piątek, 23 maja 2014

Sleeping with the Frenemy- Chapter 3

Chapter 3

Secrets*

Emportes par la foule qui nous traine
Nous entraine
Ecrases I'un contre I'autre
Quand soudain, je me retourne
Je lutte et je me debats
Et je crie de douleur, de fureur et de rage
Et je pleure...**



Tuż po wyjściu dyrektora ze skrzydła szpitalnego, pani Pomfrey po raz ostatni podeszła do Pottera sprawdzając, czy wszystko jest w porządku, po czym szybkim "Nox" zgasiła wszystkie światła i zamknęła się w swoim biurze.

Harry nie mógł zasnąć. Dręczyło go przeczucie, że sprawa, którą czarownica omawiała w swoim gabinecie razem z dyrektorem, w dużej mierze dotyczyła tej dziwnej anomalii, którą przyuważył na swojej bliźnie. Za każdym razem, gdy zbliżał do niej palce, czuł dziwne prądy energii łaskoczące jego skórę. Nigdy wcześniej nie czuł niczego podobnego. Albo go blizna bolała, albo nie zwracał na nią uwagi. Miał wrażenie, że niedługo dowie się, o co chodzi. I niekoniecznie był z tego powodu zadowolony.

Była jeszcze druga sprawa. Powoli odwrócił się w kierunku pobliskiego łóżka, zerkając na leżącą na nim postać.

Malfoy.

Wyjątkowo nie potrafił go rozszyfrować. Zazwyczaj wiedział, o co mu chodzi. Znał każdy rodzaj jego ironicznego uśmieszku, który tak bardzo doprowadzał go do szału. Ale teraz... Teraz nie miał pojęcia, czy po prostu knuje coś złego, czy nagle oszalał.

-A zresztą, co mnie to obchodzi?-Parsknął sam do siebie, z powrotem przewracając się na plecy.

Wreszcie po niecałych trzydziestu minutach, jego powieki stały się cięższe i zapadł w niespokojny sen.


Ściany i podłoga Hogwartu zdawały się falować pod wpływem dziwnej energii, która przez nie przepływała. Harry powoli przemierzał ziejące pustką korytarze, dziwiąc się panującej wokół ciszy. Zawsze były jakieś dźwięki.. Kłócące się portrety, odległe miauczenie pani Norris, skrzypienie ruchomych schodów... Teraz nie było nic. Panowała kompletna, złowroga cisza. I właśnie wtedy zauważył, że coś leży na posadzce, kilka kroków przed nim. Czując dziwne napięcie, powoli zbliżył się do leżących przedmiotów stwierdzając, że wyglądają jak karty od tarota, z których kiedyś wróżyła im profesor Trelawney. Zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął ku nim ręce czując dziwne dreszcze przepływające przez jego ciało. Były trzy. Trzy karty, każda ukazująca coś innego. Z obawą spojrzał na pierwszą z nich. Głupiec. Jedna z najbardziej charakterystycznych kart, które zapamiętał z lekcji wróżbiarstwa. Zdawało mu się, czy postać na niej mrugnęła do niego żartobliwie? Szybko odłożył kartę przyglądając się następnej. Urodziwy mężczyzna spleciony w ciasnym uścisku z kobietą, karta Kochanków. Poczuł dziwny dreszcz przebiegający po jego kręgosłupie. Nie pamiętał co oznaczała, jednak wiedział, że wbrew pozorom nie oznaczała miłości. Została tylko jedna karta. Spojrzał na nią czując, że powietrze wokół staje się dziwnie ciężkie.

Karta Śmierci.

~o~


Głośne jęki dochodzące z pobliskiego łóżka, sprawiły, że Draco szybko się rozbudził. Delikatnie uchylając powieki zerknął w swoją prawą stronę dostrzegając szamoczącego się przez sen Pottera. Niechętnie wychylając się z łóżka, złapał za jego ramię i potrząsnął nim lekko.

-
Potter, bądź łaskaw przestać się rzucać jak jakiś opętany szaleniec.

Harry drgnął podnosząc się gwałtownie. W tej samej chwili w której zorientował się, kto go obudził, wyrwał ramię spod ręki blondyna krzywiąc się nieznacznie.

-Czego chcesz,
Malfoy?-Warknął nawet nie starając się zabrzmieć miło. Bo i po co? On był jego wrogiem.

Draco powstrzymał się przed obelgą cisnącą mu się na usta, jedynie posyłając w jego kierunku spojrzenie pełne irytacji.

-Na przyszłość staraj się panować nad sobą,
Potter... Bo mógłby, kto pomyśleć, że cię gwałcą przez sen.



Harry znieruchomiał wpatrując się w niego z niezrozumieniem. Malfoy nie miał zamiaru jednak dodać nic więcej, bo po prostu odwrócił się do niego plecami kompletnie go ignorując. Czarnowłosy momentalnie zrozumiał, o co mu chodziło. Znowu miał koszmar... Pewnie krzyczał przez sen. Zazwyczaj przed zaśnięciem rzucał wokół siebie zaklęcie wyciszające, żeby nie obudzić swoich współdomowników. Jednak wczoraj...

Wczoraj o nim zapomniał. Jak mógł być tak bezmyślny? I to jeszcze przy Malfoyu...

-Nie powinno Cię to obchodzić,
Malfoy- powiedział siląc się na zimny ton głosu.

-I nie obchodzi-prychnął arystokrata.- Mam dla ciebie przykrą wiadomość, świat nie kręci się wokół ciebie,
Potter. Przykro mi, że akurat ja musiałem Cię oświecić.

Malfoy naprawdę nie miał siły na jakąkolwiek rozmowę. Do tego nadal był strasznie zdenerwowany po wczorajszej "pogawędce". Jeśli jego misja ma się powieść, nie może rzucić się na Chłopca Który Przeżył z pięściami. A było już naprawdę blisko. Ile jeszcze razy będzie musiał przełknąć swoją dumę, aby nie dać mu w tą jego gryfońską mordę? Starając się uspokoić własne nerwy, nawet nie zauważył nagłego ataku wściekłości, który zawładnął Potterem.

-Jeszcze raz powiesz, że...!

-Że co,
Potter?! Że wszyscy wręcz uginają się pod tobą, abyś tylko uraczył ich spojrzeniem? Że każdy czarodziej wypełniłby twój najmniejszy rozkaz, gdybyś tylko poprosił? Że pewnie pławisz się całe dzieciństwo w luksusie i beztrosce, podczas gdy inni ze strachem patrzą na każdy dzień?! Że tak naprawdę masz cholernie dobrze, a ciągle zgrywasz biednego skrzywdzonego przez los DZIECIAKA?!! To nie ty jesteś tutaj pokrzywdzony! To nie ty musisz wyprzeć się swojej rodziny! To nie ty musisz bać się o bezpieczeństwo najbliższych! To nie ty musisz dokonywać wyborów! Od zawsze jesteś po tej lepszej stronie! Od zawsze masz poczucie, że gdy tylko będziesz tego potrzebował inni polecą ci na ratunek! Nie masz kurwa zielonego pojęcia, jak to jest, gdy masz pewność, że NIKT NIE STANIE PO TWOJEJ STRONIE!- Wykrzyczał, dopiero po chwili orientując się, jak dużo z siebie wyrzucił, i jak bardzo potrzebował to z siebie wyciągnąć.

Potter wpatrywał się w niego z szeroko otwartymi oczyma, a Draco zdjęła nagła fala przerażenia. Nigdy się tak nie odkrył, nigdy nie stracił nad sobą kontroli. Ale naglący go czas, wcale nie polepszał jego sytuacji. Szybko podniósł się z łóżka i bez słowa wyszedł ze skrzydła szpitalnego nawet nie zerkając w kierunku sparaliżowanego chłopaka.

Musiał zniknąć. Musiał iść do dormitorium i ochłonąć. Porozmawiać z Pansy i wypytać, czy ma już pewność, ile jeszcze czasu im zostało. A później... Później musiał pomyśleć co dalej. Powoli tracił nadzieję, że jego plan się uda. Potter wydawał się zbyt zacofany, aby cokolwiek zrozumieć. Ale jeśli On nie pomoże, to kto?

Harry nawet nie zdążył dojść do siebie po tym co właśnie usłyszał, gdy drzwi skrzydła szpitalnego uchyliły się ponownie, ukazując jego przyjaciół.

-Harry, wszystko w porządku?-Zaniepokojona Hermiona rzuciła się w jego kierunku mocno go przytulając.

Harry odwzajemnił uścisk pytająco zerkając w kierunku stojącego nieopodal Rona.

-O co chodzi?

Ron skrzywił się nieznacznie, lecz to właśnie Hermiona odpowiedziała na jego pytanie.

-Szliśmy do ciebie, gdy usłyszeliśmy wrzaski i zobaczyliśmy wybiegającego Malfoya. Myśleliśmy, że coś się stało-wyjaśniła przyglądając mu się badawczo.

-Właśnie-potwierdził rudzielec.- Co on tutaj robił?! Bo jeśli przyszedł żeby ci dokuczyć, to razem z Fredem dopilnujemy żeby już więcej nie wściubiał swojego fretkowatego nosa w twoje sprawy.

Harry mimowolnie uśmiechnął się widząc płonące spojrzenie przyjaciela. Nie wątpił w to, że Ron z chęcią odegrałby się na Malfoyu. Nie zrobiłby tego jednak nie mając ważnego powodu.

-No więc, co się stało?

Sam nie wiedział, co może zdradzić, a co lepiej zachować dla siebie. Z pewnością nie miał teraz siły na roztrząsanie minionej wymiany zdań. To postanowił, jak na razie zachować dla siebie. Wolał samodzielnie wszystko przemyśleć i dojść do wniosku, czemu Malfoy się ostatnio tak dziwnie zachowuje. I co miały oznaczać jego słowa...

-Nie wiem, co dokładnie się stało... Ale wczoraj wieczorem wszedł do środka ze zranioną ręką, cały we krwi. I pani Pomfrey kazała mu zostać na noc.

Wargi Rona wykrzywiły się w kpiącym uśmieszku.

-Wreszcie ma to na co zasłużył. Choć jeśli o mnie chodzi, to jeszcze trochę bym go pokiereszował i nie dał żadnego eliksiru, aby skręcał się z bólu. Ta fretka nie zasługuje na...

-RONALDZIE WEASLEY!- Donośny krzyk Hermiony sprawił, że nie tylko Ron, ale także Harry wzdrygnął się z zaskoczenia.- Jak w ogóle możesz myśleć o tym, aby życzyć komuś coś takiego?! Czy ty posiadasz jakiekolwiek sumienie?

Rudzielec po krótkiej chwili wypełnionej szokiem podniósł na przyjaciółkę niedowierzające spojrzenie.

-Czy ty siebie słyszysz Hermiono?! Stajesz w obronie Malfoya? Tego, który za każdym razem nazywa Cię "szlamą"? Tego, który ciągle dokucza mi i Harry'emu?

-A czy TO, twoim zdaniem jest właściwy powód, aby zachowywać się dokładnie jak on? Jeśli naprawdę tak myślisz, to wcale nie jesteś od niego lepszy! Nie można odpłacać się nienawiścią za nienawiść. Zemsta do niczego dobrego Cię nie zaprowadzi!

Ron poczerwieniał ze złości na wzmiankę o swoim podobieństwie do jasnowłosego chłopaka. Jakby poszukując wsparcia zerknął na Harry'ego, lecz ten tylko wzruszył ramionami. Jego zdaniem zemsta także była bez sensu. A szczególnie wtedy, kiedy z jakiegoś powodu wróg stracił zainteresowanie uprzykrzaniem mu życia.


-Wy naprawdę nie chcecie nic z tym zrobić?- Zapytał jakby nie mógł uwierzyć w to co właśnie widzi.- Akurat, gdy mamy szansę aby go pogrążyć.. Wy nawet nie chcecie z niej skorzystać...

Tym razem to Harry postanowił się odezwać.

-Pomyśl Ron... W czym to miałoby nam pomóc? Powinniśmy się cieszyć, że znudziło mu się dokuczanie nam, a nie ponownie go prowokować, aby wszystko zaczęło się od początku-sam nie wierzył, że to mówi, ale naprawdę nie miał najmniejszej ochoty zachowywać się tak samo jak ten nadęty bufon.

Do tego nie miał zamiaru być podobny do swojego ojca... Już wystarczająco się zawiódł, gdy przypadkiem ujrzał wspomnienie w którym James znęcał się nad innymi. Wiedział, że jego ojciec nie był święty.. I że z pewnością właśnie z powodu jego ojca, Mistrz Eliksirów aż tak bardzo go nienawidził i wykorzystywał każdą okazję, aby go upokorzyć.

Ron chyba jednak nie potrafił tego zrozumieć. Wpatrywał się w nich takim wzrokiem, jakby właśnie oświadczyli, że nie mają zamiaru się z nim więcej przyjaźnić. Zdradzony... Tak właśnie się teraz czuł.

Najpierw spojrzał na Harrego, następnie na Hermionę. Żadne z nich nie zdawało się żartować. Oni naprawdę nie mają zamiaru się na nim mścić! Prawda uderzyła w niego sprawiając, że żołądek zacisnął mu się w supeł. Po tym, jak kpił z ich rodzin. Po tym, jak wyzywał ich. Mieszał z błotem. Spoglądał, jak na najobrzydliwsze robactwo. Pluł pod nogi. Robił z nich pośmiewisko. Upokarzał... Oni nic nie chcieli zrobić? Nie chcieli widzieć, jak płaszczy się przed nimi błagając o litość? Poczuł wzbierającą w nim falę zimnej wściekłości. Nawet jeśli oni mieli inne zamiary, on nie miał zamiaru się do nich stosować. Za dużo czasu minęło, za dużo wypowiedzianych słów i czynów, aby teraz mógł spokojnie siedzieć i z radością witać nagłe zawieszenie broni.

Uważał ich za przyjaciół. Zawsze wspierali się w swoich decyzjach... Gdy Harry był w niebezpieczeństwie, bądź chciał zrobić coś niezgodnego z prawem... On zawsze mu pomagał, ale tak naprawdę Harry nigdy nie odwdzięczył się tym samym... W momencie w którym to sobie uświadomił, jego zimny wzrok skierował się na Harry'ego sprawiając, że ten spojrzał się na niego z zaskoczeniem. Tak!



On nigdy nie zwracał tak naprawdę na niego uwagi. Wykorzystywał go, ale nigdy nie zgadzał się na jego własne pomysły. Gdy tylko wysuwał jakiś plan związany z zemstą na tych parszywych ślizgonach, oni zawsze się wycofywali. Nigdy! Nigdy nie chcieli zrobić nic w kierunku ochrony swojej dumy. Ale nie mieli jej tak głęboko zakorzenionej, jak on sam. Od dziecka czuł się gorszy.. Tylu starszych braci, wcale nie polepszało faktu, że zawsze był w czymś słaby. W porównaniu do Hermiony nie był zbyt mądry. Nie był też asem drużyny quidditcha, tak jak Harry. Zawsze stał w ich cieniu. Gdy byli razem, każdy mówił " Święta Trójca Gryffindoru". Ale osobno nic nie znaczył. W swojej rodzinie także się nie wyróżniał.. Ot co, tylko jeden z braci Weasleyów, stale noszący szaty po tych starszych. Chciał coś osiągnąć. Jeśli miał to zrobić sam, proszę bardzo. Udowodni, że Ron Weasley nie jest nikim. Udowodni, że on także może być górą.



-Nie mam zamiaru dłużej się chować za waszym cieniem-warknął spoglądając na nich po raz pierwszy w życiu, jak na kogoś obcego. Kogoś zabierającego mu możliwość zabłyśnięcia.- Nie obchodzi mnie, co o tym myślicie, ale Malfoy z pewnością dostanie to na co zasłużył. Już ja tego dopilnuję.- Powiedział, obdarzając jeszcze Hermionę zawiedzionym spojrzeniem i wyszedł ze skrzydła szpitalnego obmyślając swój plan.

Harry kompletnie skonsternowany wpatrywał się w miejsce, w którym przed chwilą stał jego przyjaciel.
Chować się za naszym cieniem? O co mu chodziło? Hermiona wydawała się być tak samo zszokowana. Nigdy wcześniej nie widziała, aby Ron zachowywał się w ten sposób. Lubiła go właśnie dlatego, że miał dobre serce i muchy by nie skrzywdził. Zawsze wszystkich rozśmieszał i czasami zachowywał się, jak kompletny głupek... Ale to był właśnie Ron, on nie potrafił inaczej.

A przed chwilą... Przed chwilą wyglądał strasznie. Musiała to przyznać, ale naprawdę przez chwilę zaczął napawać ją lękiem. Wyglądał tak mrocznie.. Tak... Potrząsnęła głową chcąc wyrzucić z głowy przerażającą myśl, która przemknęła przez chwilę przed jej oczami. Nie ważne, wieczorem pewnie wszystko będzie w porządku. Ron przeprosi za swoje zachowanie, a ona wygłosi dłuższy monolog o tym jak bardzo zawiódł ją jego wybuch, po czym we trójkę w dobrym nastroju ruszą do swoich łóżek. Nie było czym się przejmować, stwierdziła.



-Harry, wiesz już może czy masz pozwolenie na wyjście ze szpitala? Miło by było gdybyśmy mogli zejść razem do Wielkiej Sali na śniadanie-powiedziała uśmiechając się pocieszająco do przyjaciela.

Harry powoli otrząsnął się z minionego przedstawienia. Musi porozmawiać z Ronem gdy złapie go w najbliższym czasie. Przecież nie mógł mówić serio...

-Wydaje mi się, że już jest wszystko w porządku. Ale może powinniśmy się najpierw zapytać...-stwierdził zerkając machinalnie w stronę gabinetu pani Pomfrey.



Jak na zawołanie drzwi uchyliły się i kobieta podeszła w ich kierunku, po raz setny machając nad nim różdżką. Dosłownie przez ułamek sekundy poczuł, jak jego skóra pulsuje delikatnie, lecz tak szybko, jak to uczucie się pojawiło, tak szybko też znikło. A on nie był już taki pewny, czy przypadkiem mu się to po prostu nie przewidziało.

-Pani Pomfrey? Czy mógłbym już wrócić do dormitorium?-zapytał spoglądając na kobietę z wyraźnie rysującą się w oczach nadzieją.

Kobieta ze zmarszczonymi brwiami ponowiła gest, po czym ze zrezygnowaniem kiwnęła głową.

-Możesz wrócić do siebie, Potter. Prosiłabym jednak abyś przyszedł do mnie jutro po kolacji, abym mogła skontrolować twój stan.

-Oczywiście, proszę pani-przytaknął skwapliwie i szybko podnosząc się z łóżka i razem z Hermioną opuścił skrzydło szpitalne kierując się w stronę dormitorium Gryffindoru.


Nie mógł przecież wejść do Wielkiej Sali w ubraniach, które miał na sobie dzień wcześniej. Nie dość, że były przepocone, to jeszcze dziwnie sztywne po wcześniejszym zastosowaniu na nich przez panią Pomfrey zaklęcia czyszczącego. Upewniając się, że Hermiona na niego zaczeka, niemal biegiem wparował do łazienki biorąc szybki prysznic i przebrał się w pierwsze lepsze szmaty po Dudleyu, narzucając na nie szatę. Przynajmniej kilka rozmiarów większe spodnie musiał przewiązać paskiem, aby nie spadły mu z bioder, a bluzka wisiała na nim jak worek. Nie miał jednak nic innego... A nawet jeśli miał pieniądze za które byłby w stanie coś sobie kupić, nigdy nie miał na to okazji. Jego życie toczyło się zbyt szybko, aby mógł skupić się na czymś tak trywialnym, jak uzupełnienie swojej garderoby.

Gdy tylko wyszedł z dormitorium, wraz z Hermioną skierowali swoje kroki w stronę Wielkiej Sali. Dziewczyna, jak zwykle podekscytowana opowiadała o nowej książce, którą kupiła, gdy kilka dni temu pozwolono im na mały wypad do Hogsmeade,a Harry jak zwykle udawał, że ją słucha.

Nie żeby był niemiły.. Ale nie interesowała go powiększająca się biblioteka przyjaciółki. Może i ostatnio zaznajomił się z czytaniem podręczników szkolnych, i nawet o dziwo sprawiało mu to przyjemność. Jednak nie miał zamiaru wychodzić poza program nauczania, jeśli dotyczyłoby to czegoś innego niż Zaklęć lub Obrony Przed Czarną Magią. Nie posiadał, aż tak wielkiego zapału do pochłaniania informacji, jak swoja przyjaciółka.

Myślami ponownie wrócił do słów Malfoya. Brzmiały tak... szczerze. Chyba po raz pierwszy usłyszał z jego ust coś podobnego.

"
To nie ty musisz wyprzeć się swojej rodziny! To nie ty musisz bać się o bezpieczeństwo najbliższych! To nie ty musisz dokonywać wyborów!" Te słowa najbardziej w niego uderzyły. Czy to oznaczało, że Malfoy troszczy się o coś, poza czubkiem swojego spiczastego nosa? Dobre sobie... Może i starał się po prostu zignorować jego słowa, stłamsić je w najodleglejszej części świadomości.. Nie dawało to jednak żadnego rezultatu. Ciągle wracały odbijając się echem od jego głowy.

"Nie masz kurwa zielonego pojęcia, jak to jest, gdy masz pewność, że NIKT NIE STANIE PO TWOJEJ STRONIE!"

Nikt nie stanie po jego stronie? A co z Voldemorciem? Z Lucjuszem? I z tym przeklętym Snapem? Wszyscy śmierciożercy stanęliby po jego stronie... W końcu stary Malfoy jakże wspaniale im przewodzi, pomyślał ze zgorzknieniem. Ale... Z tego co zauważył w skrzydle szpitalnym gdy pani Pomfrey oczyszczała ranę na jego ręce, Malfoy nie posiadał jeszcze Mrocznego Znaku... Czy to znaczy, że Voldemort nie zdążył go naznaczyć, czy wprost przeciwnie? Może młody Malfoy wcale nie chce zostać naznaczony? Dosyć absurdalny wniosek ogarnął przez chwilę jego myśli, lecz natychmiast go odrzucił.

Nie-mo-żli-we. On dorasta właśnie po to, aby stanąć po tej złej stronie. Nie ma opcji żeby się nawrócił... Nie Malfoy.

Dokładnie w momencie w którym to pomyślał, znaleźli się w drzwiach do Wielkiej Sali. Harry nie miał pojęcia dlaczego, ale większość uczniów natychmiast wlepiła w niego spojrzenie szepcząc pod nosem. Poczuł nagłe
deja vu przypominając sobie podobną sytuację na drugim roku. Gdy wszyscy podejrzewali go o bycie potomkiem Salazara Slytherina.

Wtedy także patrzyli się na niego z obawą, która malowała się w ich oczach także w tym momencie. Starając się nie zauważać ich zachowania, wolnym krokiem ruszył w stronę swojego stołu. Ledwie zdążył usiąść na swoim miejscu, gdy stojący nieopodal Samuel rzucił mu pogardliwe spojrzenie, jednym ruchem posyłając w jego kierunku trzymaną w ręku gazetę.

-To wszystko, prawda?-zapytał wpatrując się w niego z kpiącym wyrazem twarzy.-Czyżby nasz Chłopiec Który Przeżył postradał zmysły? Nie zniosłeś presji? A może to tylko przykrywka? Chcesz udawać psychicznego, abyś nie musiał ratować naszego świata...podły tchórzu.

Harry nawet nie zwrócił uwagi na słowa wychodzące z ust chłopaka, z niedowierzaniem wpatrując się w widniejący przed nim artykuł.


Czyżby Chłopiec Który Przeżył oszalał?

Powołując się na świadków pewnego incydentu związanego z naszym drogim Harrym Potterem, zmuszeni jesteśmy odkryć przerażającą prawdę dotyczącą naszego bohatera. Ostatnio wpłynęła do nas informacja dotycząca wypadku Harrego Pottera. W szczerej trosce o zdrowie naszego bohatera, postanowiliśmy zbadać tę sprawę. A oto co udało się nam ustalić.

W dniu 12.10.2008, gdy uczniowie spokojnie kierowali się do swoich klas, pan Potter zatrzymał się nagle i przyciskając dłoń do swej sławetnej blizny, krzyczał opętańczo wijąc się z bólu. Z tego co nam wiadomo z jego blizny zaczęła sączyć się krew. Niestety po całym incydencie pan Potter został zabrany do skrzydła szpitalnego, a jakakolwiek próba zdobycia informacji o jego stanie zdrowia, kończyła się fiaskiem.

Czyżby Harry Potter chował przed nami fakt o przebywanej chorobie? Czy może to było zwykłe przedstawienie mające na celu przyciągnięcie na siebie uwagi? W końcu od zawsze wiadomo, że nasz bohater lubuje się swoją sławą. A może nie chce znieść ciężaru zalegającej na nim odpowiedzialności za losy naszego świata? Wszystkie spekulacje na ten temat znajdziecie państwo na stronie dziewiątej. Tylko u nas możecie poznać prawdę o Chłopcu Który Przeżył.

Z najświeższymi informacjami
wasza Rita Skeeter





Harry czuł, jak jego ciało zalewa gwałtowna fala złości. Ta wredna jędza znowu zaczęła mieszać w jego życiu! Ze złością zgniótł leżącą przed nim gazetę i cisnął ją prosto w stojącego obok Samuela. Chłopak wydawał się przez chwilę zaskoczony, jednakże zaraz potem szybko wrócił do swojej postawy.

-Prawda boli, Wybrańcu?-zakpił przewiercając go wzrokiem pełnym pogardy.

-Wszyscy dobrze wiedzą, że Prorok potrafi drukować tylko nędzne kłamstwa.- Wywarczał starając się opanować nagłą ochotę przywalenia temu dupkowi prosto w twarz.

Nienawidził, gdy o nim pisali. Nienawidził, gdy wszyscy wtrącali się w jego życie z buciorami. Gdy wytykali go palcami, plotkowali. Jeszcze bardziej niż wszystkie brednie w artykule wkurzyła go wzmianka o tym, że rozpływa się nad własną sławą. Nigdy! Nigdy nie lubił tego aspektu swojego życia. Na każdym kroku doprowadzało go do szaleństwa, że ludzie traktują go, jak jakąś maskotkę z reklamy. Każdy ją widział i każdy chce ją mieć, nikt nie zauważa, że maskotka niczym się nie różni od nich samych. Że też chce mieć spokojne życie. Tak właśnie się czuł...

Seamus zaśmiał się perliście przyciągając wzrok coraz większej liczby uczniów. Teraz już nawet cały stół Krukonów i Puchonów wpatrywał się w nich z napięciem. Jedynie Ślizgoni obdarzali ich obojętnymi spojrzeniami. Chyba po raz pierwszy w życiu był im za to wdzięczny.

-Ach tak? Skoro nie oszalałeś to dlaczego nawet twoi wierni przyjaciele się od ciebie odwrócili? Czemu nie siedzą tu z tobą?

Harry zaskoczony zamrugał oczami. Przyjaciele? Przecież Hermiona i Ron go nie opuścili... Nie przypominał sobie, aby z kimkolwiek innym miał jakieś bliskie stosunki. Spojrzał w swoją lewą stronę dostrzegając Hermionę wpatrującą się w Seamusa z niedowierzaniem. Po chwili coś do niego dotarło. Miejsce na prawo od niego nadal było puste. Nie było na nim Rona. Pewnie się spóźni, pomyślał, choć wydawało mu się to nad wyraz dziwne. W końcu Ron nigdy nie opuściłby posiłku. Jedzenie to wszystko na czym mu zależało, no może oprócz quidditcha.

-Nie wiem, o co Ci chodzi-odparł patrząc się wyzywająco w oczy chłopaka. - Moi przyjaciele zawsze będą po mojej stronie.

Seamus jakby tylko czekał, aż Harry to powie. Odwrócił się powoli ukazując siedzącego kilka miejsc dalej Rona, który przypatrywał się całej sytuacji z obojętnym wyrazem twarzy.

-To czemu twój przyjaciel siedzi tam, a nie koło ciebie?

Harry poczuł, jak ręka Hermiony delikatnie owija się wokół jego ramienia. W niezrozumieniu wpatrywał się w twarz swojego przyjaciela szukając w niej odpowiedzi. Czuł, że ręka Hermiony drży nieznacznie.

-Ron...?- Odezwał się z zaskoczeniem dostrzegając mroczny cień przemykający w jego oczach.

Rudzielec uśmiechnął się kpiąco, na co serce Harrego zatrzymało się gwałtownie. Czuł wzbierającą w nim panikę. To nie mogła być prawda. Ron nie mógł od tak sobie go zostawić. Był jego jedynym kumplem. Przeżył z nim tak wiele... Zawsze ratowali się z opresji.

-Co się stało, Harry? Aż tak bardzo zawiodłeś się, że straciłeś swojego sługę? Bo przecież tylko tym dla ciebie byłem, prawda? Nie udawaj takiego zszokowanego. Przecież powiedziałem, że nie mam zamiaru żyć dłużej w waszym cieniu-odparł, a jego zimny głos zmroził serca Hermiony i Harrego.

-Ron, chyba nie mówisz poważne?!-krzyknęła Hermiona,a jej oczy zaszkliły się od powstrzymywanych łez.

Harry wstrzymał powietrze spodziewając się, że zaraz rudzielec wybuchnie śmiechem i przyzna się do dowcipu. Nic takiego się jednak nie stało. Ron podniósł się powoli z miejsca i rzucając im ostatnie pełne pogardy spojrzenie wyszedł z sali u boku Seamusa, który najwyraźniej nieźle się bawił tym przedstawieniem.

W sali panowała martwa cisza, którą po chwili zastąpiły pełne niedowierzania szepty. Harry tępo wpatrywał się w drzwi za którymi zniknął jego były przyjaciel, nie wiedząc co się właściwie wydarzyło. Dopiero po chwili zauważył, że jego przyjaciółka zanosi się głośnym szlochem. Delikatnie objął ją ramieniem, na co ona z wdzięcznością przytuliła się do rękawa jego szaty. Wiedział, że dla niej jest to jeszcze bardziej przykre doświadczenie. Od dłuższego czasu zauważył, że Ron był dla niej kimś więcej. Najwyraźniej nie zdążyła mu tego wyznać wcześniej, a teraz było już za późno.

Czuł, że jego żołądek zaciska się w supeł, i wiedział, że w czasie dzisiejszego śniadania nic nie przełknie. Starając się zamaskować swoje załamanie, wolnymi łyczkami wypił szklankę soku pomarańczowego, a jego wzrok jakby machinalnie powędrował do stołu naprzeciwko. Prosto na Malfoya, który wpatrywał się w niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

Był w na tyle podłym humorze, że gdyby Malfoy odważył się chociażby spojrzeć na niego z ironią, mógłby go zranić. I to nie delikatną klątwą... Jednakże blondwłosy chłopak jedynie skinął mu lekko głową, jakby na powitanie i szybko odwrócił wzrok.

Dzięki temu jednemu małemu gestowi w jego głowie zapanował kompletny zamęt. Dzisiejszego dnia niczego nie potrafił zrozumieć. Ponownie skupił wzrok na swojej szklance zauważając, że w tej właśnie chwili wszystkie głosy w Wielkiej Sali zamilkły. Do środka wkroczył dyrektor. Jego błękitne szaty powiewały za nim, gdy szybkim krokiem przemieszczał się do stołu za którymi zasiedli już nauczyciele. Obdarzając uczniów promiennym uśmiechem powoli usiadł na swoim miejscu u szczytu stołu.

- Drodzy uczniowie, nauczyciele! Jak to miło ponownie spotykać się przy śniadaniu! Mam nadzieję, że wyjątkowo dowcipny artykuł nie popsuł wam humoru dzisiejszego poranka!- Odparł obdarzając wszystkich obecnych spojrzeniem przeszytym niewypowiedzianą groźbą.

Harry rozszerzył oczy z zaskoczenia. W ten niezbyt subtelny sposób dyrektor zbagatelizował bzdury napisane na jego temat, i każda osoba która zrozumiała aluzję, pojęła, że w ten niekonwencjonalny sposób Dumbledore ma na myśli aby wszyscy obecni nie wierzyli w zawarte w Proroku słowa. Czując wzbierającą w nim wdzięczność, obdarzył Dumbledora szerokim uśmiechem.

-Tak więc, życzę smacznego, bierzmy się do jedzenia!-zakończył swoją krótką przemowę i obdarzając pocieszającym spojrzeniem czarnowłosego młodzieńca przy stole Gryffindoru, zastanawiał się nad tym, w jaki sposób najdelikatniej przedstawić chłopcu jego sytuację.

Harry nalał sobie jeszcze jedną szklankę soku, ze zmartwieniem zerkając na zaczerwienione oczy przyjaciółki. Na razie przestała płakać, jednak wyglądała jakby w każdej chwili miała zasłabnąć. Naprawdę się o nią martwił. Jak Ron mógł im zrobić coś takiego?!Jak mógł tak po prostu nagle ich opuścić?

Jeszcze raz pogłaskał drżącą dłoń Hermiony zauważając niemą wdzięczność w jej oczach.

-Dziękuję Harry-wyszeptała, gdy podał jej swoją napełnioną szklankę.

-Wszystko w porządku?-zapytał, choć znał odpowiedź na to pytanie.

-Przejdzie mi...-odpowiedziała jedynie, wlepiając puste spojrzenie w drewniane sęki na stole.

Harry kiwnął głową i w tym samym momencie zauważył drobną kartkę lądującą na jego pustym talerzu. Niepewnie sięgnął do niej, spodziewając się najpewniej jakieś obelgi, jednakże nic takiego nie znalazł. Wiadomość była od Dumbledora.



Harry, prosiłbym Cię o pojawienie się w moim gabinecie dzisiaj wieczorem, po lekcjach. 
Hasło to " Lukrowane pomarańczki" 
Liczę, że zjawisz się na czas.
Albus Dumbledore


Ogarnęło go złe przeczucie. Miał wrażenie, że ta rozmowa nie będzie tylko jedną z miłych pogawędek. I najprawdopodobniej będzie dotyczyła jego osoby. Z trudem przełykając ślinę, podniósł wzrok na spoglądającego na niego dyrektora i pokiwał głową dając znać, że przyjdzie.

Gdy tylko wyszli z Wielkiej Sali, Hermiona przeprosiła Harrego mówiąc, że nie ma za bardzo siły i przejdzie się do skrzydła szpitalnego ponieważ boli ją głowa, przez co Harry zmuszony był samotnie iść na lekcje.

Pierwszą lekcją była transmutacja z profesor McGonagall. Na dzisiejszej lekcji za zadanie mieli zamienić świeczkę w krzesło. Harry skrzywił się, zresztą tak samo, jak kilka innych osób i powoli zabrał się za powtarzanie ruchów różdżki i zaklęcia, zanim pani profesor każe im zacząć ćwiczyć bardziej praktycznie.

-Ważne jest abyście dokładnie odwzorowali sposób w jaki poruszam różdżką.- Tłumaczyła donośnym głosem.- Jedna pętelka w prawo, w lewo, do siebie i do góry, a następnie delikatne potrząśnięcie różdżką. Zrozumiane? A teraz postarajcie się delikatnym głosem powiedzieć "
Armittero". Proszę pamiętać, aby kłaść nacisk na litery "a" i "e".

Gdy doszło do zajęć praktycznych, każdy uczeń starał się prawidłowo wypowiedzieć zaklęcie, jednak nawet jeśli mu się udało, świeca nie zamieniała się w krzesło, tylko w samą nogę od krzesła, bądź oparcie. Pamiętając wskazówki nauczycielki o tym, aby wizualnie sobie wyobrazić każdy element przedmiotu, Harry zamknął oczy skupiając się na stworzeniu w wyobraźni dokładnego obrazu krzesła. Widział każdą śrubkę, wzór, każdą nogę, oparcie obite w skórę. Powoli odwzorował ruch różdżką i nadal nie otwierając oczu, wymówił zaklęcie, pamiętając o nacisku na niektóre litery.

-
Armittero- powiedział czując, jak palce delikatnie mrowią go, gdy magia opuszcza jego ciało.

Gdy zaklęcie się skończyło, niepewnie uchylił powieki z zaskoczeniem wpatrując się w stojący przed nim przedmiot. Krzesło było idealne, dokładnie takie jakie sobie wyobraził. Wiedząc jednak, że wygląd może być zwodniczy pozwolił sobie usiąść na nim na chwilę. Nie rozpadło się! Szybko wstał podziwiając swoje dzieło. Chyba po raz pierwszy w życiu udało mu się transmutować coś z taką łatwością i precyzją. Poczuł delikatnie pulsującą energię pod swoją skórą. Był naprawdę zadowolony.

-Panie Potter, dobra robota. Gryffindor otrzymuje pięćdziesiąt punktów-oznajmiła pani profesor i obdarzając go dumnym spojrzeniem, ponownie wróciła do tłumaczenia reszcie klasy, jak powinni to zrobić.

Widząc lekko zazdrosne spojrzenia niektórych sąsiadów, odwrócił się i powoli zaczął pakować swoje książki. Lekcja niedługo miała dobiec końca. Miał nadzieję, że z Hermioną wszystko w porządku, i że niedługo się spotkają.

Następną lekcją okazała się być historia magii. Chyba po raz pierwszy udało mu się nie zasnąć. Wiedział jednak, że nie jest to zasługa jego silnej woli, tylko zbyt wielu spraw które chodziły po jego głowie. Począwszy od dziwnego zachowania zarówno Rona, jak i Malfoya, a skończywszy na jego własnych problemach. Co do tamtej dwójki, zachowują się jakby nagle zamienili się rolami. Jeden staje się wręcz znośny, podczas gdy drugiemu nagle coś odbija. Miał ochotę wrzeszczeć z frustracji. Wszystko się komplikowało!

Wzdychając spojrzał na unoszącego się w powietrzu pana Binnsa, który nie zwracając uwagi na śpiących uczniów, dalej opowiadał swoim monotonnym głosem o wojnach goblinów. Jedyną zabawną rzeczą, która zdarzała się na jego lekcjach, było to, że czasami zapominał, gdzie się znajduje. Zazwyczaj wnikał wtedy w sufit lub podłogę zauważywszy to dopiero po dłuższym czasie.

Z ulgą i jednocześnie dziwnym napięciem przywitał koniec lekcji. Następna miała być Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Może i nie miał nic do zajęć Hagrida, jednak pamiętając, że nie będzie z nim Hermiony, czuł obawę przed spotkaniem Rona. Nie wiedział, co sprawiło tak nagłą zmianę w jego zachowaniu. Nie czuł się za dobrze widząc kogoś tak bliskiego, spoglądającego na niego z pogardą.

Starając się sprawiać wrażenie obojętnego, powoli skierował się na błonia. Dodatkowo lekcje mieli razem z Ślizgonami, co tylko pogarszało sytuację. Już teraz mógł sobie wyobrazić ich sarkastyczne uwagi, co do dzisiejszego proroka. Bał się jakie bzdury napiszą w jutrzejszym wydaniu.
~o~

Draco od razu po wyjściu z skrzydła szpitalnego, próbował znaleźć Pansy i przy okazji uspokoić swoje skołowane nerwy, lecz jego poszukiwania okazały się być bezowocne. Przebrał się więc, i zszedł do Wielkiej Sali na śniadanie. Miał nadzieję, że przyjaciółka już tam będzie. Tak jak przypuszczał siedziała już przy stole, u boku Zabiniego. Po jej lewej stronie znajdowało się wolne miejsce, szybko zbliżył się i zajął je, obdarzając przyglądające mu się osoby zimnym spojrzeniem.

-Coś nowego?- Zwrócił się do Parkinson, która szybko załapała aluzję.

-Dużo ciekawych wieści-odparła dla niepoznaki wskazując na proroka. Jeśli ktokolwiek przysłuchiwałby się ich rozmowie, myślałby, że mówią o wiadomościach z Proroka.

Mimowolnie spojrzał na gazetę i znieruchomiał widząc krzykliwy nagłówek. Szybko przeleciał wzrokiem zawarty poniżej tekst i z kamienną miną odłożył pismo na bok. Czy Ci ludzie naprawdę byli takimi idiotami? Czy nikt nie widzi jakie bzdury tu wypisują? Dyskretnie przysłuchiwał się siedzącym niedaleko czwartorocznym. Tak jak podejrzewał, zgryźliwie komentowali artykuł, nawet nie podważając jego prawdziwości. Żal mu było jego własnych współdomowników. Czasami zastanawiał się, jak takie naiwne stworzenia trafiły do jego domu.

Jego wzrok jakby automatycznie spoczął na wejściu do Wielkiej Sali w momencie w którym wkroczyły do niej dwie postacie. Granger i Potter. Gdzieś w głębi duszy coś mu podpowiadało, że czegoś brakuje. W skupieniu obserwował, jak większość z obecnych uczniów wlepia przestraszony wzrok w swojego bohatera. Chociaż... Nie wszyscy wyglądali na przestraszonych, niektórzy sprawiali wrażenie złych, inni parskali z pogardą na jego widok, a on jedynie spokojnie obserwował.

Gdy Potter wraz z Granger zajęli swoje miejsce przy stole, jakiś chłopak podszedł do niego i rzucił przed nim egzemplarz proroka. Malfoy w skupieniu obserwował emocje ukazujące się na twarzy Pottera, gdy ten czytał artykuł. Od niedowierzania, przez złość, aż do wszechogarniającej wściekłości. Obserwowanie go było doprawdy ciekawym zajęciem. Nie zdając sobie sprawy z utkwionych w nim zaciekawionych spojrzeń Pansy i Blaise'a, przyglądał się gniewnej wymianie zdań pomiędzy Gryfonami. Sala ucichła na tyle, że mógł słyszeć każde słowo wychodzące z ich ust. Największym szokiem było zobaczyć zachowanie Weasleya. Ledwo udało mu się zapanować nad mimiką twarzy, gdy zobaczył jakim spojrzeniem rudzielec obdarza zszokowaną dwójkę.

Zaraz potem wyszedł w towarzystwie wspomnianego wcześniej chłopaka, a Granger zaniosła się płaczem pocieszana przez Chłopca Który Przeżył. Doprawdy ciekawe... Najwidoczniej Święta Trójca się rozpada... Zastanawiając się nad tym co zobaczył, zauważył jak Potter podnosi wzrok patrząc w jego stronę. W pierwszej chwili poczuł wielką chęć, aby uśmiechnąć się do niego pogardliwie, lecz zdusił ją w zarodku. Jakim frajerem by nie był, był on jednak przepustką do lepszego świata, tak więc, trzeba było nadal trzymać się swojego planu. Powoli skinął mu głową w geście przywitania i widząc szok odbijający się w jego oczach, szybko odwrócił spojrzenie. Jego oczy zetknęły się z nic nierozumiejącymi oczami przyjaciół.

-Będziesz musiał nam to wytłumaczyć-wyszeptał Zabini wpatrując się w niego z dziwnym wyrazem twarzy.

-Koniecznie-dodała Parkinson.

I tak miał im powiedzieć... Tylko jakoś nie miał okazji. Dzisiaj jednak, gdy tylko znajdą ustronne miejsce, z pewnością skorzysta z podzielenia się z nimi swoimi planami. W gronie innych osób było to zbyt niebezpieczne.

Widząc, że większość osób już pośpieszyła na swoje lekcje Draco wskazał ruchem dłoni na wyjście i wraz z przyjaciółmi ruszył na numerologię. Zazwyczaj strasznie uważał na tej lekcji, w końcu był to jeden z jego ulubionych przedmiotów, jednak dzisiaj nie miał do tego głowy. Cały czas po głowie chodziły mu najróżniejsze obawy. Czy jego plan się powiedzie? Czy w jakikolwiek sposób uda mu się przekonać do siebie Pottera? Czy zostało im dużo czasu? Czy uda mu się ocalić zarówno siebie, Blaise'a, Pansy, jak i swoją matkę? Bał się. Po raz pierwszy w swoim życiu, cholernie bał się wszystkich tych odpowiedzi. Był jednak Malfoyem, a Malfoyowie nigdy nie dają poznać po sobie, że czegokolwiek się boją. Zawsze muszą być opanowani i dumni. Jeśli mu się nie uda, spróbuje uciec na własną rękę. Wszystko, byle nie skończyć jako śmierciożerca... Zabini i Parkinson podzielali jego zdanie. Mieli odłożone awaryjne pieniądze w razie gdyby musieli uciekać. Znali zaklęcia maskujące, zmieniające wygląd, jak i także zacierające ślady. Wykorzystają to jednak dopiero wtedy, gdy będą wiedzieli, że nie mają innej szansy. Tylko wtedy... A na razie, były jeszcze jakieś nadzieje. Co prawda znikome, ale były...

Na dzisiejszej lekcji musieli obliczyć liczbę swojej ekspresji wewnętrznej. Ledwo skupiając się na tym co robi napisał na kartce swoje imię i nazwisko wyliczając znaczenie.




DRACON MALFOY
491365 413667
Następnie wyliczył sumę liczb odpowiadającą wszystkim samogłoskom imienia i nazwiska. 

1616{14}
1,4{5}

Nie chcąc, aby nauczycielka zrzędziła mu pod nosem, przepisał od razu znaczenie.

Piątka oznacza brak wewnętrznej stabilności i równowagi, którą zazwyczaj ukrywają przed światem za pomocą maski.Wskazuje na niepewność. Piątki interesują się wieloma rzeczami, lecz nie potrafią im się doszczętnie poświęcić. Są energiczne, gotowe do podjęcia ryzyka, potrafią być jednak zarozumiałe, nieodpowiedzialne, wybuchowe i niecierpliwe.

Wierutne kłamstwa, prychnął. Malfoyowie nie są ani wybuchowi, ani niecierpliwi.. no może trochę, ale na pewno nie są zarozumiali. Tak mówią tylko osoby, które zazdroszczą im intelektu. Mrucząc coś pod nosem odniósł pracę dla pani profesor Vector, i zgarniając swoje podręczniki wyszedł z klasy zmierzając w kierunku sali w której miała odbyć się następna lekcja. Starożytne runy...


Wybrał ten przedmiot tylko dlatego, bo pozostałe opcje nie napawały go optymizmem. Kto by chciał się uczyć na przykład mugoloznawstwa lub wróżbiarstwa? Może i profesor Babbling nie była zbyt żywiołowa, ale tłumaczyła bardzo szczegółowo, i naprawdę potrafiła zaciekawić. Jednak tym razem naprawdę nie potrafił skupić się na żadnym słowie, które wypowiadała. Następną lekcje mają wraz z Gryfonami.. Musiał coś zrobić, chociażby nawiązać do głupiej wymiany zdań. Cokolwiek!



Nawet nie zauważył w którym momencie nastąpił koniec lekcji. Z lekką irytacją spojrzał na notatki w swoim zeszycie. Było ich zaledwie dwa zdania... Będzie musiał później przeczytać ten temat w dormitorium, teraz ma ważniejsze sprawy na głowie.

Zanim dotarł do chatki tego przerośniętego olbrzyma zauważył, że coś jest nie tak. Potter samotnie stał na obrzeżu grupy starając się nie zwracać uwagi na śmiejącego się obok Rona, który rozmawiał o czymś z wcześniej widzianym w Wielkiej Sali chłopakiem. Widać było, że Potter ledwo powstrzymuje się, aby coś powiedzieć. Dłonie zaciśnięte w pięści zwiesił wzdłuż ciała, a twarz przybrała obojętną maskę, chociaż oczy wręcz płonęły ze złości. Najwidoczniej nasz "bohater" nie lubił być ignorowany, pomyślał Draco z przekąsem. Niby przypadkiem znalazł się kawałek dalej, po jego prawej stronie kątem oka obserwując rozwój sytuacji. I właśnie wtedy nadszedł Hagrid. Instynktownie zerknął na trzymane w jego wielkich łapach pudło, którego zawartość wydawała dziwne piszczące dźwięki.

-Witam kochaneczki!-krzyknął tubalnym głosem, z zaczerwienionymi z podniecenia policzkami stawiając pudło tuż przed ich stopami.-Dzisiejszego dnia... zapoznam was z tymi no...słodkimi Szczuroszczetami. Nazwa, jak najbardziej odpowiada ich wyglądowi. Nie bójcie się, nie gryzą o ile się ich nie zdenerwuje. Są naprawdę łagodne-z czułością pogładził pudło zerkając na wszystkich z szerokim uśmiechem.-Ale cholibka! Prawie bym no zapomniał, o najważniejszym! Czy ktoś wie dlaczego, są tak przydatne dla czarodziejów?

Wszyscy wpatrywali się w niego tępym wzrokiem. Niby dlaczego miałoby to kogokolwiek obchodzić? Malfoy osobiście żadnego zwierzęcia nie darzył szczególną sympatią. Olbrzym jednak nie zraził się brakiem odpowiedzi i żywiołowo kontynuował.

-Zjedzenie ich marynowanej narośli zwiększa odporność na uroki i zaklęcia, lecz przedawkowanie może spowodować dość nieprzyjemne skutki. No a teraz może ktoś ma jakieś pytanka??-olbrzym wyglądał tak żałośnie, że pewnie wszyscy poczuli przymus zadania jakiegokolwiek.

Potter odchrząknął i posyłając olbrzymowi przyjazdy uśmiech, zadał pytanie.

-Jak wyglądają te nieprzyjemne skutki?

-Dobre pytanie Harry. Otóż może spowodować, że uszy porosną fioletowymi włosami.

Każdy z obecnych wzdrygnął się wyobrażając sobie taką sytuację. Zgroza, zgroza!

-Ale nie macie czego się bać.. To, kto chce zobaczyć te słodziaki?-wyglądając jakby zaraz miał zemdleć z euforii, powoli otworzył pudło, które gwałtownie zatrzęsło się i małe stworzonka przypominające szczury, z dziwną naroślą na grzbiecie, wyskoczyły na zewnątrz.


Draco skrzywił się z obrzydzeniem obserwując te "niby" szczury. Kilka dziewczyn odskoczyło z głośnym piskiem i odbiegło, stanowczo za daleko od grupy. Hagrid uszczęśliwiony wypuszczeniem pupilków, klasnął z zadowoleniem w dłonie i zawrócił do swojej chaty informując uczniów, że pójdzie teraz po jedzenie, aby mogli nakarmić jego małe potworki,. 

Jakby tylko czekając na ten moment, towarzysz Weasleya zmierzył Pottera szyderczym spojrzeniem. Malfoy przysunął się odrobinę chcąc podsłuchać, o czym mówią.

-Ten Potter to ma tupet... Jak gdyby nigdy nic staje w twoim pobliżu.. Na twoim miejscu to po prostu wygarnąłbym mu to, jak Cię traktował.- Powiedział nawet nie starając się ściszyć głosu.

Potter spiął się gwałtownie z całych sił starając się zapanować nad sobą. Nie miał zamiaru zmuszać Hagrida, aby wlepił mu szlaban za bójkę na lekcji. Co zapewne musiałby zrobić nawet jeśli by tego nie chciał. Zasady były ważne. Słysząc skrzekliwy śmiech swojego byłego przyjaciela wzdrygnął się mimowolnie, czując jak jego wnętrzności skręcają się dość boleśnie. 

-Wszyscy go traktują, jak jakiegoś księcia. A tymczasem to tylko zwykły tchórz nad którym pastwi się własna rodzina. Przynajmniej oni wiedzą, jaki jest beznadziejny. Nie dziwie im się, że...

-ZAMKNIJ SIĘ!!- Wrzasnął czując ogarniającą go furię. 

Odwrócił się gwałtownie w jego stronę i nie zwracając uwagi na zszokowane spojrzenia reszty zgromadzonych wokół uczniów, zacisnął pięści ostatkiem sił powstrzymując się przed rzuceniem na chłopaka. 

-Nic o mnie kurwa nie wiesz! Nic, rozumiesz?!- Wysyczał nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak groźnie teraz wyglądał. 

Draco poczuł dreszcz strachu na widok jego dzikiego spojrzenia. Nigdy nie chciałby się znaleźć  na drodze osobie, która tak wygląda. Czuł jak powietrze wokół gęstnieje i z zaciekawieniem zaobserwował przestraszone twarze poniektórych. Jeśli tak dalej pójdzie, naprawdę wezmą Pottera za kogoś potencjalnie niebezpiecznego... To było niepokojące. Lecz tylko upewniło go, co do swojej decyzji. Potter nie był tchórzem, a zły... Zły potrafił być naprawdę groźny. Mimowolnie poczuł do niego cień szacunku, lecz niemal od razu skrzywił się z obrzydzeniem. Do czego to doszło? Malfoy komplementujący Złotego Chłopca... 

Zastanawiał go jednak powód jego wybuchu. Nie spodziewał się, że ktoś tak ostro może zareagować na wzmiankę o swojej rodzinie. I co miało znaczyć, że się nad nim pastwią? Mniejsza z tym.. Wyglądało na to, że prowodyr po początkowym szoku, ponownie postanowił coś wtrącić. Wiedział, że jeśli pozwoli mu wypowiedzieć chociaż jedno słowo, Potter wybuchnie.. Jego samokontrola i tak już wisiała na włosku.

Badawczym wzrokiem rozejrzał się dokoła, i właśnie wtedy zauważył krzątającego się pod nogami chłopaka Szczuroszczeta. Starając się postępować, jak najdyskretniej, powoli wyciągnął różdżkę i pod nosem wymamrotał zaklęcie. Szczuroszczet pisnął, gdy jakaś niewidzialna siła uniosła go i popchnęła na nogi chłopaka. Jak można się było spodziewać, niemal od razu z głośnym warknięciem, wgryzł się w jego stopę. 

Zanim chłopak zdążył odpowiedzieć Potterowi jakąś ciętą ripostą, wrzasnął z bólu i zaczął skakać na jednej nodze, próbując odczepić stwora, który tylko mocniej wbił w niego swoje zęby. 

-AAA! Zabierzcie to! Zabierzcie to ode mnie!!! AAAA!- Zaczął wrzeszczeć, i w tym właśnie momencie wkroczył Hagrid. 

Malfoy nie mógł się już dłużej powstrzymać przed parsknięciem śmiechem. Zarówno Potter, jak i Weasley spojrzeli w jego kierunku. 

-Ten twój, pożal się Boże nowy przyjaciel,  powinien lepiej patrzeć, gdzie stawia stopy.. Wiewióro..- Powiedział, nawet nie starając się ukryć ironii w swoim głosie. 

Zmierzył Weasleya pogardliwym uśmieszkiem, i mimowolnie zerkając na wyprowadzonego z równowagi Pottera, odwrócił się wolno kierując w stronę zamku. 

Harry miał mętlik w głowie. Czy tylko się przesłyszał, czy naprawdę Malfoy praktycznie przyznał się do poszczucia Seamusa? Ale dlaczego miałby to zrobić? Bijąc się z myślami, spojrzał na stojącego obok Rona, który najwyraźniej niezbyt pozytywnie zniósł nową informację.

-Jeszcze tego pożałujesz, Malfoy!!-Wrzasnął ze złości niemal plując śliną dokoła. 

Nie mógł uwierzyć, że Ron powiedział Seamusowi o tym, jak traktowała go jego rodzina. Nie wierzył, że byłby do tego zdolny. A jednak... Jak bardzo musiał go znienawidzić skoro odważył się zdradzić, tak ważną dla niego tajemnicę? To nie było rzecz, o której można od tak po prostu rozmawiać z kimkolwiek.. Tym razem, naprawdę przegiął.

-Ron możemy porozmawiać?- Harry postanowił dowiedzieć się, o co chodzi. 

Chłopak spojrzał się na niego z taką pogardą, że następne słowa stanęły mu w gardle. 

-Nie mamy o czym, Potter.- Wysyczał po raz pierwszy zwracając się do niego po nazwisku.

Odniósł wymierzony cel. Harry cofnął się zszokowany słysząc jego słowa. Jego serce zakłuło boleśnie, a oczy gwałtownie zapiekły. Nie miał jednak zamiaru płakać. Nigdy sobie na to nie pozwalał. 

-Czemu zachowujesz się w ten sposób? Przecież nigdy taki nie byłeś?- Wykrztusił kompletnie nie wiedząc, co ma robić w takiej sytuacji. Nie spodziewał się, aż takiej wrogości. 

Rudzielec spojrzał na niego tylko z ironicznym uśmieszkiem. 

-Nigdy nie byłem jaki, Potter? Znudziło mi się bycie twoim służącym.. Zawsze tylko: Ron mógłbyś zrobić to i tamto. Koniec z tym! Ktoś wreszcie powinien Ci uświadomić, że nie tylko ty jesteś wyjątkowy.. Ja także ryzykowałem karkiem starając się wyciągnąć Cię z  opresji. Lecz to właśnie ty zwijałeś całą chwałę dla siebie. Ha! Beze mnie do niczego byś nie doszedł. 

Zanim zdążył ogarnąć się z szoku, Ron odwrócił się do niego plecami i ruszył z powrotem do zamku. Harry stał przez chwilę próbując ogarnąć to co właśnie usłyszał. Przecież Ron znał go. Wiedział, jak bardzo nie lubi swojej sławy.. Czemu miałby sugerować... Wzdychając zauważył, że niemal wszyscy uczniowie zniknęli już w zamku, więc nie mając innego wyboru, także się tam skierował. Zbliżała się pora obiadu, więc zdecydował się iść do Wielkiej Sali. Miał wrażenie jakby jego nogi zrobiły się przynajmniej dziesięć kilo cięższe. Każdy kolejny krok sprawiał mu więcej kłopotów. Czuł się, jak słoń w składzie porcelany. Do tego zaczynała go pobolewać głowa.

Starając się nie zwracać uwagi na wbite w niego spojrzenia powoli zbliżył się do swojego miejsca z niepokojem zauważając, że  nigdzie nie dostrzega Hermiony. 

-Powiedziała, że źle się czuję i dzisiaj zrezygnuje z kolacji- usłyszał delikatny głos tuż koło swojego prawego ucha. 

Odwrócił się zaskoczony, lecz już po chwili uśmiechnął się widząc siedzącą tuż obok Ginny. 

-Martwię się o nią.- Wyznał wiedząc, że przyjaciółka zrozumie, o co chodzi. 

Ginny momentalnie posmutniała.

-Ja też... Kompletnie nie wiem co wstąpiło w Rona. Nigdy nie był taki... arogandzki.

Harry przytaknął smutnym kiwnięciem głowy. 

-W całej szkole krążą już plotki na wasz temat. Każdy zastanawia się, czy to koniec ''Świętej Trójcy''- powiedziała ze zgorzknieniem.- Czasami przerażają  mnie historie, które potrafią wymyślić. 

-Nawet nie chce wiedzieć...- Stwierdził Harry zabierając się za swoje jedzenie. 

Nie obchodziło go, że żołądek protestował przeciwko jakiemukolwiek pożywieniu. Nie miał zamiaru wymykać się nocą do kuchni, gdy nagle obudzi go głód. 

-Co robisz po obiedzie?

Harry zastanowił się przez chwilę. Nie miał siły wracać do dormitorium. Nie wtedy, gdy wiedział, że natknie się tam zarówno na Rona, jak i na Seamusa, który pewnie zdąży wrócić już ze skrzydła szpitalnego. Nie chciał też znosić tych wszystkich wlepionych w niego spojrzeń. 

-Do kolacji chyba zostanę w bibliotece- zdecydował.- Później i tak będę muszę iść do Dumbledora..

Ginny zaskoczona zmarszczyła brwi.

-Do Dumbledora? Coś się stało?

-Nic takiego.. Po prostu chce ze mną o czymś porozmawiać. Pewnie chodzi o sprawy Zakonu..

Harry miał nadzieję, że dziewczyna nie będzie drążyć tematu. 

-Ach, w porządku. Chcesz to mogę dotrzymać Ci towarzystwa w bibliotece- zaproponowała wielkodusznie klepiąc go po ramieniu. 

-Wolałbym jednak pobyć trochę w samotności.- Powiedział starając się nie zabrzmieć zbyt niemiło.- Rozumiesz, muszę sobie poukładać kilka rzeczy..

Ginny uśmiechnęła się uspokajająco. Naprawdę potrafiła być wspaniałą przyjaciółką. Przynajmniej po tym, jak minęła jej faza fascynacji jego osobą. Zaliczyli jeden pocałunek, jednakże dla Harrego była prawie jak siostra. Źle się czuł wykorzystując ją w ten sposób. Po początkowym odrzuceniu Ginny także to zrozumiała, i na powrót wrócili do przyjaźni.  A w tej chwili, naprawdę wdzięczny był za jej wsparcie. 

-Rozumiem, Harry. W razie potrzeby wiesz, gdzie mnie szukać.

Ginny podniosła głowę i rozejrzała się dokoła. 

-Harry, mam do ciebie pytanie.

Harry zamruczał coś, przeżuwając następnego pieroga. 

-Pokłóciłeś się dzisiaj z Malfoyem? 

Z zaskoczenia prawie wypluł zawartość  swojej buzi na stół. Powoli przełknął wszystko, po czym spojrzał na nią z pytającym wyrazem twarzy.

-Nie. Dlaczego pytasz?

Ginny zmrużyła oczy wpatrując się w równolegle położony stół. 

-Ponieważ ani na chwilę nie odrywa od ciebie spojrzenia.


~o~

Gdy tylko doszedł do swojego miejsca w Wielkiej Sali, pochylił się nad uchem Pansy i wyszeptał, aby po kolacji spotkali się przy łazience prefektów. Wiedział, że przekaże to Zabiniemu. Zbyt podejrzane by było gdyby zaczął szeptać do każdego z nich. 

-Jak tam najświeższe wieści ze świata?- Zapytał uśmiechając się ironicznie. 

-Chyba już wszyscy wiedzą o tym, jak załatwiłeś Finnigana- poinformowała go Parkinson. 

Malfoy prychnął jedynie pod nosem, przy okazji odnotowując sobie nazwisko chłopaka. Siedząc idealnie prosto, sięgnął po sztućce zatapiając zęby w jednym z pierogów. Truskawkowe, jego ulubione. Oczywiście nigdy się nikomu do tego nie przyzna. W milczeniu jedli swoje porcje czekając na moment w którym będą mogli wreszcie pogadać o ważniejszych sprawach. Draco przy okazji wpatrywał się w stół Gryfonów uważnie śledząc poczynania Złotego Chłopca. Wyglądał jeszcze gorzej niż zazwyczaj, pomyślał z niesmakiem. Zero ogłady.. Ubrania jakby ktoś mu je z gardła wyciągnął, i jeszcze te włosy.. Chyba nigdy nie widziały szczotki. Nie wiedział co ludzie w nim widzieli. 

Uważnie prześledził wzrokiem jego sylwetkę, gdy dostrzegł badawcze spojrzenie Weasleyówny. Powstrzymał się przed krzywym uśmieszkiem rzucając jedynie prowokujące spojrzenie. Otworzyła usta najwidoczniej mówiąc coś do Złotego Chłopca, ponieważ już po chwili wzrok Pottera spotkał się z jego.

Nie odwrócił głowy stawiając sobie za punkt honoru, aby wytrzymać ten kontakt wzrokowy. Poczuł dziwny dreszcz pod wpływem tego intensywnego spojrzenia, tak innego, gdy nie było podkreślone nienawistym grymasem twarzy. To Potter pierwszy odwrócił wzrok wyraźnie skonfundowany. Czując lekką satysfakcję, powoli podniósł się z ławy i rzucając Pansy znaczące spojrzenie, ruszył w kierunku wejścia. 

Natychmiast skierował się pod łazienkę prefektów. Po jakichś dziesięciu minutach zauważył dwie nadchodzące postacie.

-Partfikus- wypowiedział hasło znikając we wnętrzu łazienki, lecz pozostawiając także otworzone przejście. 

Gdy tylko postacie wkroczyły do środka, przejście zamknęło się, a Draco uniósł różdżkę nakładając na pomieszczenie zaklęcie maskujące i wyciszające. 

-Są jakieś wieści?- Zapytał bez ogródek starając się zapanować nad nieprzyjemnym uczuciem ogarniającym jego ciało. 

Dziewczyna z westchnieniem oparła się o pobliską ścianę. Całe opanowanie i dumnie wyprostowana sylwetka niemal od razu z niej spłynęły, ukazując zmartwioną, wymęczoną kobietę. 

-Czarny Pan zdecydował się naznaczyć wszystkich przed upływem miesiąca. 

Te słowa wstrząsnęły nim dogłębnie. Miał o wiele mniej czasu niż wcześniej przypuszczał. Niecały miesiąc... Na tę myśl zrobiło mu się słabo. Cofnął się trzy kroki, opierając o pobliski zlew. Jego obojętna maska załamała się ukazując jego prawdziwe oblicze. Oczy błyszczące gorączką, trzęsące się wargi, zrezygnowany wyraz twarzy. 

-Nie wiem, czy mój plan się powiedzie. Nie w tak krótkim czasie...

Zabini stojący tuż obok Pansy także nie wyglądał zbyt dobrze. Kurczowo zaciskał dłonie na swojej szacie. 

-Jeśli wszystko inne zawiedzie naprawdę będziemy musieli uciekać...

Dziewczyna tępo pokiwała głową. 

-Jeszcze nie powiedziałeś nam, na czym polega twój plan.- Przypomniała zerkając na niego z cieniem nadziei w oczach. 

Draco wziął głęboki wdech przygotowując się na to co miał powiedzieć. 

-Chce przygarnąć Pottera na naszą stronę. Tylko dzięki niemu, uda się nam zdobyć jakąkolwiek pomoc. 

Zabini pokiwał głową w zrozumieniu, nawet nie starając się podważyć jego planu. Wiedzieli, że to jedyny sposób. 

-Jak zamierzasz to zrobić?-Zapytał jedynie. 

Draco zastanowił się przez chwilę. Skoro zwykłe zainicjowanie rozmowy nie działało, może podziała powiedzenie wszystkiego prosto z mostu? Raz w życiu musi przełknąć swoją dumę, nie miał czasu na roztrząsanie tej kwestii w momencie, gdy Czarny Pan szykował się do naznaczania. Trzeba było działać, i to natychmiast.  

-Mam już pewien pomysł.- Powiedział mając nadzieję, że to im wystarczy. 

Najwyraźniej tak było, bo nic więcej nie powiedzieli. Ich twarze ponownie przybrały nieprzystępny wyraz i kiwnąwszy głową zbliżyli się do drzwi. 

-Mam nadzieję, że się uda- wyszeptała Pansy i po chwili już ich nie było. 

Draco oderwał się od zlewu i znosząc zaklęcia odczekał kilka minut po czym skierował się do sowiarni. Niezauważony przez nikogo dotarł na miejsce wyciągając z szaty kawałek pergaminu, pióro i atrament. Stanął przy parapecie i ze zdeterminowaniem położył przed sobą pergamin nakreślając pierwsze słowa. Postanowił poprosić Pottera o spotkanie. Wiedział, że to ryzykowne posunięcie, i że pewnie nie zjawi się sam. W końcu, kto by się zjawił, gdy jego największy wróg prosi o spotkanie w ustronnym miejscu. Jednak to była jego ostatnia szansa. Miał nadzieję, że gryfońska ciekawość nie pozwoli mu do końca odrzucić propozycji. 

Gdy tylko skończył pisać, na jego ramieniu z gracją pojawiła się sowa, niemal od razu wystawiając nóżkę do przodu. Z czułością zerknął na swojego puchacza i ignorując nieprzyjemne uczucie ściskające mu żołądek, zwinął pergamin szybko przywiązując go do nóżki zwierzęcia. 

-Do Harrego Pottera- powiedział, karmiąc ją sowim przysmakiem.- Dostarcz ją jutro przy śniadaniu.

Sowa spojrzała na niego mądrymi oczami, po czym zerwała się z jego ramienia, aby wylądować na grzędzie kawałek dalej. Pochyliła główkę i schowała ją pod swoim skrzydłem zapadając w sen. 

Draco wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę rozważając, czy aby na pewno dobrze postąpił, po czym wolnym krokiem skierował się do swojego dormitorium. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie po jego myśli. 
_____________________________________________

Betowane przez: Nanni Chan <3

*Tajemnice

** Niesieni tłumem, kierowani nim
    Przez tłum wciągani
    Zgniatając się nawzajem
    Kiedy nagle odwracam się
    Walczę i wykrzykuję
    I krzyczę z bólu, i złości, i wściekłości
    I płaczę...

(Teksty z piosenek francuskiej piosenkarki Edith Piaf)
(Piosenka pt. La Foule)

Najpierw chciałabym podziękować za tak dużą ilość wejść W ciągu tych kilku dni odwiedziliście bloga już 900 razy. ( Stówki nie liczę, bo to było zanim dodałam jakikolwiek post.)
Następnie chciałabym poinformować (po raz kolejny) że jestem wdzięczna za wasze komentarze. Z każdym kolejnym bardziej się motywuje, tak więc starajcie się je pisać dalej :D

I oczywiście prosiłabym o wytykanie mi wszystkich błędów jakie przyuważycie.

A tak przy okazji.. Mam zamiar trochę tu namieszać jeśli chodzi o niektóre postacie. Największe zmiany będą jednak dotyczyć Gryffindoru. A w szczególności Rona. Jeśli więc, ktoś nie może znieść myśli iż rudzielec może być "złą" postacią.. Z góry przepraszam, ale nie mam zamiaru tego zmieniać :D