,
Ill abondonne un peu, comme moi.
Peut-etre bien encore, Ill voudra crier...
Comme moi dans l'instant.**
-No no no Weasley, kto by się spodziewał po tobie tak niegodnego zachowania.
Harry cieszył się, że dzisiejszego dnia pierwszą lekcją było zielarstwo, a nie eliksiry. Zanim zdążył znaleźć wszystkie swoje podręczniki, nałożyć szatę, i odnaleźć nowy kałamarz, był już kilka minut spóźniony. U Snape'a najprawdopodobniej skończyło by się dwutygodniowym szlabanem...
Z trudem łapiąc oddech, wbiegł do cieplarni, z miejsca przepraszając profesor Sprout za spóźnienie. Kobieta pokręciła głową z niezadowoleniem, ręką wskazując, żeby zajął miejsce. Z ulgą rozejrzał się, dostrzegając stojącą niedaleko Hermionę. Szybko podszedł do niej, i zajął swoje miejsce.
- Tak jak wcześniej mówiłam, zanim przerwał nam pan Potter, dzisiaj będziemy zajmować się teoretycznym przygotowaniem do tegorocznych SUM-ów. Powtórzymy wiadomości na temat roślin, najczęściej używanych jako składniki eliksirów uzdrawiających. Na następną lekcję, prosiłabym abyście przygotowali wypracowanie na temat "Śródziemnomorskich magicznych roślin wodnych, i ich właściwości", na długość przynajmniej pięciu stóp. No więc, zacznijmy od Dyptamu, który....
Harry starannie notował każde słowo, równocześnie zastanawiając się nad kwestią dzisiejszego spotkania. Gdyby nie to, że w liście zawarte były także złośliwości, pomyślałby, że Malfoy zwariował. Raczej nie mógł sobie wyobrazić, aby ten kiedykolwiek zwrócił się do niego z uprzejmością. Mógłby powstrzymać się od wyzwisk, lecz z pewnością nie wytrzymałby, bez wygłaszania tych swoich kąśliwych uwag, lub aroganckich komentarzy. Harry mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
Skoro to on się do niego odezwał, musi chodzić o coś ważnego. Z przyjemnością będzie obserwował, jak Malfoy skręca się pod przymusem rozmowy z nim.
Harry myślami ponownie powrócił do wykładu nauczycielki, gdy nagle zauważył, że przez ten cały czas, z pióra skapywał atrament, skutecznie zamazując ostatnie słowa, które zapisał. Już sięgał po różdżkę, aby wyczyścić plamę, i naprawić pióro, gdy ta samoistnie zniknęła. Zaskoczony z podejrzliwością rozejrzał się po otoczeniu, jednak wszyscy inni uczniowie ze skrupulatnością nadal notowali słowa pani profesor. Ponownie powrócił wzrokiem do swojego pergaminu i pióra, dostrzegając, że te także przestało kapać. Z niezrozumieniem zmarszczył brwi, i nagle wpadł na pewien pomysł.
Opuścił pióro na kolana, i pomyślał, aby zniknęło. Kilka sekund nic się nie działo, po czym pióro nagle, po prostu wyparowało...
Zszokowany wstrzymał powietrze i szybko rozejrzał się, czy nikt nic nie zauważył. Nie sądził, że niemal od razu będzie miał problemy z magią bezróżdżkową.. Dumbledore mówił, że zazwyczaj zajmuje to więcej czasu. Mniej więcej dwa tygodnie, po obudzeniu się mocy, a przecież minęło zaledwie kilka dni. Miał nadzieję, że trochę dłużej będzie mógł rozkoszować się nieświadomością. Teraz musi uważać nawet na to, co myśli... Pięknie..
-Harry, lekcja już się skończyła.
Delikatny głos Hermiony skutecznie odwrócił jego uwagę. Z przerażeniem zerknął na swój do połowy zapisany pergamin, dostrzegając, że nie napisał notatek z ostatnich dwudziestu minut lekcji. Trudno, później przepisze od Hermiony, pomyślał, z głębokim westchnieniem chowając wszystkie przybory do swojej torby.
-Co mamy następne?
-Mugoloznastwo z Puchonami- odparła, szybkim krokiem kierując się do zamku.
Harry jedynie burknął coś pod nosem, podążając krok w krok za przyjaciółką. Osobiście uważał, że to czego nauczali ich na lekcji mugoloznastwa, było kompletnie bezużyteczne. Prawdopodobnie Hermiona w głębi duszy, także podzielała jego stronę, ale jak to ona, nie miała zamiaru odpuszczać sobie żadnego przedmiotu.
Zdecydował, że nie ma zamiaru kontynuować tego przedmiotu do OWTM-ów. Nawet jeśli miałby dostać z niego dobrą ocenę, w końcu wychowywał się z mugolami, do niczego by mu się to później nie przydało. Bo kogo obchodzą rodzaje i sposoby używania tosterów?! Albo chociażby zagadnienia typu, jak włączyć telewizor?? Na tych lekcjach można było jedynie ogłupieć. Zazwyczaj Harry po prostu odrabiał na nich lekcje z innych przedmiotów. I tym razem nie było inaczej..
Zaraz potem zaczęła się Historia Magii, i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie.. ON.
Jedyną rzeczą, która zakłócała mu myśli, był fakt, że na tej lekcji, ławkę dzielił z Ronem. Jak sobie obiecał, tak zrobił, i ostentacyjnie zignorował jego obecność. Szybko jednak okazało się to być o wiele trudniejsze, niż wcześniej się wydawało. Będąc niemal praktycznie cały czas, pod ostrzałem jego wrogich spojrzeń, ostatkami sił powstrzymywał się, aby czegoś mu nie powiedzieć. Nie miał jednak zamiaru zaczynać kłótni, tym bardziej, że na pewno by się na niej nie skończyło. Do tego miał jeszcze jeden powód, aby nie dać się ponieść emocjom.
Dumbledore wyraźnie przestrzegł go, przed jakąkolwiek sytuacją tego typu. Oczywiście z wiadomych nam wszystkim powodów.
Starając się skierować myśli gdzie indziej, wyjął z torby pierwszy lepszy podręcznik, który dziwnym trafem okazał się być podręcznikiem od eliksirów, i postanowił zabić czas powtarzając sobie ostatnie lekcje.
Teraz, gdy wiedział już nieco więcej o przygotowywaniu składników, samo warzenie eliksiru wydawało mu się bardziej logiczne. Przewrócił stronę i przyjrzał się eliksirowi, który zapewne będą warzyć na dzisiejszej lekcji.
Eliksir upiększający... Składniki: cztery zmiażdżone ślimaki rogate, sok z granatów, skórka boomslanga, cztery równo pokrojone kawałki suszonej figi. Eliksir w fazie końcowej powinien posiadać soczysty, zielony kolor. W razie złego uwarzenia może sprawić, że pijący eliksir czarodziej stanie się niewyobrażalnie brzydki. Wystarczy pomylić się o jeden obrót w którąkolwiek stronę, a mikstura zamiast zmienić kolor, zmieni swoje właściwości. Sprawiając, że stanie się odwrotnością samej siebie.
W sumie to nawet zaciekawił go ten eliksir.. Przeczytał przykłady ludzi, którzy nieumyślnie zmienili którąś z procedur, co sprawiło, że przez najbliższe kilka godzin inni wręcz uciekali na ich widok.
-No proszę, proszę... Nasz Wielki Potter polubił eliksiry- cicho wysyczana uwaga niemal od razu odwróciła jego uwagę od książki, zresztą tak samo, jak zwróciła uwagę kilku siedzących w pobliżu osób.
Harry wpatrywał się w lśniące dziwnym blaskiem oczy byłego przyjaciela.
-Czyżby to ze względu na twoją nową "przyjaźń" z Malfoyem? Może nasz kochany Wybraniec znudził się ratowaniem i zapragnął dołączyć się do śmieciojadów?- zapytał z chciwym uśmieszkiem, wywołując wokół przejęte szepty.
Profesor Binns jak zwykle nic nie zauważał wlepiając niewidzący wzrok w sufit nad ich głowami, i dalej ciągnąc swój niewyobrażalnie nudny monolog.
Harry nie wierzył, że Ron powiedział to co właśnie usłyszał, lecz tym razem nie miał zamiaru pozostawić tego bez odzewu.
-Och, jeśli twoim zdaniem NAUKA jest dowodem na przyłączenie się do śmierciożerców, z całej szkoły zapewne tylko tobie to nie grozi- wywarczał znacznie głośniej, aby wszyscy mogli usłyszeć jego odpowiedź.
Nikt, nikt nie będzie insynuował mu, że chociażby w najmniejszym stopniu popiera stronę tych potworów. Z lekkim zadowoleniem zauważył jak twarz rudzielca okrywa się szkarłatną czerwienią, a jego usta wykrzywiają się w nienawistym grymasie. Już otwierał usta, aby powiedzieć coś co najpewniej by mu się nie spodobało, gdy lekcja dobiegła końca.
Harry szybko zgarnął swoje rzeczy i nie zważając na wściekłe spojrzenie, wyszedł szybko z klasy. Wolał nie ryzykować utratą samokontroli, już i tak miał nieźle zszargane nerwy. Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś go woła.
Szybko odwrócił się i ujrzał zdyszaną Hermione biegnącą w jego kierunku. W myślach zbeształ się, że całkowicie o niej zapomniał.
-Harry! Krzyczałam żebyś na mnie poczekał- powiedziała z wyrzutem, starając się złapać oddech.
Brunetowi momentalnie zrobiło się przykro.
-Przepraszam, Mionka. Sama rozumiesz, wolałem nie zostawać tam ani chwili dłużej...
Hermiona uśmiechnęła się, smutno kiwając głową.
-Rozumiem nie martw się. A swoją drogą... Nieźle mu dogadałeś- zachichotała i pocieszająco poklepała go po ramieniu.
Harry spojrzał się na nią trochę speszony.
-Ty.. nie masz nic przeciwko?
-Przeciwko czemu? Bronieniu siebie? Dopóki to nie ty go prowokujesz,wszystko jest w porządku- odpowiedziała obdarzając go jeszcze jednym pocieszającym uśmiechem.
Momentalnie zrobiło mu się lżej na sercu i w przypływie wdzięczności uścisnął ją serdecznie. Widocznie się tego nie spodziewała, bo zaczerwieniona szybko się odsunęła chichocząc pod nosem.
-Już w porządku Harry, idźmy na obiad. Wielka Sala już pewnie i tak huczy od plotek, Puchoni nie umieją trzymać języka za zębami.
~o~
Tak jak przewidziała Hermiona, gdy tylko weszli do Wielkiej Sali, przy każdym stole, słychać było gorączkowe szepty, które umilkły w chwili, gdy tylko przekroczyli próg. Gryfon nie zważając na wbite w niego spojrzenia, powoli ruszył aby zająć swoje miejsce przy stole.
Po jego lewej stronie Ginny uśmiechnęła się do niego z dziwnym błyskiem w oku, a po prawej Neville pokrzepiająco klepnął go po ramieniu. Hermiona usiadła naprzeciwko.
-A więc, dogadałeś mojemu braciszkowi?- Rudowłosa spojrzała na niego w wesołymi iskierkami w oczach.
Harry jedynie wzruszył ramionami. W sumie nie za bardzo chciał o tym gadać. To by wyglądało... jakby pysznił się tym co zrobił. A przecież on nie należał do takich osób... Ginny doskonale to rozumiała, ale gdy w grę wchodził jej brat... Cóż poradzić? Kochała jego upokorzenia.
-Och daj spokój, przynajmniej o tym mógłbyś mi opowiedzieć. Chce to usłyszeć z twoich ust. Prooooszę...
Harry przewrócił oczami na jej błagalne spojrzenie i zachichotał pod nosem. Gdy chciała, potrafiła wyglądać śmiesznie.
-A co już słyszałaś?- zapytał w końcu, widząc w jej oczach odblask triumfu.
Słysząc jej o wiele bardziej zmodyfikowaną wersję, bał się co mogli usłyszeć inni uczniowie. Wzdychając opowiedział jej całą sytuację i widząc jej oburzenie, delikatnie podniósł rękę i ułożył ją na jej ramieniu.
-Jak on śmiał, w ogóle sugerować coś takiego?!- warknęła.
Harry nie miał zamiaru go usprawiedliwiać, lecz nie chciał żeby jego przyjaciółka się zamartwiała.
-Znasz Rona, jak już sobie coś uroi w tej główce....
-Ale.. ale to nie usprawiedliwia faktu, że..!!
-Że co Ginny?- Zimny głos tuż za ich plecami całkowicie ich zaskoczył. Powoli odwrócili się napotykając szydercze spojrzenia Rona i Seamusa.- Że mówię prawdę? Potter prędzej czy później i tak się do nich przyłączy, w końcu jest szalony.
-Nikt nie wierzy w te brednie- prychnęła rudowłosa, spoglądając na swojego brata z nieskrywaną złością.- Nie wiem co cię opętało Ron, ale to twoje zachowanie sprawia, że myślę, że jedyną osobą, która mogła oszaleć jesteś ty...
Ron spurpurowiał na twarzy i gwałtownie wyciągnął różdżkę, celując nią w zaskoczoną siostrę.
-Odszczekaj to Ginny, albo pożałujesz...- warknął.
-Co? Prawdę?- sparodiowała go, po czym kilka rzeczy wydarzyło się na raz.
Ron oślepiony wściekłością rzucił zaklęcie, podczas gdy Harry w przypływie obawy rzucił się przed Ginny i przyjął je na siebie. Cała sala wstrzymała oddech, w końcu każdy usłyszał rzuconą inkantację, lecz nic się nie stało. Harry nadal stał przed Ginny osłaniając ją swoim ciałem, a Seamus i Ron wpatrywali się w niego z zaskoczeniem, pomieszanym ze złością.
-Ty...ty..
Zanim Ronowi ponownie udało się rzucić zaklęciem stojąca niedaleko osoba jednym ruchem pozbawiła go różdżki.
-No no no Weasley, kto by się spodziewał po tobie tak niegodnego zachowania.
Tuż przy stole Gryfonów, stała trójka wszystkim znanych Ślizgonów, z czego jeden z nich nadal trzymał uniesioną rękę. Malfoy z obrzydzeniem trzymał w dłoni różdżkę Wealeya, ledwie dotykając jej dwoma opuszkami.
Ron spoglądał najpierw na niego, póżniej na Harrego, aż w końcu znowu na Malfoya, aby po chwili z głośnym rykiem rzucić się na blondyna. Tym razem to nauczyciele zareagowali, wspólnie unieruchamiając rudzielca z podium na którym stali.
Blondyn jedynie prychnął pod nosem, rzucając różdżkę na ziemię, tuż obok rudzielca. Ostentacyjnie wyjął chusteczkę i wytarł nią swoje palce.
-Cholerny Weasley...- wymamrotał pod nosem wzdrygając się z obrzydzeniem, jak nic będzie musiał się wykąpać zanim pójdzie na następne zajęcia.
Ostatni raz rzucając gryfonom pogardliwe spojrzenie, odwrócił się i wraz z przyjaciółmi opuścił Wielką Salę, nawet nie zdając sobie sprawy jaką burzę wywołał.
Oczywiście to wszystko było tylko dla pokazu, nie mógł przecież wyjść z roli rozpuszczonego szlachcica. Wiedział, że takim zachowaniem wzbudzi ogólne plotki na swój temat, lecz nie miał zamiaru pozwolić temu rudemu frajerowi, pozbawić się jedynej szansy na przetrwanie. Nie miał dużo czasu, a Potter sprawował teraz zbyt ważną rolę, aby po prostu mógł wylądować w szpitalu przez głupotę tego wiewióra. Dlatego też zachował się przy tym tak, a nie inaczej. Co po mądrzejsi ludzie, pomyślą, że po prostu wykorzystał okazję do dręczenia Weasleya. A ci co jakimś cudem zinterpretują to sobie inaczej, cóż.... Niby zajmie się gdy tylko wyprostuje najważniejsze kwestie..
Starając się wyglądać jak najbardziej wyniosło, wraz z Zabinim i Pansy skierował się do dormitorium Ślizgonów, po czym szybko zamknął się w swoim pokoju. Wykąpał, zmienił ubrania, spakował potrzebne rzeczy i zmęczony usiadł w głębokim fotelu stojącym naprzeciwko okna, obserwując wolno kołyszące się, najwyższe gałęzie drzew. Niebo nadal było nieskazitelnie czyste.
Wzdychając ledwie słyszalnie, powoli wyciągnął różdżkę z kieszeni i uniósł ja delikatnie, wymawiając zaklęcie.
-Tempus...
W powietrzu ukazała się godzina, uświadamiając go, że do ostatniej lekcji ma jeszcze sporo czasu. Zakończył zaklęcie i z ulgą przymknął oczy, wolał się przespać teraz, niż być zmęczonym gdy nadejdzie czas na spotkanie. Po zajęciach miał zamiar zajść do biblioteki i znaleźć książki potrzebne do swojego referatu z numerologii. Jak znał życie, zajmie mu to dość sporo czasu.. Do tego tej nocy praktycznie w ogóle nie zmrużył oczu.. Dzięki Salazarowi za zaklęcia maskujące.
~o~
Gdy tylko Ron został unieruchomiony, a Malfoy wraz z Zabinim i Parkinson opuścili Wielką Salę, całe pomieszczenie wypełniły szepty i krzyki. Profesor McGonagall z zaciętym wyrazem twarzy zbliżała się do Harrego i Ginny, obrzucając ciało rudzielca bacznym spojrzeniem.
-Do mojego gabinetu- zawyrokowała pozostawiając ciało rudowłosego, pojawiającej się właśnie Pani Pomfrey.
Harry nie zaprotestowałby, nawet gdyby chciał. Wyjątkowo chłodny wyraz twarzy opiekunki domu sprawił, że zarówno jemu jak i Ginny ciarki przeszły po plecach.
-Tak jest, proszę pani- odpowiedzieli niemalże chórem podążając w krok w krok, za przerażającą nauczycielką.
Gdy tylko drzwi do gabinetu się za niby zamknęły, kobieta odwróciła się w ich kierunku i założyła ręce wpatrując się wyczekująco w zdenerwowanych uczniów.
-Moglibyście mi wytłumaczyć, co takiego wyprowadziło z równowagi pana Weasleya?
Harry niepewnie spojrzał w kierunku dziewczyny, akurat w momencie w którym ta zrobiła krok do przodu, i z zaciętą mina spojrzała na panią profesor.
-Ron stwierdził, że skoro Harry czyta podręcznik od eliksirów, chce przejść na stronę Czarnego Pana, a później powiedział, że pewnie prędzej czy później zostanie śmierciożercą, ponieważ jest szalony. Pani profesor myślę, że dzieje się z nim coś złego. Od dwóch dni zachowuje się w dziwny sposób... A gdy stanęłam w obronie Harrego, on tak się wściekł, że rzucił we mnie zaklęciem.
Profesor McGonagall najwyraźniej była nieźle zaskoczona takim wyjaśnieniem, ponieważ przez dłuższą chwilę na jej twarzy można było zauważyć sprzeczne uczucia.
-Panie Potter, czy było tak jak mówi pani Weasley?- zapytała w końcu, spoglądając w jego stronę poważnym wzrokiem.
-Tak, proszę pani...- potwierdził wzdychając pod nosem.
McGonagall zamyśliła się przez chwilę, nadal lustrując ich podejrzliwym spojrzeniem, po czym machnąwszy ręką wskazała im wyjście.
-Dobrze, możecie już iść przygotować się do następnych zajęć. Myślę, że niedługo się jeszcze spotkamy- powiedziała, po czym zamknęła za nimi drzwi do swojego gabinetu.
-To było dziwne- skomentowała po chwili rudowłosa, z zaciekawieniem wpatrując się w zamknięte drzwi.
Harry miał nieodparte wrażenie, że coś mu umyka, ale nie wiedział co.
-Taak... Dosyć dziwne...- stwierdził po chwili. "Ale nie aż tak dziwne, jak nagła pomoc ślizgona" pomyślał, zdecydowany jednak nie zastanawiać się nad tym dłużej. I tak jeszcze dzisiaj będzie miał sposobność się z nim spotkać. Twarzą w twarz...
-Wyglądała jakby nie wierzyła w naszą wersję... Myślisz, że uważa że to my go sprowokowaliśmy?- zapytała zaniepokojona.
Harry potrząsnął głową, chociaż sam nie był tego pewny. Nie miał zamiaru jednak denerwować już i tak zaniepokojonej przyjaciółki.
-Lepiej chodźmy szybko znaleźć Hermionę, pewnie szaleje z niepokoju.- Powiedział jedynie i łapiąc Ginny za rękę, pociągnął w kierunku schodów.
Gdy przeszli przez obraz Grubej Damy brązowowłosa dziewczyna niemal od razu doskoczyła do nich wypytując się o każdy najdrobniejszy szczegół rozmowy z McGonagall. Chociaż właściwie nie było praktycznie o czym rozmawiać, w końcu rozmowa była nadzwyczaj krótka.
Harry cierpliwie wysłuchał zdania Harmiony, na temat takiego postępowania opiekunki ich domu, po czym wymawiając się odpoczynkiem postanowił zaszyć się w jedynym miejscu, które miał tylko dla siebie.
W pokoju życzeń.
Gdy tylko wkroczył do środka, uprzednio sprawdzając czy nikt go nie zauważył, pokój wyczarował skromny salonik, z wielką kanapą i przyjemnie grzejącym kominkiem po jej prawej stronie. Przed kanapą stał niewielki stolik, na którym znajdował się talerz miniaturowych kanapek i kubek z gorącą czekoladą. Harry kochał czekoladę, szczególnie tą, którą serwował mu pokój życzeń. Z dodatkiem cynamonu i bitą śmietaną, zwieńczoną świeżymi owocami. Z zadowoleniem zapadł się w wygodnej kanapie i sięgnął po kanapkę.
Był głodny.. W końcu Ron postanowił wtrącić się w jego obiad, zanim ten w ogóle zdążył czegokolwiek spróbować. Nie.. Nie powinien już nazywać go po imieniu. Nie po tym co ten próbował zrobić.. Tylko czemu jest to tak diabelnie trudne?
Ciemnowłosy westchnął w zamyśleniu pocierając swoją bliznę. Wychodzi, że Dumbledore miał rację. Jego magia chroni go teraz przed zaklęciami z zewnątrz.. Gorzej, że sam musiał uważać, aby ich nie używać. Na szczęście od dzieciństwa przyzwyczajony był do radzenia sobie bez niej. Oczywiście wiele ułatwiała, i kochał ją, lecz tak naprawdę mógłby sobie poradzić też i bez niej. W końcu co roku w wakacje, odcinany był od niej zupełnie.
A na przykład taki Malfoy, gdyby chociaż na kilka dni został pozbawiony możliwości czarowania, do tego w lesie albo w górach... Za nic nie poradziłby sobie sam, umarłby z pragnienia, albo by kompletnie oszalał z powodu braku swojego lustra i czystej toalety. Pewnie prędzej dałby sobie rękę uciąć, niż zmusić się do załatwiania w krzakach.
Sama ta myśl w jakiś sposób poprawiła humor Pottera i sprawiła, że ponownie zaczął myśleć o czekającym go dzisiaj spotkaniu. Miał nadzieję, że to nie będzie pułapka. Z godziny na godzinę, robił się coraz ciekawszy. Co sprawiło, że ślizgon zdecydował się zwrócić akurat do niego? Te pytanie dręczyło go niemal cały czas, ale nadal nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi.
Siedział w ciszy, rozmyślając nad tym jak bardzo jego życie zmieniło się w ciągu ostatnich kilku dni, i miał dziwne przeczucie, że po dzisiejszym dniu, wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej. Zebrał łyżeczką trochę bitej śmietany z owocami, i z rozkoszą wsunął ją do ust napawając się słodkością, i świeżością w jednym. Mogłoby być tak zawsze, pomyślał z błogim uśmiechem dokańczając czekoladę i kanapki.
No dobra, czas się zbierać, pomyślał i podnosząc swoją torbę zerknął na zegar, który pojawił się nad kominkiem, gdy tylko o nim pomyślał. "Idealnie na czas" stwierdził wolnym krokiem ruszając do lochów.
Gdy wreszcie wybiła za dziesięć dwunasta, rzucił na siebie zaklęcie niewidzialności i wygładzając szaty wyszedł z dormitorium kierując się na wieżę astronomiczną. Jeszcze tego brakowało, by dał się przyłapać Filchowi i pani Norris, nie miał zamiaru wplątywać się w żadne problemy.. Miał tylko nadzieję, że zaklęcie utrzyma się, aż dojdzie na wierzę. Był na miejscu trzy minuty przed czasem i czekał. Zdjął zaklęcie podchodząc do okna i obserwując ciągnące się za nim błonia.
Miał nadzieję, że Potter dotrzyma słowa. To byłoby zbyt upokarzające i bolesne, zorientować się, że nie będzie jednak dla nich żadnej szansy, jeśli on się nie pokaże. Wzdychając uniósł rękę i przejechał palcem po malutkim pęknięciu w samym rogu. Nie miał żadnego innego planu. Jeśli nie Potter, będzie skończony...
Delikatnie zamykając oczy oparł czoła na lodowatej szybie i odetchnął głęboko. Zanim Potter się pojawi, będzie musiał wziąć się w garść. Prostując się dostojnie, tak jak arystokracie przystało, złączył palce obu dłoni przed sobą i postarał się zamknąć wszystkie nadprogramowe uczucia w głębi siebie. Gdy tylko jego twarz na powrót stanęła się nieprzeniknioną maską, odwrócił się i dopiero spostrzegł, że stoi twarzą w twarz z Potterem.
-Malfoy- odezwał się ciemnowłosy, albo nie zauważając jak ślizgon zachowywał się wcześniej, albo umyślnie to ignorując. Chociaż raczej skłaniałabym się ku temu drugiemu powodowi.
-Potter- odpowiedział blondyn, tym samym tonem głosy, jednak tu i uwdzie przepełnionym podejrzliwością.
Chłopak wpatrywał się w Malfoya badawczo, po czym oparł się o przeciwległą ścianę i nie spuszczając z niego wzroku, zadał mu pytanie, które od rana krążyło po jego głowie.
-Więc z jakiego powodu odbywa się to spotkanie?
Nadszedł czas połknięcia swojej dumy, pomyślał Draco, i otworzył usta zaczynając swoją opowieść. Musiał przyznać, że Potter był niezłym słuchaczem, nie przerywał, gdy nie było to potrzebne, zadawał konkretne pytania, cały czas badawczo mu się przypatrując.
-Tak więc podsumowując, Czarny Pan za niecały miesiąc zacznie werbować do siebie młodych gryfonów- zakończył wpatrując się z wyczekiwaniem w Złotego Chłopca.
-A ty oczekujesz, że...?
Malfoy zmarszczył brwi wpatrując się w niego z irytacją.
-To chyba oczywiste..
-Nie dla mnie- stwierdził gryfon, wzruszając lekko ramionami.
Blondyn zagryzł wargę powstrzymując cisnące mu się na usta przekleństwo. Wziął kilka głębokich wdechów i nie wierząc w to co ma zamiar powiedzieć, zrobił krok w kierunku gryfona.
-Ty Złoty Chłopcze, masz nam pomóc, aby do tego nie doszło.
Gdy tylko wkroczył do środka, uprzednio sprawdzając czy nikt go nie zauważył, pokój wyczarował skromny salonik, z wielką kanapą i przyjemnie grzejącym kominkiem po jej prawej stronie. Przed kanapą stał niewielki stolik, na którym znajdował się talerz miniaturowych kanapek i kubek z gorącą czekoladą. Harry kochał czekoladę, szczególnie tą, którą serwował mu pokój życzeń. Z dodatkiem cynamonu i bitą śmietaną, zwieńczoną świeżymi owocami. Z zadowoleniem zapadł się w wygodnej kanapie i sięgnął po kanapkę.
Był głodny.. W końcu Ron postanowił wtrącić się w jego obiad, zanim ten w ogóle zdążył czegokolwiek spróbować. Nie.. Nie powinien już nazywać go po imieniu. Nie po tym co ten próbował zrobić.. Tylko czemu jest to tak diabelnie trudne?
Ciemnowłosy westchnął w zamyśleniu pocierając swoją bliznę. Wychodzi, że Dumbledore miał rację. Jego magia chroni go teraz przed zaklęciami z zewnątrz.. Gorzej, że sam musiał uważać, aby ich nie używać. Na szczęście od dzieciństwa przyzwyczajony był do radzenia sobie bez niej. Oczywiście wiele ułatwiała, i kochał ją, lecz tak naprawdę mógłby sobie poradzić też i bez niej. W końcu co roku w wakacje, odcinany był od niej zupełnie.
A na przykład taki Malfoy, gdyby chociaż na kilka dni został pozbawiony możliwości czarowania, do tego w lesie albo w górach... Za nic nie poradziłby sobie sam, umarłby z pragnienia, albo by kompletnie oszalał z powodu braku swojego lustra i czystej toalety. Pewnie prędzej dałby sobie rękę uciąć, niż zmusić się do załatwiania w krzakach.
Sama ta myśl w jakiś sposób poprawiła humor Pottera i sprawiła, że ponownie zaczął myśleć o czekającym go dzisiaj spotkaniu. Miał nadzieję, że to nie będzie pułapka. Z godziny na godzinę, robił się coraz ciekawszy. Co sprawiło, że ślizgon zdecydował się zwrócić akurat do niego? Te pytanie dręczyło go niemal cały czas, ale nadal nie potrafił znaleźć na nie odpowiedzi.
Siedział w ciszy, rozmyślając nad tym jak bardzo jego życie zmieniło się w ciągu ostatnich kilku dni, i miał dziwne przeczucie, że po dzisiejszym dniu, wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej. Zebrał łyżeczką trochę bitej śmietany z owocami, i z rozkoszą wsunął ją do ust napawając się słodkością, i świeżością w jednym. Mogłoby być tak zawsze, pomyślał z błogim uśmiechem dokańczając czekoladę i kanapki.
No dobra, czas się zbierać, pomyślał i podnosząc swoją torbę zerknął na zegar, który pojawił się nad kominkiem, gdy tylko o nim pomyślał. "Idealnie na czas" stwierdził wolnym krokiem ruszając do lochów.
~o~
Malfoy jak zwykle wyszedł z dormitorium wcześniej od swoich rówieśników chcąc dotrzeć do sali eliksirów jako pierwszy. Jakież było jego zdziwienie, gdy dostrzegł, że tym razem ktoś go ubiegł. W jednej z ławek na końcu klasy, siedział Potter. Malfoy postanowił go zignorować, choć odczuwał wręcz przemożną chęć, aby jakoś mu dopiec. Musiał się jednak powstrzymać, w końcu taki był plan.
Nie zerkając w jego stronę nawet przez chwilę, a uwierzcie było to trudne, zajął miejsce dokładnie po jego lewej stronie. Zauważył jak chłopak drgnął zaskoczony, jednak nie zareagował na jego obecność w żaden inny sposób.
Draco począł rozpakować potrzebne przedmioty, starając się nie zauważać dziwnego napięcia spowodowanego ciszą powoli narastającą wokół nich. To było... dziwne. I nie spotykane. Zazwyczaj kłócili się, obrzucali wyzwiskami, zaklęciami, a czasem nawet pięściami... Lecz nigdy wcześniej nie stali obok siebie w całkowitej, niczym nie zmąconej ciszy. I to było niepokojące... Przynajmniej dla Draco.
Postanowił zrobić więc coś, czego nigdy wcześniej nie zrobił.
-Potter.
Odezwał się najobojętniejszym tonem na jaki było go stać, kiwając delikatnie głową w parodii powitania.
Na Merlina? Czy to naprawdę on? Draco Malfoy? Do czego jeszcze będę zdolny tylko po to aby uzyskać jego przychylność, pomyślał z goryczą. Właśnie sam, z wolnej woli przywitał się z Cholernym-Chłopcem-Który-Przeżył do tego brzmiąc przy tym wyjątkowo normalnie.
-Malfoy.
Tak samo brzmiąca odpowiedź, jeszcze bardziej nim wstrząsnęła. Wychodzi na to, że właśnie po raz pierwszy przywitali się ze sobą, nie rzucając się sobie do gardeł.
Apokalipsa...
Już chciał dodać coś jeszcze, gdy do klasy masowo zaczęły wchodzić osoby z pozostałych domów. Szybko zacisnął usta w wąską kreskę i już do końca lekcji, nie zwrócił się do bliznowatego ani słowem, skupiając się tylko i wyłącznie na kipiącym przed nim eliksirze. Gdy lekcja się skończyła, odlał swój eliksir do fiolki, oznaczył ją i wyszedł z klasy jako jeden z pierwszych. Musiał psychicznie przygotować się na to co niesie ze sobą noc.
~o~
Nie ma co się denerwować, przekonywał siebie. Potter ma kompleks wiecznego bohatera, pomoże, na pewno pomoże. Kolacja skończyła się już dawno temu i teraz Draco z niepokojem wyczekiwał godziny spotkania. Już pół godziny przed czasem ubrał się, zawiązał buty i czekał na moment w którym będzie mógł już wyjść. Jego dłonie trzęsły się nieznacznie, a usta wykrzywiały się w dosyć groteskowym grymasie.
"Żeby się powiodło, żeby się powiodło... Pamiętaj nie obrażaj Pottera bez powodu. To twoja przepustka, nie zaprzepaść tej szansy."
Miał nadzieję, że Potter dotrzyma słowa. To byłoby zbyt upokarzające i bolesne, zorientować się, że nie będzie jednak dla nich żadnej szansy, jeśli on się nie pokaże. Wzdychając uniósł rękę i przejechał palcem po malutkim pęknięciu w samym rogu. Nie miał żadnego innego planu. Jeśli nie Potter, będzie skończony...
Delikatnie zamykając oczy oparł czoła na lodowatej szybie i odetchnął głęboko. Zanim Potter się pojawi, będzie musiał wziąć się w garść. Prostując się dostojnie, tak jak arystokracie przystało, złączył palce obu dłoni przed sobą i postarał się zamknąć wszystkie nadprogramowe uczucia w głębi siebie. Gdy tylko jego twarz na powrót stanęła się nieprzeniknioną maską, odwrócił się i dopiero spostrzegł, że stoi twarzą w twarz z Potterem.
-Malfoy- odezwał się ciemnowłosy, albo nie zauważając jak ślizgon zachowywał się wcześniej, albo umyślnie to ignorując. Chociaż raczej skłaniałabym się ku temu drugiemu powodowi.
-Potter- odpowiedział blondyn, tym samym tonem głosy, jednak tu i uwdzie przepełnionym podejrzliwością.
Chłopak wpatrywał się w Malfoya badawczo, po czym oparł się o przeciwległą ścianę i nie spuszczając z niego wzroku, zadał mu pytanie, które od rana krążyło po jego głowie.
-Więc z jakiego powodu odbywa się to spotkanie?
Nadszedł czas połknięcia swojej dumy, pomyślał Draco, i otworzył usta zaczynając swoją opowieść. Musiał przyznać, że Potter był niezłym słuchaczem, nie przerywał, gdy nie było to potrzebne, zadawał konkretne pytania, cały czas badawczo mu się przypatrując.
-Tak więc podsumowując, Czarny Pan za niecały miesiąc zacznie werbować do siebie młodych gryfonów- zakończył wpatrując się z wyczekiwaniem w Złotego Chłopca.
-A ty oczekujesz, że...?
Malfoy zmarszczył brwi wpatrując się w niego z irytacją.
-To chyba oczywiste..
-Nie dla mnie- stwierdził gryfon, wzruszając lekko ramionami.
Blondyn zagryzł wargę powstrzymując cisnące mu się na usta przekleństwo. Wziął kilka głębokich wdechów i nie wierząc w to co ma zamiar powiedzieć, zrobił krok w kierunku gryfona.
-Ty Złoty Chłopcze, masz nam pomóc, aby do tego nie doszło.
___________________________________________
* Nowe oblicza
** Może gdzieś w tym świecie,
Jest mężczyzna z sercem,
Wypełnionym radością.
Może również,
W tej chwili przeżywa, tak jak ja,
Trochę gubi się,
Z dłońmi we włosach, tak jak ja.
A może nawet,
Zapragnie zapłakać...
Zupełnie jak ja.
Mniejsza z tym, mam nadzieję, że się podobało. :)
Dziękuję za komentarze!"
Zupełnie jak ja.
"Przepraszam za długą nieobecność.. Wyjechałam do mojej kuzynki do Anglii na trzy miesiące, a tam nie za bardzo miałam czas na cokolwiek. Tym bardziej, że nie brałam ze sobą laptopa, a ona nie posiada własnego.. Ludzie kto w dzisiejszych czasach nie ma laptopa?! Albo chociażby komputera!? No nie wiem cokolwiek...
Ale wróciłam i teraz zamierzam zacząć od tego bloga. Na moim pierwotnym blogu, jakoś wena się mnie nie słucha i czuję, że przez ostatnie rozdziały zjebałam większość historii. Mianhae, nie chciałam przeklinać, ale no wiecie... Uhhh to strasznie frustrujące.
No, ale do rzeczy...
Muszę przyznać, że w ogóle nie jestem zadowolona z długości poprzedniego rozdziału. Tak samo zresztą, jak z długości tego. Wydaje mi się, że praktycznie nic nie napisałam. Do tego mam ostatnio zastój i pisze rozdziały z szybkością ślimaka...
Ślimaka próbującego trafić z Polski do Hiszpanii....
Ale cóż poradzić.. Raz wena jest, a raz jej nie ma.. Mniejsza z tym, mam nadzieję, że się podobało. :)
Dziękuję za komentarze!"