Chapter 2
Complications*
Allez venez!
Vous asseoir a ma table,
Il fait si froid dehors.
Venez dans mon royaume,
Je soigne les remords.**
Po pojawieniu się pani Pomfrey, niemal natychmiastowo, każda stojąca na korytarzu osoba została oddelegowana do swojej klasy. Kobieta z przerażeniem zerkając na czarnowłosego chłopaka podtrzymywanego przez Weasleya i Granger szybko wyczarowała nosze unoszące się kawałek na ziemią, i kazała położyć na nich zemdlałego chłopca. Następnie szybkim krokiem ruszyła do skrzydła szpitalnego z depczącymi jej po piętach przyjaciółmi chłopaka.
-Panno Granger, Panie Weasley myślę, że wasza obecność tutaj nie jest konieczna- powiedziała, gdy tylko przekroczyli drzwi skrzydła szpitalnego.-Prosiłabym was o jak najszybszy powrót na zajęcia. Pan Potter jest pod dobrą opięką..
-Ale..-Hermiona miała zamiar zaprotestować. Przecież nie mogą zostawić Harrego samego.
-Żadnych, ale panno Granger...-Kobieta spojrzała na nią wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.-Proszę opuścić skrzydło...W trybie natychmiastowym-dodała po chwili nie widząc żadnej reakcji.
Przyjaciele wreszcie skapitulowali wracając na zajęcia. Zapowiedzieli jednak, że zjawią się od razu po obiedzie.
Kobieta pokręciła głową zaaferowana i szybko przelewitowała Pottera na jedno z pobliskich łóżek. Przebiegając różdżką kilka razy wzdłuż ciała chłopaka z niepokojem zmarszczyła brwi. Coś było nie tak.. Jeszcze raz przebiegła różdżką w tą, i z powrotem coraz bardziej podenerwowana. Szybkim krokiem skierowała się do swojego biura wrzucając do pobliskiego kominka garść proszku i wsadzając doń głowę.
-Albusie..-Zdążyła jedynie powiedzieć zaniepokojona, gdy wtem Dumbledore zniknął i pojawił się w jej gabinecie.
-Czy coś się stało, Poppy?
Kobieta nerwowo wycofała się z kominka.
-Myślę, że Czarny Pan ponownie próbował zaatakować umysł pana Pottera.
Rysy dyrektora szkoły stwardniały.
-Wiedziałem, że prędzej czy później przystąpi do bardziej otwartego ataku- wymamrotał szybko kierując się za nią w stronę leżącego na jednym z łóżek młodzieńca.- Jak wielkie szkody wyrządził ten atak, Poppy?
Czarownica jeszcze raz przejechała różdżką nad ciałem chłopaka.
-Wygląda na to, że nie ma poważniejszych uszkodzeń. Jednakże wyczuwam dziwną aurę dokoła jego blizny. Nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym Albusie. Myślę, że tym razem Czarny Pan nie tylko próbował włamać się do jego umysłu, ale zrobił coś jeszcze.
Dumbledore w zamyśleniu pogładził swoją długą, siwą brodę.
-Mówimy o Voldemorcie. Nie możemy być pewni niczego, co ma z nim związek.-Wzdychając głośno, ze smutkiem omiótł wzrokiem leżącą postać.-Biedny chłopiec... Myślę, że niedługo dowiemy się czemu ma służyć ta anomalia.
Pani Pomfrey ze smutkiem pokiwała głową zerkając na czarodzieja. Od dawna nie widziała go tak przygnębionego. Wyglądał na o wiele starszego niż zazwyczaj.
-Wezwę cię niezwłocznie Albusie, gdy tylko chłopak się obudzi.
-Będę czekać na wieści.-Dyrektor pokiwał głową na pożegnanie i rzucając ostatnie zmartwione spojrzenie, aportował się z powrotem do swojego gabinetu.
Pani Pomfrey jednym ruchem różdżki rzuciła zaklęcie czyszczące i odgarnęła z czoła długie czarne kosmyki przyglądając się zaczerwienionej bliźnie.
-Biedne dziecko..- Wyszeptała przejęta, przywołując kilka potrzebnych eliksirów.
Eliksir pieprzowy na wzmocnienie, inny na uzupełnienie krwi i przeciwbólowy. Wszystkie trzy położyła na komodzie koło łóżka i zawróciła do swojego biura, chcąc znaleźć więcej informacji na temat rzekomej aury, która otaczała bliznę Chłopca-Który-Przeżył. Miała złe przeczucia.
Ron uśmiechnął się lekko ręką wskazując jeszcze dwie pozostawione na szafce fiolki.
-Myślę, że powinieneś to wypić.. O ile ci się poszczęści, może stara Pomfrey wypuści cię do dormitorium. Wszyscy wiemy jak nie lubisz szpitali.
Harry wzdrygnął się lekko. Coś za często tu lądował. Czasami zaczynał myśleć, że krąży nad nim jakieś fatum. Nie było miesiąca w którym choć raz nie wylądował w skrzydle szpitalnym. A to z powodu quiddlicha, a to z powodu Voldemorta, albo nawet głupich żartów Malfoya. Co prawda ta trzecia opcja chyba się ostatnio zużyła. Zresztą nie ważne.. Po prostu oddałby wszystko, aby móc stąd dzisiaj wyjść. Miał nadzieję, że Pomfrey nie będzie miała nic przeciwko. Jeśli nie liczyć dziwnego uczucia ciążącego na jego bliźnie, czuł się całkiem nieźle.
Szybko wypił pozostałe eliksiry przy okazji krzywiąc się z niesmaku.
-Jak myślicie, będzie można ją przebłagać żebym wrócił z wami do dormitorium?-Zapytał z nadzieją.
Bliźniacy spojrzeli po sobie z uśmiechem.
-Da się zrobić- odpowiedzieli jednocześnie.
Harry poczuł się bardziej uspokojony. Jeśli bliźniacy mówili, że coś da się zrobić, to na pewno coś dało się zrobić. Tylko jedno pytanie strasznie go nurtowało.
-Jak długo byłem nieprzytomny?
Ginny pociągnęła nosem wpatrując się w niego wielkimi błyszczącymi oczami.
-Trzy długie godziny- odpowiedziała miętosząc w ręku chusteczkę.
Harry pokiwał głową w zrozumieniu. To znaczy, że spał o wiele krócej niż po wcześniejszych atakach. Zazwyczaj przesypiał prawie całą dobę... Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy niepokoić. W głębi duszy czuł, że coś jest nie tak. Nie miał jednak zamiaru dzielić się tym przeczuciem z innymi. Nie chciał ich dodatkowo niepokoić.
Niemalże odruchowo uniósł rękę i potarł swoją bliznę, czując coś dziwnego. Jakby prąd energii przepływający pod jego palcami. Ponowił gest i znowu to samo. Przyjaciele spojrzeli na niego zaniepokojeni.
-Harry, czy znowu boli cię blizna?-Zapytała Hermiona, niemal gotowa od razu polecieć po panią Pomfrey.
-Nie- zaprzeczył szybko cofając rękę. Widząc ich niepewne spojrzenia zmusił się do uspokajającego uśmiechu.- Naprawdę mnie nie boli. Po prostu dotknąłem jej, żeby sprawdzić czy wtedy nie zacznie znowu boleć.
Przyjaciół chyba uspokoiła taka odpowiedź, ponieważ po chwili odprężyli się i zaczęli relacjonować co działo się na lekcjach przez ostatnie trzy godziny. Ron nie mógł przeżyć jednego faktu.
-Wiesz, że przez całą transmutację Malfoy nie odezwał się ani słowem?-Rudzielec dosłownie nie mógł uwierzyć w to co właśnie mówił.-Nawet wtedy, gdy specjalnie zamieniłem jego krawat w tchórzofretkę! Rozumiesz?! On po prostu ją odczarował i pracował dalej, jakby myślami był całkowicie gdzie indziej! Kompletnie go nie rozumiem..-Wymamrotał marszcząc brwi w nieukrywanej trwodze.- Wydaje mi się, że coś knuje. Nie może przecież od tak sobie stracić zainteresowania wywyższaniem się nad wszystkimi. Coś wyjątkowo jest na rzeczy, stary. Trzeba będzie go sprawdzić..
Harry zamyślił się przypominając sobie sytuację z lekcji eliksirów. Blondyn na pewno nie zachowywał się normalnie. Ale co miałby zdziałać na takim postępowaniu? Przecież aby wylądować w szeregach Voldemorta, niemal wymagana była nienawiść do wszystkich, a szczególnie do bruneta. Niby co miałby zyskać stając się dla niego milszym?
-Ron przestań gadać głupoty.- Wzburzyła się Hermiona.-Zapomniałeś już, że dopiero co odzyskał przytomność? Czy naprawdę musisz od razu wyskakiwać ze swoimi głupimi pomysłami?
Ron złączył usta w dzióbek wpatrując się w nią z wyrzutem.
-Ale Mionka...
-Żadnych, ale Ronaldzie Weasley. Jeśli jeszcze raz powiesz coś tak absurdalnego, we własnej osobie wyrzucę cię z tego skrzydła.
Rudzielec oklapł lekko wzdychając w zrezygnowaniu. Z Hermioną nikt nie wygra.
-Będę grzeczny- obiecał, na co ona rozluźniła się i posłała Harremu przepraszający uśmiech.
-A czemuż to jest was tutaj tak dużo?!-Donośny głos czarodziejki rozniósł się po pomieszczeniu, gdy pani Pomfrey szybkim krokiem zbliżyła się do łóżka Harrego.
Harry podniósł wzrok akurat w momencie, w którym kobieta ze skupieniem wymalowanym na twarzy przejeżdżała różdżką nad jego głową. Nawet jeśli starała się to ukryć, widać było, że jest nieźle podenerwowana. Zaciskając usta w wąską kreskę powoli opuściła różdżkę i zmierzyła obecnych tak lodowatym spojrzeniem, że każdy z nich mimowolnie cofnął się krok do tyłu.
-Czy byłby ktoś łaskaw wyjaśnić mi, dlaczego bez mojej wiedzy ośmieliliście się odwiedzić pana Pottera?
Hermiona zaskoczona zachowaniem zazwyczaj miłej czarownicy rozszerzyła oczy w zdumieniu.
-Nigdy wcześniej nie trzeba było pytać się o zgodę, proszę pani...-Odpowiedziała lekko zdezorientowana.
A Hermiona rzadko kiedy bywała zdezorientowana. Harry przypatrywał się temu nie wiedząc co myśleć.. Musiało stać się coś naprawdę poważnego, skoro pani Pomfrey zachowywała się w ten sposób. Hermiona chyba także doszła do takiego samego wniosku, bo zerkając z niepokojem na Harrego kazała wszystkim wrócić do dormitorium. Następnie przepraszając panią Pomfrey, także wycofała się ze skrzydła szpitalnego.
Harry zdjęty złym przeczuciem nie potrafił oderwać spojrzenia od krzątającej się dokoła kobiety.
-Pani Pomfrey, czy stało się coś poważnego?-Zapytał nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy,
Kobieta nawet nie zerknęła w jego kierunku. Jakby bała się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Przykro mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć, dopóki nie uzgodnię wszystkiego z dyrektorem.
Czyli jednak coś poważnego, pomyślał Potter czując jak żołądek podchodzi mu pod gardło. Co takiego zrobił mu Voldemort, że potrzebna jest konsultacja z dyrektorem? Czy to co się stało dzisiaj rano nie było tylko zwykłym atakiem na jego podświadomość? Ze strachem powolnym ruchem podniósł dłoń do swojego czoła. Znajoma fala energii przepłynęła pod jego palcami, tym razem wydawała się jednak o wiele groźniejsza.
Pani Pomfrey spojrzała na niego zaskoczona gwałtownym wtargnięciem, lecz gdy zauważyła zakrwawioną rękę Malfoya, szybko ruszyła w jego kierunku ostrożnie sadzając go na łóżku sąsiadującym z Potterem.
Dobrze się złożyło, pomyślał ukradkiem zerkając na sąsiednie łóżko. Zaskoczony zauważył, że Potter nie wyglądał na nieprzytomnego, wręcz przeciwnie. Był całkowicie przytomny i właśnie wpatrywał się w niego z grobową miną obserwując cieknącą po jego ręce krew.
-O...a cóż to Ci się stało, Malfoy?-Zapytał głosem niemal przepełnionym ironią.
Nie miał zamiaru dać się sprowokować. Nie, gdy w grę wchodziła taka ważna sprawa.
-A co martwisz się, Potter?-Zapytał pozwalając, aby mały, krzywy uśmieszek wpłynął na jego usta.
Potter nie odpowiedział wpatrując się w niego w chwilowym osłupieniu. Czy on aby dobrze usłyszał?
-Prędzej o to, że jeszcze nie zdechłeś.- Wywarczał po chwili obdarzając go niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
-Język Potter, jesteśmy w towarzystwie.-Upomniał go Malfoy w głębi duchu gratulując mu ciętej riposty. Może jednak nie był taki głupi.
Harry ostentacyjnie zignorował jego obecność odwracając głowę w inną stronę. Nie miał zamiaru rozmawiać z tym dupkiem, z każdym słowem sprawiał, że miał ochotę zapoznać jego twarz ze swoją pięścią. Och jaka piękna wizja, pomyślał niemal od razu to sobie wyobrażając. Cześć Malfoy, wiesz kogo Ci przedstawię? Panią pięść..BUM..Mam nadzieję, że się polubiliście, bo zdradziła mi, że planuje częste odwiedziny. Na Godryka po raz pierwszy zatęsknił za możliwością sprania mu tyłka.
-Panie Malfoy, proszę się nie wiercić bo nie będę mogła zamknąć rany!- Dość zirytowany głos pani Pomfrey z powrotem zwrócił jego uwagę na Ślizgona.
Blondwłosy siedział na rogu łóżka blady jak ściana, tym razem jednak niczego nie udawał. Powoli zaczynało kręcić mu się w głowie i doszedł do wniosku, że chyba źle wymierzył wielkość rany. Najwyraźniej stracił więcej krwi, niż planował. Harry wpatrywał się w jego pobladłą twarz z zainteresowaniem. Przyszły śmierciożerca boi się widoku krwi? Dość nieprawdopodobne.
Cała trójka jakby kompletnie zapomniała o stojącym niedaleko dyrektorze, który przypatrywał się wszystkiemu w milczeniu. Najbardziej badawczo przyglądał się jednak młodemu Malfoyowi. Już od dłuższego czasu miał pewne przemyślenia, do tego jako potężny czarodziej zdawał sobie sprawę z wielu rzeczy, których inni nie zauważali. Zdecydował się jednak zaczekać i zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie. Doskonale widać było, że Malfoy miał do pana Pottera jakąś sprawę. Mógł nawet domyślić się jaką, zważywszy na list, który niedawno otrzymał od Narcyzy. Co prawda, był naprawdę zaskoczony jego przyjściem, ale przynajmniej na pewien czas rozwiał on jego wątpliwości.
-Gotowe. Teraz panie Malfoy prosiłabym, żeby wypił pan ten eliksir.-Powiedziała wręczając mu fiolkę z bursztynową cieczą.-Pomoże to panu uzupełnić krew, której dużą ilość pan właśnie stracił. Musi pan jednak zostać tutaj przynajmniej do rana. Później poślemy skrzaty po pana piżamę.
Draco pokiwał głową w zrozumieniu. W sumie wyszło mu na dobre, będzie miał czas, aby pogadać z Potterem. Nie żeby się do tego palił...Musiał jednak przekonać go do siebie. Nie miał innego wyboru. W zależności od powodzenia jego planu, ważyły się losy jego i jego matki oraz przyjaciół. Nie było czasu na sentymenty.
Z uczuciem spełnionego obowiązku kobieta odwróciła się z powrotem w stronę dyrektora i młodego Pottera.
-Albusie nie znalazłam żadnych informacji na temat tego co próbował zdziałać Czarny Pan atakując umysł Pottera, ale...-Przerwała gwałtownie odwracając się ponownie w stronę blondyna.
Draco z niewinnością wypisaną na twarzy przyglądał się swoim paznokciom.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać w moim biurze.-Dokończyła spoglądając znacząco w stronę młodzieńca.
-Tak, tak Poppy. Myślę, że to dobry pomysł.-Zgodził się Dumbledore i we dwójkę zniknęli za drzwiami do prywatnej części sali.
Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły Draco podniósł wzrok napotykając wlepione w siebie spojrzenie zielonookiego. Już miał na końcu języka ciętą uwagę, gdy w ostatniej powstrzymał się przed jej wygłoszeniem.
-Znowu w skrzydle szpitalnym co, Potter? Nie nudzi ci się ciągłe lądowanie tutaj?
Nawet jeśli starał się zabrzmieć normalnie, w uszach Harrego wszystko co powiedział Malfoy brzmiało jak obelga.
-A co Cię to obchodzi, Malfoy? Pilnuj swojego nosa..
Draco obrzucił go badawczym spojrzeniem. Widać było, że chłopak nie jest w nastroju na żadną pogawędkę. Wzruszył więc ramionami starając wyglądać obojętnie.
-I co się tak spinasz? Nie można nawet zwyczajnie porozmawiać, jak z cywilizowanym czarodziejem.-Westchnął teatralnie obdarzając go krzywym uśmiechem.
Harry aż wciągnął powietrze z oburzenia.
-Porozmawiać?! A od kiedy ty chcesz ze mną po prostu porozmawiać?! Malfoy, zaczynam myśleć, że ktoś tu wyjątkowo mocno uderzył się w głowę. I na pewno tą osobą nie byłem ja...
Draco naprawdę stracił cierpliwość. Każdy głupi zauważyłby, że się kurwa stara! Gdyby mu nie zależało w ogóle nie zawracałby sobie głowy byciem milszym dla Pottera. Ale zależało mu i kurwa nienawidził, gdy coś szło nie po jego myśli.
-Myśl sobie co chcesz, Potter.-Warknął czując nagły przypływ gniewu.-Ale wybacz, nie mam zamiaru marnować swojego cennego czasu na słuchanie tych bzdur..
Następnie odwrócił się i nie zwracając uwagi na zdezorientowaną minę Pottera, zamknął oczy dopiero teraz czując zmęczenie spowodowane osłabieniem organizmu. Niemal natychmiast zasnął majac głęboko w dupie co Potter miał jeszcze do powiedzenia.
-Panno Granger, Panie Weasley myślę, że wasza obecność tutaj nie jest konieczna- powiedziała, gdy tylko przekroczyli drzwi skrzydła szpitalnego.-Prosiłabym was o jak najszybszy powrót na zajęcia. Pan Potter jest pod dobrą opięką..
-Ale..-Hermiona miała zamiar zaprotestować. Przecież nie mogą zostawić Harrego samego.
-Żadnych, ale panno Granger...-Kobieta spojrzała na nią wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.-Proszę opuścić skrzydło...W trybie natychmiastowym-dodała po chwili nie widząc żadnej reakcji.
Przyjaciele wreszcie skapitulowali wracając na zajęcia. Zapowiedzieli jednak, że zjawią się od razu po obiedzie.
Kobieta pokręciła głową zaaferowana i szybko przelewitowała Pottera na jedno z pobliskich łóżek. Przebiegając różdżką kilka razy wzdłuż ciała chłopaka z niepokojem zmarszczyła brwi. Coś było nie tak.. Jeszcze raz przebiegła różdżką w tą, i z powrotem coraz bardziej podenerwowana. Szybkim krokiem skierowała się do swojego biura wrzucając do pobliskiego kominka garść proszku i wsadzając doń głowę.
-Albusie..-Zdążyła jedynie powiedzieć zaniepokojona, gdy wtem Dumbledore zniknął i pojawił się w jej gabinecie.
-Czy coś się stało, Poppy?
Kobieta nerwowo wycofała się z kominka.
-Myślę, że Czarny Pan ponownie próbował zaatakować umysł pana Pottera.
Rysy dyrektora szkoły stwardniały.
-Wiedziałem, że prędzej czy później przystąpi do bardziej otwartego ataku- wymamrotał szybko kierując się za nią w stronę leżącego na jednym z łóżek młodzieńca.- Jak wielkie szkody wyrządził ten atak, Poppy?
Czarownica jeszcze raz przejechała różdżką nad ciałem chłopaka.
-Wygląda na to, że nie ma poważniejszych uszkodzeń. Jednakże wyczuwam dziwną aurę dokoła jego blizny. Nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym Albusie. Myślę, że tym razem Czarny Pan nie tylko próbował włamać się do jego umysłu, ale zrobił coś jeszcze.
Dumbledore w zamyśleniu pogładził swoją długą, siwą brodę.
-Mówimy o Voldemorcie. Nie możemy być pewni niczego, co ma z nim związek.-Wzdychając głośno, ze smutkiem omiótł wzrokiem leżącą postać.-Biedny chłopiec... Myślę, że niedługo dowiemy się czemu ma służyć ta anomalia.
Pani Pomfrey ze smutkiem pokiwała głową zerkając na czarodzieja. Od dawna nie widziała go tak przygnębionego. Wyglądał na o wiele starszego niż zazwyczaj.
-Wezwę cię niezwłocznie Albusie, gdy tylko chłopak się obudzi.
-Będę czekać na wieści.-Dyrektor pokiwał głową na pożegnanie i rzucając ostatnie zmartwione spojrzenie, aportował się z powrotem do swojego gabinetu.
Pani Pomfrey jednym ruchem różdżki rzuciła zaklęcie czyszczące i odgarnęła z czoła długie czarne kosmyki przyglądając się zaczerwienionej bliźnie.
-Biedne dziecko..- Wyszeptała przejęta, przywołując kilka potrzebnych eliksirów.
Eliksir pieprzowy na wzmocnienie, inny na uzupełnienie krwi i przeciwbólowy. Wszystkie trzy położyła na komodzie koło łóżka i zawróciła do swojego biura, chcąc znaleźć więcej informacji na temat rzekomej aury, która otaczała bliznę Chłopca-Który-Przeżył. Miała złe przeczucia.
~o~
Gdy tylko odzyskał przytomność, poczuł jakby głowa miała mu pęknąć na kilka części. Sycząc z bólu, gwałtownie zamrugał oczami dostrzegając poruszenie wokół łóżka. Szybko jednak je zamknął czując, że jasne światło tylko potęguje ból, który odczuwa.
-Cicho! Harry się obudził- usłyszał znajomy głos i już po chwili poczuł zimny dotyk szklanej fiołki na wargach.
Bez wahania pochłonął zawartość wzdychając z ulgi. Ból ustał. Pozostało jedynie tępe pulsowanie w skroniach. Powoli uchylił powieki i przekonawszy się, że nic mu już nie grozi rozejrzał się dokoła.
Wokół łóżka zgromadziło się sporo osób. Był mocno zdziwiony, że Pomfrey pozwoliła im wszystkim tu przebywać. Zazwyczaj nie wpuszczała więcej niż dwie osoby.
-Jak się czujesz, Harry?-Zapytała stojąca najbliżej Ginny.
-Jakoś...-wymamrotał starając się podnieść na posłaniu.
Po drugiej próbie w jakiś sposób mu się udało i nie musiał na nich wszystkich patrzeć od dołu.
-Co się stało?- Zapytał nie do końca pamiętając całe wydarzenie na korytarzu. Jedyne czego był pewien, to fakt, że zabolała go blizna. Nic więcej nie pamiętał...
Hermiona spojrzała na niego załzawionymi oczami.
-Zatrzymałeś się nagle i zacząłeś syczeć z bólu. Ron i ja złapaliśmy cię w ostatniej chwili zanim upadłeś na ziemię.. I Harry... nie wydaje mi się żeby to znaczyło coś dobrego, ale twoja blizna krwawiła...-Dziewczyna wydawała się naprawdę przejęta.
Harry domyślał się, że cała ta sytuacja nie mogła wyglądać najlepiej. Pewnie nieźle wszystkich przestraszył.
-Herm, posłuchaj.. Wszystko jest w porządku. Pamiętasz? Pani Pomfrey już mnie zbadała. Gdyby coś było nie tak, z pewnością byśmy o tym wiedzieli.
Hermiona nie wyglądała na zbytnio przekonaną, ale uspokoiła się trochę.
-Jak tylko wyjdziemy od ciebie, poszukam czegoś w bibliotece. Jeśli to coś złego, na pewno znajdę coś w książkach.
Cała Hermiona, pomyślał Harry, lecz pokiwał głową na zgodę. Skoro miało to ją uspokoić, niech będzie. Z zaciekawieniem rozejrzał się po twarzach zebranych. Ginny wyglądała jakby wcześniej płakała, tak samo jak Hermiona. Bliźniacy wpatrywali się w niego w zmartwieniu, Ron za to, wyraźnie zbladł pod piegami.
-Stary, nie rób więcej takich scen- wymamrotał siadając ciężko na stojące nieopodal krzesło.- Normalnie myślałem już, że wyzionąłeś ducha..
Mimowolnie zaśmiał się widząc jego poważną minę.
-Na twoje nieszczęście jeszcze żyje-zażartował szturchając go delikatnie w ramię.
Ron uśmiechnął się lekko ręką wskazując jeszcze dwie pozostawione na szafce fiolki.
-Myślę, że powinieneś to wypić.. O ile ci się poszczęści, może stara Pomfrey wypuści cię do dormitorium. Wszyscy wiemy jak nie lubisz szpitali.
Harry wzdrygnął się lekko. Coś za często tu lądował. Czasami zaczynał myśleć, że krąży nad nim jakieś fatum. Nie było miesiąca w którym choć raz nie wylądował w skrzydle szpitalnym. A to z powodu quiddlicha, a to z powodu Voldemorta, albo nawet głupich żartów Malfoya. Co prawda ta trzecia opcja chyba się ostatnio zużyła. Zresztą nie ważne.. Po prostu oddałby wszystko, aby móc stąd dzisiaj wyjść. Miał nadzieję, że Pomfrey nie będzie miała nic przeciwko. Jeśli nie liczyć dziwnego uczucia ciążącego na jego bliźnie, czuł się całkiem nieźle.
Szybko wypił pozostałe eliksiry przy okazji krzywiąc się z niesmaku.
-Jak myślicie, będzie można ją przebłagać żebym wrócił z wami do dormitorium?-Zapytał z nadzieją.
Bliźniacy spojrzeli po sobie z uśmiechem.
-Da się zrobić- odpowiedzieli jednocześnie.
Harry poczuł się bardziej uspokojony. Jeśli bliźniacy mówili, że coś da się zrobić, to na pewno coś dało się zrobić. Tylko jedno pytanie strasznie go nurtowało.
-Jak długo byłem nieprzytomny?
Ginny pociągnęła nosem wpatrując się w niego wielkimi błyszczącymi oczami.
-Trzy długie godziny- odpowiedziała miętosząc w ręku chusteczkę.
Harry pokiwał głową w zrozumieniu. To znaczy, że spał o wiele krócej niż po wcześniejszych atakach. Zazwyczaj przesypiał prawie całą dobę... Nie wiedział, czy ma się cieszyć, czy niepokoić. W głębi duszy czuł, że coś jest nie tak. Nie miał jednak zamiaru dzielić się tym przeczuciem z innymi. Nie chciał ich dodatkowo niepokoić.
Niemalże odruchowo uniósł rękę i potarł swoją bliznę, czując coś dziwnego. Jakby prąd energii przepływający pod jego palcami. Ponowił gest i znowu to samo. Przyjaciele spojrzeli na niego zaniepokojeni.
-Harry, czy znowu boli cię blizna?-Zapytała Hermiona, niemal gotowa od razu polecieć po panią Pomfrey.
-Nie- zaprzeczył szybko cofając rękę. Widząc ich niepewne spojrzenia zmusił się do uspokajającego uśmiechu.- Naprawdę mnie nie boli. Po prostu dotknąłem jej, żeby sprawdzić czy wtedy nie zacznie znowu boleć.
Przyjaciół chyba uspokoiła taka odpowiedź, ponieważ po chwili odprężyli się i zaczęli relacjonować co działo się na lekcjach przez ostatnie trzy godziny. Ron nie mógł przeżyć jednego faktu.
-Wiesz, że przez całą transmutację Malfoy nie odezwał się ani słowem?-Rudzielec dosłownie nie mógł uwierzyć w to co właśnie mówił.-Nawet wtedy, gdy specjalnie zamieniłem jego krawat w tchórzofretkę! Rozumiesz?! On po prostu ją odczarował i pracował dalej, jakby myślami był całkowicie gdzie indziej! Kompletnie go nie rozumiem..-Wymamrotał marszcząc brwi w nieukrywanej trwodze.- Wydaje mi się, że coś knuje. Nie może przecież od tak sobie stracić zainteresowania wywyższaniem się nad wszystkimi. Coś wyjątkowo jest na rzeczy, stary. Trzeba będzie go sprawdzić..
Harry zamyślił się przypominając sobie sytuację z lekcji eliksirów. Blondyn na pewno nie zachowywał się normalnie. Ale co miałby zdziałać na takim postępowaniu? Przecież aby wylądować w szeregach Voldemorta, niemal wymagana była nienawiść do wszystkich, a szczególnie do bruneta. Niby co miałby zyskać stając się dla niego milszym?
-Ron przestań gadać głupoty.- Wzburzyła się Hermiona.-Zapomniałeś już, że dopiero co odzyskał przytomność? Czy naprawdę musisz od razu wyskakiwać ze swoimi głupimi pomysłami?
Ron złączył usta w dzióbek wpatrując się w nią z wyrzutem.
-Ale Mionka...
-Żadnych, ale Ronaldzie Weasley. Jeśli jeszcze raz powiesz coś tak absurdalnego, we własnej osobie wyrzucę cię z tego skrzydła.
Rudzielec oklapł lekko wzdychając w zrezygnowaniu. Z Hermioną nikt nie wygra.
-Będę grzeczny- obiecał, na co ona rozluźniła się i posłała Harremu przepraszający uśmiech.
-A czemuż to jest was tutaj tak dużo?!-Donośny głos czarodziejki rozniósł się po pomieszczeniu, gdy pani Pomfrey szybkim krokiem zbliżyła się do łóżka Harrego.
Harry podniósł wzrok akurat w momencie, w którym kobieta ze skupieniem wymalowanym na twarzy przejeżdżała różdżką nad jego głową. Nawet jeśli starała się to ukryć, widać było, że jest nieźle podenerwowana. Zaciskając usta w wąską kreskę powoli opuściła różdżkę i zmierzyła obecnych tak lodowatym spojrzeniem, że każdy z nich mimowolnie cofnął się krok do tyłu.
-Czy byłby ktoś łaskaw wyjaśnić mi, dlaczego bez mojej wiedzy ośmieliliście się odwiedzić pana Pottera?
Hermiona zaskoczona zachowaniem zazwyczaj miłej czarownicy rozszerzyła oczy w zdumieniu.
-Nigdy wcześniej nie trzeba było pytać się o zgodę, proszę pani...-Odpowiedziała lekko zdezorientowana.
A Hermiona rzadko kiedy bywała zdezorientowana. Harry przypatrywał się temu nie wiedząc co myśleć.. Musiało stać się coś naprawdę poważnego, skoro pani Pomfrey zachowywała się w ten sposób. Hermiona chyba także doszła do takiego samego wniosku, bo zerkając z niepokojem na Harrego kazała wszystkim wrócić do dormitorium. Następnie przepraszając panią Pomfrey, także wycofała się ze skrzydła szpitalnego.
Harry zdjęty złym przeczuciem nie potrafił oderwać spojrzenia od krzątającej się dokoła kobiety.
-Pani Pomfrey, czy stało się coś poważnego?-Zapytał nie mogąc znieść przedłużającej się ciszy,
Kobieta nawet nie zerknęła w jego kierunku. Jakby bała się spojrzeć mu prosto w oczy.
-Przykro mi, ale nie mogę ci nic powiedzieć, dopóki nie uzgodnię wszystkiego z dyrektorem.
Czyli jednak coś poważnego, pomyślał Potter czując jak żołądek podchodzi mu pod gardło. Co takiego zrobił mu Voldemort, że potrzebna jest konsultacja z dyrektorem? Czy to co się stało dzisiaj rano nie było tylko zwykłym atakiem na jego podświadomość? Ze strachem powolnym ruchem podniósł dłoń do swojego czoła. Znajoma fala energii przepłynęła pod jego palcami, tym razem wydawała się jednak o wiele groźniejsza.
~o~
Draco nie wiedział, co ma teraz zrobić. Gdy tylko usłyszał, że Potter trafił do skrzydła szpitalnego, zdjęły go złe przeczucia. Ostatnio jego ojciec był aż nazbyt zadowolony. Z tego co udało mu się podsłuchać podczas wizyt w domowej posiadłości, Czarny Pan musiał znaleźć jakiś nowy sposób na dotarcie do Pottera. Nikt jednak, oprócz samego Czarnego Pana i kilku najważniejszych śmierciożerców, w tym jego ojca, nie wiedział o co chodzi.
Podenerwowany chodził w tą i z powrotem po swoim dormitorium. Jeśli cokolwiek stałoby się Potterowi, to nie tylko straci szansę na zmienienie stron, ale wszyscy inni stracą także szansę na wygranie tej wojny. W końcu Potter był jedynym, który mógł pokonać Czarnego Pana. O zgrozo... Blondyn przystanął na chwilę rozmasowując skronie. Miał nadzieję, że brunetowi nic się nie stało. To zaprzepaściłoby całkowicie jego szanse na odwrót. I nie tylko jego, także Pansy i Blaise'a. W końcu oni także nie mieli zamiaru przejść na "złą stronę mocy". Wzdychając głęboko zastanawiał się, jak może się dowiedzieć w jakim stanie przebywa nasz Bohater, równocześnie nie ściągając na siebie podejrzeń.
Przecież nie może od tak sobie wparować do skrzydła szpitalnego i zapytać się największego wroga, jak się miewa. I tu już nie chodzi nawet o dumę, tylko o zasady! Malfoyowie postępują w wyrafinowany sposób, nie zachowują się jak bezmyślne bestie, taki na przykład Weasley... Przynosi hańbę dla czystokrwistych rodów. Nie potrafi ani się wysłowić, ani w kulturalny sposób spożywać posiłków, nie jest nawet dobry z żadnego przedmiotu. Pfu! Nie jest z żadnego nawet przeciętny! Do tego te piegi.
Malfoy był pewny, że są zaraźliwe.
Wzdychając ciężko zatrzymał wzrok na swoim piórze. Zaraz po lekcjach próbował zabrać się za pisanie referatu na temat eliksiru wielosokowego, jednak nie mógł się skupić na temacie, cały czas zaniepokojony stanem Pottera.
Spojrzał wilkiem na kroplę atramentu spadającego ze stalówki i nagle doznał olśnienia. Skoro nie może po prostu wparować do skrzydła szpitalnego, wejdzie tam jako pacjent. Zadowolony złapał za swoje ulubione pawie pióro, zakończone ostro wykończoną metalową stalówką i zaciskając zęby wbił końcówkę trochę poniżej przedramienia jednym ruchem ciągnąc ją w dół.
Od razu odrzucił pióro na bok, starając się nie klnąc z bólu. Chyba trochę za bardzo się wczuł, stwierdził zerkając na krew wypływającą z dosyć długiej rany. Po niecałej minucie zalała już prawie całą rękę skapując na gołą posadzkę. Wydając z siebie teatralne jęki bólu przekroczył próg swojego dormitorium wpadając wprost na zaskoczonych pierwszaków. Widząc skapującą po jego ręce krew zbledli ze strachu szybko odsuwając się z drogi.
Małe smarkacze, pomyślał. Zupełnie do niczego.. Wolnym krokiem doszedł do ściany odgradzającej pokój wspólny Slytherinu od reszty zamku i mając pewność, że wystarczająco dużo osób zauważyło jego stan, szybko wypowiedział hasło i znalazł się w zimnych korytarzach lochów. Nie musiał już dramatyzować, tak więc zaciskając mocno zęby jak najszybciej skierował się do skrzydła szpitalnego. Gdy tylko dotarł do drzwi, zatrzymał się na chwilę i przywołując lekko nieobecny wyraz twarzy chwiejnym krokiem wkroczył do środka. Nawet jeśli zaskoczyła go obecność Dropsa, nic nie dał po sobie poznać nadal grając swoją rolę. Miał nadzieję, że stracił wystarczająco dużo krwi, aby mógł zostać w skrzydle na dłuższą chwilę, podczas której upewniłby się, że Złotemu Chłopcu nic nie jest.
Pani Pomfrey spojrzała na niego zaskoczona gwałtownym wtargnięciem, lecz gdy zauważyła zakrwawioną rękę Malfoya, szybko ruszyła w jego kierunku ostrożnie sadzając go na łóżku sąsiadującym z Potterem.
Dobrze się złożyło, pomyślał ukradkiem zerkając na sąsiednie łóżko. Zaskoczony zauważył, że Potter nie wyglądał na nieprzytomnego, wręcz przeciwnie. Był całkowicie przytomny i właśnie wpatrywał się w niego z grobową miną obserwując cieknącą po jego ręce krew.
-O...a cóż to Ci się stało, Malfoy?-Zapytał głosem niemal przepełnionym ironią.
Nie miał zamiaru dać się sprowokować. Nie, gdy w grę wchodziła taka ważna sprawa.
-A co martwisz się, Potter?-Zapytał pozwalając, aby mały, krzywy uśmieszek wpłynął na jego usta.
Potter nie odpowiedział wpatrując się w niego w chwilowym osłupieniu. Czy on aby dobrze usłyszał?
-Prędzej o to, że jeszcze nie zdechłeś.- Wywarczał po chwili obdarzając go niezbyt przyjemnym spojrzeniem.
-Język Potter, jesteśmy w towarzystwie.-Upomniał go Malfoy w głębi duchu gratulując mu ciętej riposty. Może jednak nie był taki głupi.
Harry ostentacyjnie zignorował jego obecność odwracając głowę w inną stronę. Nie miał zamiaru rozmawiać z tym dupkiem, z każdym słowem sprawiał, że miał ochotę zapoznać jego twarz ze swoją pięścią. Och jaka piękna wizja, pomyślał niemal od razu to sobie wyobrażając. Cześć Malfoy, wiesz kogo Ci przedstawię? Panią pięść..BUM..Mam nadzieję, że się polubiliście, bo zdradziła mi, że planuje częste odwiedziny. Na Godryka po raz pierwszy zatęsknił za możliwością sprania mu tyłka.
-Panie Malfoy, proszę się nie wiercić bo nie będę mogła zamknąć rany!- Dość zirytowany głos pani Pomfrey z powrotem zwrócił jego uwagę na Ślizgona.
Blondwłosy siedział na rogu łóżka blady jak ściana, tym razem jednak niczego nie udawał. Powoli zaczynało kręcić mu się w głowie i doszedł do wniosku, że chyba źle wymierzył wielkość rany. Najwyraźniej stracił więcej krwi, niż planował. Harry wpatrywał się w jego pobladłą twarz z zainteresowaniem. Przyszły śmierciożerca boi się widoku krwi? Dość nieprawdopodobne.
Cała trójka jakby kompletnie zapomniała o stojącym niedaleko dyrektorze, który przypatrywał się wszystkiemu w milczeniu. Najbardziej badawczo przyglądał się jednak młodemu Malfoyowi. Już od dłuższego czasu miał pewne przemyślenia, do tego jako potężny czarodziej zdawał sobie sprawę z wielu rzeczy, których inni nie zauważali. Zdecydował się jednak zaczekać i zobaczyć co z tego wszystkiego wyniknie. Doskonale widać było, że Malfoy miał do pana Pottera jakąś sprawę. Mógł nawet domyślić się jaką, zważywszy na list, który niedawno otrzymał od Narcyzy. Co prawda, był naprawdę zaskoczony jego przyjściem, ale przynajmniej na pewien czas rozwiał on jego wątpliwości.
-Gotowe. Teraz panie Malfoy prosiłabym, żeby wypił pan ten eliksir.-Powiedziała wręczając mu fiolkę z bursztynową cieczą.-Pomoże to panu uzupełnić krew, której dużą ilość pan właśnie stracił. Musi pan jednak zostać tutaj przynajmniej do rana. Później poślemy skrzaty po pana piżamę.
Draco pokiwał głową w zrozumieniu. W sumie wyszło mu na dobre, będzie miał czas, aby pogadać z Potterem. Nie żeby się do tego palił...Musiał jednak przekonać go do siebie. Nie miał innego wyboru. W zależności od powodzenia jego planu, ważyły się losy jego i jego matki oraz przyjaciół. Nie było czasu na sentymenty.
Z uczuciem spełnionego obowiązku kobieta odwróciła się z powrotem w stronę dyrektora i młodego Pottera.
-Albusie nie znalazłam żadnych informacji na temat tego co próbował zdziałać Czarny Pan atakując umysł Pottera, ale...-Przerwała gwałtownie odwracając się ponownie w stronę blondyna.
Draco z niewinnością wypisaną na twarzy przyglądał się swoim paznokciom.
-Myślę, że powinniśmy porozmawiać w moim biurze.-Dokończyła spoglądając znacząco w stronę młodzieńca.
-Tak, tak Poppy. Myślę, że to dobry pomysł.-Zgodził się Dumbledore i we dwójkę zniknęli za drzwiami do prywatnej części sali.
Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły Draco podniósł wzrok napotykając wlepione w siebie spojrzenie zielonookiego. Już miał na końcu języka ciętą uwagę, gdy w ostatniej powstrzymał się przed jej wygłoszeniem.
-Znowu w skrzydle szpitalnym co, Potter? Nie nudzi ci się ciągłe lądowanie tutaj?
Nawet jeśli starał się zabrzmieć normalnie, w uszach Harrego wszystko co powiedział Malfoy brzmiało jak obelga.
-A co Cię to obchodzi, Malfoy? Pilnuj swojego nosa..
Draco obrzucił go badawczym spojrzeniem. Widać było, że chłopak nie jest w nastroju na żadną pogawędkę. Wzruszył więc ramionami starając wyglądać obojętnie.
-I co się tak spinasz? Nie można nawet zwyczajnie porozmawiać, jak z cywilizowanym czarodziejem.-Westchnął teatralnie obdarzając go krzywym uśmiechem.
Harry aż wciągnął powietrze z oburzenia.
-Porozmawiać?! A od kiedy ty chcesz ze mną po prostu porozmawiać?! Malfoy, zaczynam myśleć, że ktoś tu wyjątkowo mocno uderzył się w głowę. I na pewno tą osobą nie byłem ja...
Draco naprawdę stracił cierpliwość. Każdy głupi zauważyłby, że się kurwa stara! Gdyby mu nie zależało w ogóle nie zawracałby sobie głowy byciem milszym dla Pottera. Ale zależało mu i kurwa nienawidził, gdy coś szło nie po jego myśli.
-Myśl sobie co chcesz, Potter.-Warknął czując nagły przypływ gniewu.-Ale wybacz, nie mam zamiaru marnować swojego cennego czasu na słuchanie tych bzdur..
Następnie odwrócił się i nie zwracając uwagi na zdezorientowaną minę Pottera, zamknął oczy dopiero teraz czując zmęczenie spowodowane osłabieniem organizmu. Niemal natychmiast zasnął majac głęboko w dupie co Potter miał jeszcze do powiedzenia.
~o~
Gdy tylko drzwi zamknęły się za dyrektorem, twarz czarownica całkowicie spoważniała.
-Odkryłam coś co nie do końca mi się podoba.-Zaczęła zakładając ręce na swojej piersi.-Pojawienie się aury wokół blizny chłopaka nie było bezpośrednią robotą Czarnego Pana.
Albus zmarszczył brwi w zamyśleniu.
-Ależ Poppy, skąd w takim razie się wzięła? Przecież nie pojawiła się od tak sobie...
Kobieta zagryzła wargę próbując dobrać słowa do tego co miała właśnie powiedzieć.
-Problem właśnie w tym, że aura została stworzona przez magię samego Pottera... Podczas ataku Czarnego Pana, jego organizm samodzielnie zareagował i być może zablokował skutek klątwy, którą najprawdopodobniej użył Voldemort. Jednak w żadnej książce nie znalazłam opisanego podobnego przypadku zachowywania się dzikiej magii. Każdy czarodziej ma ją w swoim rdzeniu, ale sama w sobie nigdy by się nie wydostała. To jest absolutnie niemożliwe.
-Sugerujesz więc, że Potter sam nieświadomie skorzystał z magii swojego rdzenia? Przecież to jest praktycznie niewykonalne.- Dumbledore nie wiedział, co o tym myśleć.-Jeśli twoje przypuszczenia okazałyby się prawdą... Czy wiesz co to oznacza?
Poppy z powagą pokręciła głową.
-Zdaję sobie z tego sprawę.
-Nie możemy tego przed nim zataić...-Dyrektor myślał intensywnie, prawdopodobnie po raz pierwszy od wieków zmagając się z podobną decyzją.
-O ostatnim przypadku czarodzieja, który potrafił posługiwać się dziką magią nie słyszano od wieków.-Powiedział z trwogą zdając sobie sprawę jakie konsekwencje mogą wyniknąć jeśli ta informacja kiedykolwiek wypłynie na światło dzienne.
-Co robimy Albusie? Co robimy z chłopakiem?
Czarodziej westchnął opierając się ze zmęczeniem o drewniane biurko.
-Nie wiem, Poppy. Nie mam pojęcia...
_________________________________________________
* Komplikacje
** Proszę wejść!
Usiąść przy moim stoliku,
Tak zimno jest na dworze.
Proszę wejść do mojego królestwa,
Leczę wyrzuty sumienia.
Nie betowane...
Serdecznie dziękuję za komentarze. Naprawdę podniosły mnie na duchu. Myślałam, że ta opowieść okaże się totalną klapą najwidoczniej jednak podołałam waszym wymaganiom. Będę naprawdę szczęśliwa jeśli ten rozdział także się wam spodobał. Oczywiście jak najbardziej zapraszam do wyrażania swoich spostrzeżeń.
Rozdział dedykuję Nanni <3 Dziękuję za tak piękny komentarz.
Nie betowane...
Serdecznie dziękuję za komentarze. Naprawdę podniosły mnie na duchu. Myślałam, że ta opowieść okaże się totalną klapą najwidoczniej jednak podołałam waszym wymaganiom. Będę naprawdę szczęśliwa jeśli ten rozdział także się wam spodobał. Oczywiście jak najbardziej zapraszam do wyrażania swoich spostrzeżeń.
Rozdział dedykuję Nanni <3 Dziękuję za tak piękny komentarz.